Podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w 2018 r. po raz pierwszy od 1999 r. nie pojawił się Bank Pekao. Kilka miesięcy wcześniej, w listopadzie, bank — jeden z głównych sponsorów imprezy, przez 19 lat obsługujący jej finanse — zerwał kontrakt z Jurkiem Owsiakiem, mimo że wiązało się to z koniecznością zapłaty odszkodowania. Historia z WOŚP pokazała, co w praktyce oznacza repolonizacja Pekao: pełną polityczną dyspozycyjność.
Pod skrzydłami Ziobry
W styczniu 2016 r. Luigi Lovaglio, wieloletni prezes Pekao, w wywiadzie dla „Pulsu Biznesu” na pytanie o pogłoski, że bank może zostać sprzedany, odpowiedział, że Pekao to perełka i nie jest na sprzedaż. 12 miesięcy później, w grudniu, Michał Krupiński, wtedy szef PZU, powiedział: „Wszystko wskazuje na to, że żubr wróci z ziemi włoskiej do Polski”. I wrócił. Po odkupieniu Pekao przez kilka miesięcy w banku nic się nie działo: nie było skoku na kasę, zmian kadrowych. Co ufniejsi sądzili, że może tak już zostanie. Luigi Lovaglio zdaje się liczył, że utrzyma fotel prezesa, bo uważany był za jednego z najbardziej efektywnych i doświadczonych menedżerów na rynku.
Hasło zostało rzucone po raz pierwszy w czasie kryzysu 2008 r., kiedy zagraniczni inwestorzy zaczęli wycofywać się z Polski. Pierwszą próbę repolonizacji podjął w 2010 r. PKO BP, startując w przetargu na BZ WBK. Zabrakło mu umiejętności i politycznego wsparcia. Trzy lata później o BGŻ zawalczył PZU. Doszedł do finału negocjacji, w których przegrał z BNP Paribas. Tu również politycy stali z boku. W 2015 r. skutecznie zawalczył o Aliora. Zapłacił 89,25 zł za akcję. Później cena nigdy nie wróciła do tego poziomu.
W 2016 r. PZU wspólnie z PFR kupili 32 proc. Pekao po cenie 123 zł za akcję. Kurs banku przebił ten poziom dopiero podczas euforii, jaka ogarnęła rynek po ubiegłorocznych październikowych wyborach.
Złudzenia prysły w czerwcu 2017 r., kiedy zwykłe walne odwołało w całości starą radę nadzorczą, a do nowej powołało m.in. dyrektorkę szpitala w Oświęcimiu, dyrektora jednego z warszawskich przedszkoli oraz właścicielkę biura rachunkowego z Lublina. Nowa rada już na pierwszym posiedzeniu usiłowała odwołać Luigiego Lovaglia. Udało się za drugim podejściem. Rada tak się zapędziła, że odwołała też szefa ryzyka i bank w pewnym momencie został bez nawet jednej osoby z poświadczoną przez KNF rękojmią stabilnego zarządzania nim. W drugiej co do wielkości instytucji finansowej w kraju!
Zmiany kadrowe dokonywane zazwyczaj nocą stały się później znakiem rozpoznawczym Pekao. Także ułańska fantazja motywowana myśleniem: postaw się, choćbyś miał zapłacić dwa razy. Przykład: Luigi Lovaglio został pozbawiony odprawy. Wygrał z bankiem w sądzie należne pieniądze plus odszkodowanie.
Osierocona fuzja
Pierwszym prezesem zrepolonizowanego Pekao został Michał Krupiński. Złote dziecko PiS — tak był wtedy nazywany. Obrotny, kontaktowy, z kontaktami w PiS. Rządy w Pekao zaczął w niestandardowy sposób: wziął do zarządu zespół specjalistów z rynku — z nielicznymi wyjątkami — co mogło sugerować, że będzie to profesjonalnie zarządzana instytucja. Nadzieje szybko się rozwiały. Z zarządzania bankiem wycofał się PFR, oddając bank PZU, a tak naprawdę w ręce środowiska Zbigniewa Ziobry, ówczesnego ministra sprawiedliwości, które miało duże wpływy w grupie ubezpieczyciela. Brat ministra został w banku dyrektorem i bardzo wpływową postacią. Eksponowane posady dostali emerytowani pracownicy służb, wprowadzając nieznane w innych spółkach porządki, jak np. wykrywacze metalu przed wejściem na salę rady nadzorczej, co było podyktowane chęcią zapobieżenia wnoszeniu na posiedzenia urządzeń rejestrujących przebieg spotkań i później przekazywaniu informacji mediom.
Zrepolonizowany zarząd zatwierdził ambitną strategię zakładającą osiągnięcie w 2020 r. 14 proc. ROE. W październiku 2017 r. podjął też starania o połączenie z Alior Bankiem. Due diligence trwało dziewięć miesięcy. Podobno na transakcję zgodził się już Jarosław Kaczyński, jednak prezesi Pekao i Aliora poróżnili się w sprawie parytetu wymiany akcji. Powstał też konflikt między Michałem Krupińskim a Pawłem Surówką, prezesem PZU, i fuzja, do której na początku wszyscy parli, została sierotą i ostatecznie do niej nie doszło.
Odważna polityka kredytowa
Pomysł na połączenie z Aliorem nie był zły. Pekao miał wnieść do stadła kompetencje w zakresie bankowości korporacyjnej i inwestycyjnej. Działką Aliora miał być detal. Po fiasku fuzji Pekao musiał znaleźć pomysł na siebie. Zadanie nie było łatwe, bo Pekao, jeden z najefektywniejszych banków na rynku za czasów Unicreditu, był dość mocno niedoinwestowany. Pod względem wydawania pieniędzy Luigi Lovaglio zachowywał się jak rodowity Szkot. Po banku krążył żart, że po 20. każdego miesiąca nie ma co liczyć na faks z Pekao, bo limit papieru się wyczerpał i trzeba czekać do pierwszego.
Luigi Lovaglio nie żałował pieniędzy na WOŚP. Lubił fotografować się z Jurkiem Owsiakiem w dniu finału z czekiem rozmiarów deski surfingowej z odpowiednio dużą kwotą. Po repolonizacji banku, obawiając się o przyszłość umowy z WOŚP, zabezpieczył ją notarialnym zapisem o odszkodowaniu za jej zerwanie. Nie pomogło. Pekao, zgodnie z linią partii, nie chciał mieć nic wspólnego z Owsiakiem.
Niedofinansowanie Pekao było szczególnie dotkliwe w zakresie IT. Bank coraz bardziej odstawał od rynku pod względem bankowości internetowej i mobilnej. Za czasów Michała Krupińskiego zaczęły się zmiany w tym zakresie. Bank zmienił też ofertę produktową dla klientów detalicznych. Równocześnie w biznesie korporacyjnym zapadały kontrowersyjne decyzje. Michał Krupiński miał oferować wsparcie kredytowe dla budowy słynnych dwóch wież na działce należącej do spółki Srebrna kontrolowanej przez ludzi z PiS. Gotów był poręczyć kredyt dla wspieranej przez PiS spółki Fratria, wydawcy prawicowych mediów, na zakup radia ZET, choć transakcja daleko przekraczała jej możliwości finansowe. Kontrowersyjne były też ruchy kadrowe, jak np. powołanie Marty Wolańskiej, znajomej rodziny Krupińskich, osoby bez doświadczenia w biznesie, na prezesa Pekao Leasing.
Nie widzę potrzeby, żeby skarb państwa posiadał udziały w bankach. Polacy mogą partycypować w zyskach stosunkowo rentownego sektora poprzez fundusze, nie potrzebują do tego państwa. Uważam, że obecność kapitału zagranicznego w rynku bankowym nie jest żadnym zagrożeniem, ponieważ państwo ma narzędzia do sprawowania pełnej kontroli. Najlepszym przykładem siły oddziaływania państwa na sektor była ustawa o wakacjach kredytowych. Skoro taka regulacja, będąca de facto zmuszeniem spółek do świadczenia usługi za darmo, przeszła, to można sobie wyobrazić ustawę nakazującą bankom np. lokowanie określonej części aktywów w kredytach dla elektrowni itp.
Można mieć kontrolę, nie mając ani jednej akcji banku. Fundusze wydane na banki państwowe czy w nich zamrożone można byłoby spożytkować w inny sposób. Czas pokazał, że błędem było przejęcie Aliora — PZU za drogo zapłacił za bank. Dzisiaj kurs jest niżej niż 10 lat temu. W przypadku Pekao też trudno mówić o udanej inwestycji. Gdyby nie zwyżka kursu pod koniec ubiegłego roku, cena akcji byłaby dużo niższa niż w momencie przejęcia. Jeśli wziąć pod uwagę wartość pieniądza w czasie, to nie jest to inwestycja, na której podatnicy zarobili.
Nocna wymiana prezesa
19 listopada 2019 r., późnym wieczorem, rada nadzorcza niespodziewanie odwołała Michała Krupińskiego. Następcą został Marek Lusztyn, człowiek bez politycznego zaplecza, wychowanek grupy Unicredit, w której doszedł do wysokich stanowisk. Jako prezes podjął się mocno politycznej misji repolonizacji mBanku wystawionego na sprzedaż przez Commerzbank. Transakcja zakończyła się fiaskiem. Niemcom nie odpowiadała ani cena, ani to, że mają sobie zatrzymać portfel frankowy.
W pięć miesięcy od powołania na stanowisko prezesa, w nocy 14 kwietnia, doszło do zmiany szefa Pekao. Marek Lusztyn zrezygnował z posady, ale został w zarządzie. Zastąpił go Leszek Skiba, który do banku przyszedł tydzień wcześniej. Z bankowością miał tyle wspólnego, że przez rok był szefem rady BFG. Przyszedł z resortu finansów, gdzie przez cztery lata był wiceministrem.
Jego nominacja sprawiła spory problem KNF, bo jak zatwierdzić na stanowisku prezesa kogoś, kto z bankowością nie ma nic wspólnego. A jednak się dało. Nadzór zmienił zasady kwalifikacji, poszerzając krąg nominatów o byłych urzędników wysokiego szczebla. Tym sposobem w lutym 2021 r. Leszek Skiba został prezesem Pekao. Dwa miesiące wcześniej gładko przeprowadził proces przejęcia upadłego Idea Banku. Mimo ryzyka związanego z transakcją i buntu w zarządzie. Leszek Skiba uchodził za człowieka Jacka Sasina, ministra aktywów państwowych, a wszedł do banku kontrolowanego przez ludzi Zbigniewa Ziobry, ale w rozgrywce z nimi wykazał się niemałą zręcznością. Była to walka z anonimami i prokuraturą, która przez dwa lata prowadziła śledztwo wszczęte z urzędu przeciwko współpracownicy prezesa w związku z tym, że przekazała podwładnej dane personalne jednego z menedżerów banku na potrzeby napisania komunikatu prasowego o jego awansie. Zakończyło się bodaj pierwszym w kraju aktem oskarżenia za naruszenie RODO.
Leszek Skiba utrzymał się na stanowisku, uspokoił i ustabilizował sytuację w banku. Wspierał politykę rządu. Kiedy w kwietniu 2022 r. premier Mateusz Morawiecki apelował do bankowców, żeby podnieśli oprocentowanie depozytów, Pekao jako pierwszy wprowadził stawkę 6 proc.
Polityczne nominacje
Od czasów Michała Krupińskiego postępował proces erozji kompetencji w zarządzie banku, który stał się miejscem obsadzania ludzi powiązanych z polityką, bez doświadczenia w bankowości. Posadę wiceprezesa dostał np. Jerzy Kwieciński, były minister rozwoju i, krótko, finansów, czy Piotr Zborowski, który w swoim CV miał pracę w resorcie aktywów państwowych. W ubiegłym roku zatrudnił on na stanowisku doradcy Jarosława Olechowskiego, byłego dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, osobę bliską PiS.