W październiku 2019 r. Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) cofnęła spółce Waluciarz.pl (dziś Apollo Group) licencję krajowej instytucji płatniczej (KIP), uznając, że w związku z jej działalnością „zachodzi bardzo wysokie ryzyko popełniania lub ułatwiania popełniania przestępstw”. Kilka miesięcy później prokuratura, opierając się m.in. na decyzji nadzoru, zarzuciła Rafałowi Paluszkiewiczowi, prezesowi Waluciarza (zgadza się na podawanie jego pełnych danych osobowych), że był hersztem międzynarodowego gangu, który wytransferował z Polski prawie 8,2 mld zł. Tymczasem Wojewódzki Sąd Administracyjny (WSA) w Warszawie uchylił decyzję komisji, stwierdzając, że nie wykazała, by Waluciarz naruszył prawo, a ona… sama je naruszyła. I to wielokrotnie.
W maju 2020 r. Rafał Paluszkiewicz przekonywał na łamach „PB”, że KNF odebrała spółce zezwolenie w sposób niezgodny z prawem, dodając, że wierzy, iż potwierdzi to sąd administracyjny, do którego Waluciarz zaskarżył jej decyzję. Tak też się stało. Uzasadnienie wyroku WSA w Warszawie jest dla KNF druzgocące.

Brak dowodów
Zdaniem sędziów nadzór „nie wskazał w istocie na żadne dowody utraty przez skarżącą nieposzlakowanej opinii i dobrej reputacji, zagrożenia powierzonych usługodawcom środków na skutek nieprawidłowych działań spółki, utraty zaufania do jej usług i do systemu, w jakim były – legalnie – świadczone”, a drastyczna decyzja KNF „opiera się na domniemaniach” i „nie wskazuje konkretnych norm (…), które nie zostały dochowane”.
Co na to KNF? Jacek Barszczewski, rzecznik nadzorcy, w przesłanym „PB” stanowisku twierdzi, że „ustalenia poczynione w toku postępowania w pełni uzasadniały wydanie decyzji”, która „została podjęta w interesie użytkowników usług płatniczych oraz w dbałości o stabilność systemu płatniczego i zaufanie do tego systemu”. Dodał też, że ustalenia KNF „zostały w wystarczającym stopniu uzasadnione znanymi komisji w czasie prowadzonego postępowania okolicznościami, które zostały z kolei udowodnione dostępnymi środkami dowodowymi”.
Działania nadzoru
Sąd, mówiąc delikatnie, miał inne zdanie. By zrozumieć jego argumenty, trzeba przypomnieć chronologię działań KNF i innych organów państwa w sprawie Waluciarza. W lipcu 2018 r. do prokuratury wpłynęło zawiadomienie Generalnego Inspektora Informacji Finansowej (GIIF) dotyczące Waluciarza i kilku jego klientów. GIIF już wtedy podejrzewał, że Waluciarz jest wykorzystywany do prania pieniędzy pochodzących z przestępstw podatkowych popełnianych przez Wietnamczyków działających w Wólce Kosowskiej.
To właśnie na podstawie informacji z prokuratury o zawiadomieniu GIIF w grudniu 2018 r. KNF wszczęła postępowanie w sprawie cofnięcia Waluciarzowi licencji KIP. Zdaniem sądu administracyjnego to właśnie na tym zawiadomieniu KNF zasadniczo oparła wszystkie zarzuty oraz decyzję z października 2019 r. o odebraniu Waluciarzowi licencji w trybie natychmiastowym.
Jednym z zarzutów GIIF i KNF był przyjęty przez Waluciarza „model biznesowy”, polegający na obsługiwaniu głównie Wietnamczyków, którzy za pośrednictwem spółki realizowali transakcje o średniej wartości ponad 280 tys. zł, czyli znacznie wyższej niż w przypadku innych KIP świadczących usługi przekazu. WSA w Warszawie stwierdził jednak, że nadzorca znał doskonale skalę i wartość transakcji, choćby na podstawie sprawozdań kwartalnych i rocznych Waluciarza, i nie czynił z tego spółce żadnych zarzutów.
„Okoliczność, że skarżąca obsługiwała przedsiębiorców z Azji i miała znacznie większe obroty niż inne firmy prowadzące podobną działalność, co do zasady sama w sobie nie stanowi naruszenia prawa” – stwierdził sąd. Dodał też, że „do cofnięcia zezwolenia nie wystarczy domniemanie, że obsługiwane przez spółkę transakcje „z bardzo wysokim prawdopodobieństwem mogą mieć związek z procederem prania pieniędzy lub unikaniem opodatkowania”. Szczególnie że wcześniejsze kontrole zarówno GIIF (z 2017 r.), jak też KNF (z 2018 r.), dotyczące obowiązujących w spółce procedur przeciwdziałania praniu pieniędzy, nie dopatrzyły się żadnych poważnych nieprawidłowości.
Sąd pyta
Sąd podobnie zbił też twierdzenia KNF, dotyczące tego, że spółka kierowana przez Rafała Paluszkiewicza pozyskiwała gotówkę za pośrednictwem tylko jednego, nieoznaczonego punktu kasowego w Warszawie, którego adres przekazywano jedynie wybranym klientom. Jakie normy czy procedury to naruszało? – pyta sąd w uzasadnieniu i sam sobie odpowiedział, że KNF tego nie wskazała.
Jeszcze ostrzej WSA w Warszawie odniósł się do kolejnego zarzutu nadzoru, że Waluciarz nie prowadził rachunków rozliczeniowych dla swoich klientów, więc dla banków przeprowadzających później poszczególne transakcje były to operacje Waluciarza, a dane o faktycznych płatnikach znajdowały się tylko w tytułach przelewów. Zdaniem sądu jest oczywiste, że tak było, bo spółka „w ramach zezwolenia nie miała uprawnienia do prowadzenia rachunków rozliczeniowych”, lecz jedynie „świadczyła usługi przekazu pieniężnego”.
W uzasadnieniu o odebraniu licencji Waluciarzowi kilka stron zajęło też powołanie się na artykuły prasowe o tym, że przedsiębiorcy azjatyccy działający na terenie Wólki Kosowskiej, głównie pochodzenia wietnamskiego, ukrywają obroty i unikają podatków. W tym przypadku sąd wytknął KNF, że żaden z przywołanych przez nią artykułów nie wiąże opisanych tam przestępstw z działalnością Waluciarza, a nadzorca „nie może powoływać się na niezindywidualizowane informacje medialne”.
Jak by tego było mało, sąd przywołał też fakt, że KNF wcześniej już raz musiała wycofać się rakiem z działań podjętych wobec Waluciarza. W grudniu 2018 r. nadzór wpisał spółkę na listę ostrzeżeń publicznych w związku z jej drugą nogą biznesową, czyli usługą wymiany walut. Chodziło o tzw. rezerwację kursu, którą KNF uznała za instrument finansowy wymagający jej zgody. Już jednak we wrześniu 2019 r. Waluciarz zniknął z czarnej listy. Stało się to po tym, jak prokuratura nie dopatrzyła się naruszenia prawa i szybko umorzyła śledztwo, a jej decyzję, od której odwołał się nadzór, sąd utrzymał w mocy.

Odpowiedź nadzoru
Jak na tę druzgocącą krytykę WSA w Warszawie odpowiada nadzór?
- Sąd nie odniósł się do kluczowych dla decyzji KNF wykładni pojęć „rękojmi” oraz „zapewnienia ostrożnego i stabilnego zarządzania działalnością krajowej instytucji płatniczej”. W naszej ocenie niewystarczająco uwzględnił również potrzebę ochrony zaufania do systemu płatniczego – odpowiada Jacek Barszczewski.
Dodał też, że „w związku z powyższym KNF zamierza wnieść skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego”.
- WSA w Warszawie był pierwszym sądem, który mógł zbadać, czy zarzuty stawiane Waluciarzowi i przedstawicielom spółki mają oparcie w faktach i prawie, i w sposób jednoznaczny stwierdził, że takiego oparcia nie mają. Ponadto wyrok sądu i jego uzasadnienie są tak jednoznaczne, że jestem przekonany, że się utrzyma przed NSA – mówi Paweł Sawicki, pełnomocnik Rafała Paluszkiewicza w postępowaniu karnym.
Prezes Waluciarza dodaje, że kiedy tylko wyrok WSA w Warszawie się uprawomocni, z pewnością wystąpi z roszczeniami odszkodowawczymi wobec skarbu państwa.
- Wykorzystamy wszystkie dostępne możliwości. Także po to, by w przyszłości KNF nie dopuszczała się tego typu bezprawnych działań w stosunku do innych podmiotów z branży finansowej – zapowiada Rafał Paluszkiewicz.
Tymczasem w swoim oświadczeniu KNF powołuje się na jeszcze coś. Można w nim przeczytać, że już po wydaniu decyzji przez nadzór jego ustalenia „znalazły potwierdzenie w działaniach organów ścigania, w szczególności w zatrzymaniu członków zarządu spółki w związku z jej działalnością i postawieniu im poważnych zarzutów karnych oraz w zastosowaniu przez sąd środków zabezpieczających w postaci tymczasowego aresztowania”.
Rzeczywiście Rafał Paluszkiewicz został aresztowany, ale wyszedł zza krat już po miesiącu - był pierwszą w Polsce osobą, której sąd uchylił areszt, powołując się na epidemię koronawirusa.
- KNF myli skutek z przyczyną. To właśnie niezwykle krzywdząca decyzja nadzorcy o odebraniu Waluciarzowi zezwolenia, oparta na hipotezach, a nie dowodach, zainspirowała prokuraturę, działającą w zaufaniu do wydawałoby się poważnego i wyspecjalizowanego organu, do przedstawienia zarzutów karnych szefom spółki. Tymczasem decyzja sądu administracyjnego oznacza, że KNF de facto wprowadziła prokuraturę w błąd – twierdzi Paweł Sawicki.
Dodał też, że jego zdaniem materiał dowodowy zebrany przez śledczych nie daje szans, by zarzuty, przedstawione jego mocodawcy utrzymały się w sądzie. Na razie jednak Prokuratura Regionalna w Warszawie wciąż prowadzi śledztwo w sprawie działania międzynarodowej grupy przestępczej, a jednym z głównych podejrzanych pozostaje Rafał Paluszkiewicz.