„W najbliższych tygodniach prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej ma ogłosić rozpoczęcie wyczekiwanej przez rynek telekomunikacyjny od lat aukcji częstotliwości 5G” - napisaliśmy w PB cztery tygodnie temu. Słowo staje się ciałem. Rynkowy regulator zwołał na czwartek konferencję prasową „dotyczącą rozpoczęcia aukcji na pasmo C – jedno z pasm pionierskich sieci 5G”. Oprócz Jacka Oki, szefa UKE, weźmie w niej udział minister cyfryzacji Janusz Cieszyński.
W aukcji do kupienia są cztery bloki częstotliwości z przedziału 3,4-3,8 GHz, dobrze nadające się do budowy szybkiej sieci na obszarach gęsto zaludnionych. Cena wywoławcza za każdy wynosi 450 mln zł, co oznacza, że aukcja ma przynieść co najmniej 1,8 mld zł.

UKE już raz ją ogłosił - na początku 2020 r. Procedurę jednak szybko i w kontrowersyjnych okolicznościach odwołano, a potem czekano na nowelizację ustawy o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa (KSC), która miała m.in. określić państwowe wymogi co do dostawców sprzętu i procedurę ich weryfikacji. Prace nad projektem trwają z przerwami od trzech lat i wciąż nie trafił on do Sejmu.
Mimo to urząd wznowił procedurę. 20 grudnia ubiegłego roku ruszyła pierwsza tura konsultacji dokumentacji aukcyjnej. Organizacje branżowe i telekomy zgłosiły liczne uwagi. Pod ich wpływem UKE rozszerzyło oferowane bloki częstotliwości (bez zmiany ceny wywoławczej) i nieco zmniejszyło zobowiązania pokryciowe operatorów. Druga tura konsultacji zaczęła się na początku kwietnia i skończyła w połowie maja.
Już po jej zakończeniu niezadowolenie z kształtu dokumentacji wyraził Polkomtel, operator sieci Plus. Uważa, że zobowiązania pokryciowe (czyli wymagane przez UKE pokrycie siecią nowej generacji odpowiednio wysokiego odsetka populacji Polski i konkretnych obszarów kraju) są zbyt wyśrubowane, nieadekwatne do udostępnionych w aukcji częstotliwości, a wręcz niemożliwe do realizacji.