Wielkie rzeczy w małej czarnej
Fatalistycznie patrząc, Adam Ringer dostał od losu małą rolę do odegrania. Na kawiarnianym rynku, wyciągającym co roku jakieś dwa miliardy złotych z kieszeni Polaków, jego pomysł miał być najwyżej anegdotą dla znajomych. Ot, krótkim wspomnieniem po dobrym espresso znikającym w kalejdoskopie warszawskiej ulicy. Było więc ciśnienie („w początkach wieku nie było w Warszawie dobrej kawy i kawiarni”), para („miałem swoją wizję, która nie była rentowna, ale zarabiałem na innych biznesach”) i wreszcie kilka szybkich łyków gorącego napitku o aromacie klęski („gdy zaczęła się ekspansja zagranicznych sieci, poczułem, że, mając co najwyżej kilka lokali, upadniemy w mgnieniu oka”). Dziś to jednak Adam Ringer wychodzi na swoje: facet wyraźnie po sześćdziesiątce szybko rozwija sieć uwielbianą przez dwudziestoi trzydziestolatków. Niemal 50 przestrzennych kawiarni Green Caffè Nero powoduje, że w starciu ze Starbucksem i Costa Coffee rodzima sieć nie jest chłopcem do bicia. Ba, już zarabia miliony, a w kontrze do korporacyjnego ładunku gotówki konkurentów Ringer sprzymierzył się z Gerrym Fordem,...