...taką sentencją kardynał Joseph Ratzinger przedstawił się Miastu i Światu jako nowy, 265 z kolei, Ojciec Święty Benedykt XVI. W minioną sobotę skończył 78 lat i jest najstarszym w chwili wyboru papieżem od 275 lat. Przyjętym imieniem nawiązał do Benedykta XV, którego pontyfikat (1914-22) przypadł na pierwszą wojnę światową.
Świat zastanawia się, w jaki sposób wybitny niemiecki teolog, który jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary od roku 1981 ściśle współpracował z Janem Pawłem II i był w Kościele niekwestionowaną drugą osobą, odnajdzie się jako osoba pierwsza. Awans tylko o jedną pozycję, ale różnica wręcz gigantyczna. Jeśli Benedykt XVI podtrzyma styl „pancernego kardynała” Ratzingera, katolicyzm czeka umocnienie dyscypliny moralnej oraz surowości w sprawach doktrynalnych. Europa może na to zareagować dalszą laicyzacją, a wtedy punkt ciężkości Kościoła jeszcze bardziej przeniesie się do Ameryki Południowej i Afryki.
Przez ćwierć wieku kardynał Ratzinger był najbliższym współpracownikiem Jana Pawła II, ale na pewno nie biernym naśladowcą. Miał ogromne ambicje teologiczne, jednak skromność nakazała mu całkowite ich podporządkowanie interesom Kościoła. W jego osobie skupiły się wszystkie cechy idealnego depozytariusza prawd wiary. Zdecydowanie mniej wiemy natomiast o jego poglądach społecznych oraz umiejętnościach stawiania czoła nie tylko duchowym, ale również zupełnie świeckim wyzwaniom współczesności.
Niezapomniany Jan Paweł II stał krzepko na obu nogach — życzmy tego samego Benedyktowi XVI.