— Ograniczanie przez Rosję dostaw gazu do Polski interpretuję tak jak większość świata. To znak ostrzegawczy dla Zachodu — komentuje Timothy Elliott, prezes Serinus Energy. Tak odniósł się do informacji, które od dwóch dni rozgrzewają opinię publiczną w Polsce i w Europie. PGNiG alarmuje, że Gazprom od 8 września dostarcza mniej gazu, niż wynoszą zamówienia. Serinus to firma poszukiwawczo-wydobywcza, kontrolowana przez Jana Kulczyka i operująca m.in. na terenach wschodniej Ukrainy. Ryzykowna lokalizacja. Serinus ma tam cztery gazowe pola wydobywcze, z których dwa — Wiergunskoje i Krutogorowskoje — znajdują się w pobliżu Ługańska, który jest w tej chwili pod kontrolą prorosyjskich rebeliantów. Na szczęście udział tych pól w ukraińskiej produkcji Serinusa to ledwie 3 proc. W samym Ługańsku Serinus miał biuro, które ostatnio padło łupem rabusiów. Działania wojenne nie dotarły jednak do najważniejszych dla Serinusa pól, Makiejewskoje i Olgowskoje, oddalonych o trzy godziny drogi od Ługańska. Serinus produkuje tam 1,1 mln m sześc. gazu dziennie. Wojna nie przeszkadza.

— Osiągamy rekordy w poziomie produkcji, a Ukraińcy namawiają nas do kolejnych wierceń — zauważa Timothy Elliott. Namowy Ukraińców nie powinny dziwić — od czerwca dostawy gazu z Rosji są wstrzymane, więc kraj zaopatrywany jest za pomocą połączeń z Polską, Słowacją i Węgrami. W zimie te wolumeny nie wystarczą. Pod względem finansowym to dla Serinusa atrakcyjna perspektywa. Po pierwsze, ceny gazu na Ukrainie skoczyły do 11 USD za m. sześc., więc i Serinus (a konkretnie zależny Kub-Gaz) z tego skoku korzysta. Po drugie, jeśli Serinus zacznie nowy odwiert w najbliższych dniach, zdąży uruchomić produkcję jeszcze przed zimą, czyli zwiększy sprzedaż. Po trzecie, nowy podatek wprowadzony przez ukraińskie władze, a obowiązujący od początku sierpnia, jest korzystny dla tych, którzy inwestują w nowe odwierty.
— Niewykluczone, że decyzja o rozpoczęciu wierceń zapadnie w najbliższych dniach — zapowiada Timothy Elliott. Ten scenariusz będzie jednak możliwy tylko wtedy, gdy działania wojenne nie przeniosą się na obszar operacji Serinusa. Szef firmy przekonuje jednak, że warto ponieść ryzyko.
— Zaczynaliśmy na Ukrainie od zera i zainwestowaliśmy ponad 100 mln USD. W tym kwartale osiągamy właśnie pełen zwrot z inwestycji. Warto kontynuować — uważa Timothy Elliott, który jest jednocześnie akcjonariuszem Serinusa.
W kontynuację zdają się wierzyć również inwestorzy giełdowi, skoro notowania spółki — po wielotygodniowych spadkach, ostatnio idą do góry. Poza Ukrainą Serinus wierci jeszcze w Tunezji i przygotowuje się do wierceń w Rumunii. W stosunku do aktywów w Brunei — z którym nie wiąże już niemal żadnych nadziei i spisał to aktywo w księgach do zera — stara się mimo wszystko o przedłużenie koncesji i zdobycie partnera.