Nierówność płci na rozwiniętych rynkach szybko się kurczyła po II wojnie światowej, lecz w tym stuleciu trend spowolnił. Weźmy np. Stany Zjednoczone. Stosunek liczby zatrudnionych kobiet do mężczyzn zwiększył się z 39 proc. w 1949 r. do 87 proc. pod koniec lat 90., by potem utknąć w miejscu aż do dziś. Ponieważ popyt na pracę (czyli zatrudnienie) determinuje poziom płac, ten sam trend widoczny jest w luce płacowej. Stosunek mediany realnych płac kobiet do płac mężczyzn po dynamicznym wzroście w drugiej połowie XX w. także zatrzymał się w okolicach 83 proc. Spowolnienie tego procesu widoczne jest także w krajach UE, Japonii czy Korei Płd. Kobiety przestały więc gonić mężczyzn, mimo że luka płacowa wciąż jest dość duża i wynosi średnio 11,4 proc. w państwach OECD — taka jest różnica między medianą wynagrodzeń kobiet i mężczyzn w rozwiniętych gospodarkach.
Można oczywiście zadać pytanie, czy świat nadal powinien dążyć do równości płci. Cóż, dowody pokazują, że owo dążenie przynosi duże korzyści mikro- oraz makroekonomiczne. Ostatnio na łamach PB opisywaliśmy, jak zwiększenie udziału kobiet na stanowiskach kierowniczych wyższego szczebla i w zarządach przyczyniło się do znaczącej poprawy wyników finansowych indyjskich spółek. Do podobnych wniosków dla Europy doszli L.E. Christiansen i in. w badaniu „Unlocking the Potential of Greater Female Employment in Europe”. Warto też przywołać badanie, które dowodzi, że emancypacja kobiet na rynku pracy przyspieszyła rozwój gospodarczy USA. Wykres przedstawia historyczną dekompozycję wzrostu PKB i produktywności pracy, czyli rozkłada wzrost na jego główne siły napędowe. Widać, że kobiety odegrały istotną rolę, pobudzając wzrost i produktywność — co istotne, PKB rósł szybciej nie tyle w wyniku rosnącej podaży pracy, ile głównie w wyniku rosnącej jej wydajności. Czyli kobiety wchodzące na rynek pracy poprawiły ogólną produktywność w amerykańskiej gospodarce.
Zwiększenie udziału kobiet w rynku pracy oznacza dla gospodarki dostęp do większej puli talentów, które zasilają najbardziej innowacyjne sektory. W badaniu „The allocation of Talent and U.S. Economic Growth” autorzy ustalają, że zmniejszenie barier dla kobiet w dostępie do rynku pracy doprowadziło do większej liczby wykwalifikowanych pracowników, którzy zaczęli dominować w wysoce produktywnych branżach, takich jak edukacja, medycyna, finanse i zarządzanie. Większa pula talentów to bardziej efektywna alokacja zasobów. To wyjaśnia, dlaczego emancypacja kobiet w tak dużym stopniu pobudziła wzrost gospodarczy. Co ciekawe, ponieważ kobiety zdominowały sektory o mniejszej cykliczności (edukacja i opieka zdrowotna), wzrost udziału kobiet w tych sektorach przyczynił się do stabilizacji cyklu koniunkturalnego — wahania wzrostu i spadku PKB stały się rzadsze i mniejsze.
Mamy więc dwa fakty. Pierwszy to bardzo pozytywny wpływ rosnącej roli kobiet na rynku pracy na gospodarkę dzięki zwiększeniu puli talentów i poprawie alokacji zasobów. Drugi to spowolnienie niwelowania różnic płciowych w rozwiniętych krajach. Wniosek jest więc taki, że wzrost gospodarczy mógłby przyspieszyć, gdyby trend spowolnienia został odwrócony, a kobiety ponownie zaczęły doganiać mężczyzn w zatrudnieniu i — co za tym idzie — w płacach. Społeczeństwa rozwinięte mają więc niejako ukryty potencjał rozwoju. Straty ekonomiczne spowodowane luką w zatrudnieniu ze względu na płeć szacuje się dla unijnej gospodarki na 370 mld EUR rocznie, czyli około 2 proc. PKB.
Naturalnie rodzi się pytanie o zestaw polityk, który pomógłby ponownie uruchomić proces wzrostu roli kobiet, jednocześnie bez uszczerbku dla coraz dramatyczniej wyglądających wskaźników dzietności. Literatura naukowa wskazuje, że najbardziej efektywne polityki to inwestycje w wysokiej jakości i dostępną opiekę nad dziećmi, dobrze skonstruowane systemy urlopów rodzicielskich — nie za długie, nie za krótkie (optymalny próg to około 140 dni), a także systemy zachęt, czyli zmniejszenie krańcowych stóp podatkowych dla drugiego żywiciela rodziny.