Od kilku lat reklama wielkoformatowa nie ma dobrej passy w mediach. Bo szpecą, zaśmiecają, oblepiają miasto nachalnymi siatkami, podobnie jak inne, duże formy reklamy zewnętrznej. Kolejnym akordem w tym paśmie nieszczęść jest prezydencka propozycja ustawy zmieniająca niektóre ustawy w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu.
![MISJA W SEJMIE:
Marcin Schoen,
współwłaściciel
Street Media,
będzie prezesem
nowo powstałej
Izby Gospodarczej
Reklamy
Wielkoformatowej.
I ma jedną podstawową
misję
— lobbować
na tyle skutecznie,
by zapewnić rację
bytu wartej 100 mln
zł rocznie branży.
[FOT. WM] MISJA W SEJMIE:
Marcin Schoen,
współwłaściciel
Street Media,
będzie prezesem
nowo powstałej
Izby Gospodarczej
Reklamy
Wielkoformatowej.
I ma jedną podstawową
misję
— lobbować
na tyle skutecznie,
by zapewnić rację
bytu wartej 100 mln
zł rocznie branży.
[FOT. WM]](http://images.pb.pl/filtered/d4d9619c-2591-4cb1-9e1c-b8eec4ea92bf/64937ab1-2d40-52a0-a23c-afa4661aa432_w_830.jpg)
— Krajobraz, jako własność wspólną, należy chronić — orzekł prezydent Komorowski, przedstawiając projekt. Przyklasnęli mu niemal wszyscy, ale w niektórych środowiskach był to przedwczesny entuzjazm.
Gminne porachunki
Prezydentowi przyklasnęło bowiem także kilkadziesiąt podmiotów żyjących z produkcji i sprzedaży wielkich reklam zewnętrznych. Do czasu, gdy okazało się, że przy okazji ochrony własności wspólnej ich własność prywatna może znaleźć się pod urzędniczym ostrzałem. — Dla naszej branży reklamy wielkoformatowej zapisy ustawy w obecnym kształcie mogą się okazać bardzo niekorzystne — przyznaje Marcin Schoen, współwłaściciel krakowskiej spółki Street Media.
Projekt ustawy, po środowiskowych konsultacjach, trafił do kilku sejmowych komisji i właśnie teraz jest czas na lobbowanie w sprawie szczegółowych zapisów w nowym prawie. To właśnie Schoen będzie prezesem nowej organizacji mającej wpływać na interesy wielkoformatowców. Lada dzień zarejestrowana zostanie Izba Gospodarcza Reklamy Wielkoformatowej (IGRW) zrzeszająca ponad 100 członków, w tym liderów, czyli Gigaboard i CAM Media. — Rynek takiej reklamy jest wart 100 mln zł rocznie i stanowi nawet 20 proc. budżetów outdoorowych — zaznacza Marcin Schoen. W środowisku reklamowym nie jest tajemnicą, że IGRW to odpowiedź na konflikt interesów, jaki zrodził się w dotychczasowym mateczniku branży, czyli Izbie Gospodarczej Reklamy Zewnętrznej (IGRZ) kierowanej przez Lecha Kaczonia. Źródłem napięć w branży jest m.in. prezydencki pomysł przerzucenia obowiązku kształtowania polityki przestrzennej na gminy.
Ruina w rozkroku
Problem zarówno IGRW, jak i IGRZ leży w stopniu determinacji w dążeniu do tego, by spod władztwa gmin wyjąć niektóre kwestie i ustawowo zagwarantować rację bytu siatek reklamowych rozwieszanych na ścianach szczytowych budynków (tych bez okien) oraz na elewacjach (tu jednak tylko w czasie remontów).
— Zgadzamy się, że powinna zostać wypracowana koncepcja dotycząca miejsca dużych reklam w tych dwóch przypadkach.Jednak na ile znam proces legislacyjny to nie oczekuję, że takie zapisy trafią do ustawy. Mogę tylko przytoczyć słowa przedstawicieli kancelarii prezydenta, którzy podkreślali, że warto zaufać zdrowemu rozsądkowi gmin. W centrum Krakowa taki model działa. Jest tam park kulturowy, a wielkie siatki wiszą na remontowanych kamienicach — tłumaczy Lech Kaczoń.
Przedstawiciele branży dużego formatu przekonują jednak, że IGRZ stoi w rozkroku, bo najwięcej do powiedzenia w tej izbie mają duże sieci outdoorowe, posiadające tysiące klasycznych billboardów o mniejszych rozmiarach. A zdaniem Marcina Schoena, wielkie spółki takie jak AMS (kontrolowany przez Agorę) czy Stroer nie mają interesu w walce o przyszłość siatek reklamowych.
— Już teraz w części gmin, gdzie uchwala się plan zagospodarowania przestrzennego, ogranicza się wielkość tablic reklamowych do rozmiaru klasycznego billboardu. Jeśli tym tropem pójdą największe miasta, zachęcane przez media, to znikną duże siatki, a budżety reklamowe mocniej zasilą właścicieli tablic. Do tego wiele budynków — także zabytkowych — zamieni się w ruiny z braku możliwości zebrania pieniędzy na remont — argumentuje współwłaściciel spółki Street Media.