Sztuczki umysłu

Wojciech Surmacz
opublikowano: 2003-12-05 00:00

„Puls Biznesu”: Ten wywiad może być bardzo szybki, ale nie krótki.

David Lynch: Jak to?

Zadam Panu jedno pytanie.

Masz tylko jedno pytanie do mnie?

Tak.

Wchodzę w to...

A ja już jestem w Pana głowie.

I ja w twojej — trochę się pościeramy.

Boję się... „Głowy do wycierania”.

Spokojnie chłopcze. Sam tego chciałeś. Trzymaj fason! Weź się w garść! Widzisz tych facetów za szklanymi drzwiami? To my — ja i ty. Rozmawiajmy. Oczywiście można to przerwać. Możesz się uwolnić. Wystarczy otworzyć drzwi i wyjść. Ale pamiętaj — nie należy ich wyważać! Nic na siłę! Nie tędy droga! Musisz mieć klucz. Jeśli go nie posiadasz, możesz poprosić, żebym ci otworzył. Ja naturalnie tego nie zrobię. Nie ma tak łatwo... Nie po to tu wszedłeś, by od razu uciekać. Wyluzuj się! I nie wychodź, bo po drugiej stronie znowu znajdziesz coś, czego nie rozumiesz. Warto się pomęczyć — uwierz mi. A propos — słyszysz muzykę zza szyby?

Słyszę szum, głowa mnie boli!

Tak grają fabryki, maszyny, mury — instrumenty. Pracowałem nad nimi wiele lat. Wszystko w starej, drewnianej szopie. Dorabiałem na boku i ciągle wracałem do tych dźwięków. Konsekwentnie, bez przerwy. W końcu usłyszałem, jak śpiewają. Tak się zaczęło... To życie.

Jakaś paranoja. Najgorsze, że mnie też czasami wszystko szumi... Przez Pana!

Na przykład Łódź śpiewa szczególnie — szeptem. Dlatego tu wracam. No i ludzie w porządku są...

Facet, który tu Panu urządził wystawę, też bardzo w porządku. Nieźle się wykosztował na to wszystko.

Może to dziwnie zabrzmi w moich ustach, ale mam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie wyczuwa.

Może i tak, ale on się chyba bardzo spłoszył, jak skończyłem z Panem gadać.

Przestań, bo wszystko zepsujesz.

Nie przestanę! Przecież wszyscy chcą wiedzieć: co tu jest grane? Większość w ogóle nie rozumie pańskich filmów. Innym znowu po prostu podoba się pańska magia, ale też jej nie rozumieją!

A ty rozumiesz?

Nie, nie, nie.

Przynajmniej jesteś szczery.

Bo tu nie chodzi o zrozumienie...

A o co?

To trzeba po prostu czuć.

I ty...

Tak!

A potrafisz to opowiedzieć?

Mam wyobraźnię.

Oby nie chorą.

Strasznie u Pana niebiesko i duszno.

W ten sposób lepiej nie kombinuj. Nie szukaj ucha w trawie. A tak w ogóle: czego szukasz?

Prawdy.

Nie trzeba! Prawda — zawsze naga — czeka na ciebie, na każdego. Wystarczy otworzyć drzwi i wpuścić ją do środka. Jak już ci jednak powiedziałem — możesz to zrobić tutaj i teraz. Tylko musisz wiedzieć jak? Ale wspominałeś coś, że ci duszno. Może chcesz inhalator? Ha, ha, ha...

Poradzę sobie.

Napij się wina, dobrze ci zrobi.

Nie chcę! Czysty umysł pobudza wyobraźnię.

A to ciekawe. Nigdy bym na to nie wpadł. Sądząc po twoim zachowaniu, ty też chyba nie. Totalna prowincja. I ten twój do bólu szczery, beznadziejnie naiwny wyraz twarzy... Ciekawe, jak by na tobie leżała marynarka z wężowej skóry?

Przecież to symbol osobowości i wiary w wolność jednostki z „Dzikości serca”!

Nie rozpędzaj się tak, bo dojeżdżamy do Big Tuna. Tutaj kręcą pornosy w teksańskim stylu.

A Pan ciągle pali!

Palenia się nie czepiaj! U mnie przecież wszyscy palą... Najbardziej kręci samo podpalanie. Zapłon, potem żar. Reszta jest tylko konsekwencją tego aktu. Właśnie, może zapalisz?

Już od dawna nie palę.

Ależ zapal! Na pewno tego łakniesz... Nie śpisz po nocach, ciągle o tym myślisz. Po co się męczyć człowieku? Nie zadręczaj się! Przestań! Masz, zapal! Zaspokoisz się, nasycisz... No weźże!

Przecież to rewolwer.

Mam nadzieję, że potrafisz używać zgodnie z przeznaczeniem. Tylko nie odstrzel sobie jakiejś potrzebnej części ciała! Na przykład głowy...

Mnie to raczej nie grozi, ale Panu chyba tak. Pan jesteś Bobby Peru!

Jestem w sercu każdego bohatera.

Ale Bob jest i na obrazach. „Bob znalazł się w świecie, którego nie rozumie” — Bob tu, Bob tam! Się masz Bob!

Witam.

Jakiś taki zagubiony jesteś facet.

No tak, jakby...

A ludzie mnie napadali po naszym spotkaniu, czy mi wytłumaczyłeś sens „Lost Higway” i „Mulholland Drive”? A skąd Ty masz wiedzieć, jak Ty taki zakręcony jesteś... Ja nie mogę!

Mam świadomość. Staram się...

Ale jazz! Bob nie czai bazy!

Muszę zapalić.

Oj, niezdrowo Panie Redman!

O! Jak mnie nazwałeś? Redman? Widziałeś już ten obraz! Doskonale! Podobał ci się?

Mógłbyś się bardziej postarać.

Wiem.

No to mam Cię!

Czyżby? Nie bądź taki pewny. Możesz przez chwilę się nie odzywać? Słyszysz? Twój telefon dzwoni. Odbierz!

Halo.

To ja.

Tak myślałem, że już jesteś po tamtej stronie...

A ty po tamtej! Ha, ha, ha! Chcesz się spotkać? Przyjedź do mnie na wystawę. Nie spodziewałeś się, co? Na razie niczym się nie przejmuj. Może ci się uda mnie złapać. I nie bądź taki smutny. Ej! Nie pękaj! Możesz mnie przecież dorwać. Ciągle na ciebie czekam. Nawet chciałbym się z tobą spotkać. Mogę się spotykać z każdym. Zwijaj się, ruszaj! Ale nigdy nic nie wiadomo. No chodź! Zawsze możesz powalczyć...

Zawsze mogę liczyć na pomocną dłoń, która przybywa znikąd i podaje nóż.

To później synku. Teraz popatrz na siebie... Ha, ha, ha... Ty mały, zakłamany gnojku! Nie jest ci głupio, jak to czytasz? Znowu nic nie rozumiesz? Skoncentruj się! Właśnie teraz! Kochasz zabijać, bo sam jesteś martwy!

Pan mnie obraża!

Pan mnie obnaża!

Smutne.

Smutek też nas otacza, przyjacielu. Nigdy nie zapominaj, że najciemniej pod latarnią. Pod nią najłatwiej się ukryć — choćby była na końcu świata. Warto tam dotrzeć. Jak trzeba — to zniknąć na jakiś czas. Przeczekać smutne dni. Dlatego mrok trzeba zauważać...

Dlatego trzeba ciągle palić, żeby go chociaż na chwilę — raz na jakiś czas — rozświetlać...

Jakbyś zgadł...

Przy okazji mordując samego siebie!

Wcale nie przy okazji. Tu nie ma ani żadnych okazji, ani przypadków. Istnieje tylko logiczny ciąg zdarzeń, który — niestety! — najczęściej bywa postrzegany przez ludzi, jak totalna abstrakcja. Ty do tej pory też o tym nie wiedziałeś. Prawda?

Wiedziałem.

Jak to?

Bo wiem, jak otworzyć te szklane drzwi.

Skąd!

Bo mam klucz.

Pokaż!

Nie robił tokarz, nie robiła fabryka. Tego się nie dotyka...

O co ci chodzi? Co to znaczy?

To takie polskie...

Mógłbyś mi jednak pokazać ten przedmiot?

Ależ proszę bardzo.

Skąd go masz? Dorobiłeś? W jaki sposób?!

Banalna rzecz — „prosta historia”. Po pierwsze: nie musiałem niczego dorabiać. Przecież on nawet nie ma zębów! To zwykły najprostszy klucz. Po drugie: wsiadłem na traktorek, pojechałem na drugi koniec kraju do starszego brata, a on mi go wręczył. Wszystko.

Tyle że to mnie akurat wcale nie przekonuje. Nieważne kiedy, od kogo i w jakich okolicznościach dostałeś. Najistotniejsze, że masz. Nie uwierzę ci jednak, że jest prawdziwy dopóty, dopóki nie otworzysz nim drzwi!

Już otwieram. Sam jestem ciekaw, co będzie... Chociaż tak naprawdę przeczuwam...

Otworzyłeś. Rzeczywiście wyczułeś! W porządku! Teraz jak chcesz, to możesz tam iść. Zanim jednak wyjdziesz, posłuchaj moich dźwięków przez otwarte drzwi...

Ale...

Cisza! Ciekawe, czy je poczujesz? Co słyszysz?

„Llorando” z „Mulholland”.

Doskonale. A widzisz coś?

Namiętność, rozwiązłość, morderstwo... Przerażające!

Świetnie. Wystarczy. A teraz szybciutko stąd spadaj! Już cię nie ma!

Pan zostaje...

Jak widać.

Szkoda.

No idź już sobie!

Przecież dopiero co wszedłem. Mówiłem, że będzie szybko...

Aha... Czekaj no! Byłbym zapomniał. Chciałeś mi zadać jedno pytanie. No więc?

Mogę wymyślić wywiad z Panem i napisać to w swojej gazecie?

Czy możesz wymyślić wywiad ze mną i opisać swoją imaginację w gazecie?

Tak właśnie.

No dawaj!

Tak?

Tak.

Chwileczkę, muszę być pewien, że się rozumiemy. Chcę mieć pańską zgodę...

Chcesz wszystko wymyślić i opowiedzieć? Tak?

Tak — w gazecie, a wywiad będzie zawierał na końcu pańską zgodę.

Zgadzam się.

W takim razie dziękuję!

I to już koniec?

Tak! Jeszcze raz bardzo dziękuję!

Bardzo proszę! Nieźle... Ha, ha, ha... Ha, ha, ha!