Z doktoratami do bezpieczeństwa
Uniwersyteccy naukowcy przedzierzgnęli się w speców od wywiadu gospodarczego. A teraz chcą jeszcze zostać niańkami.
Krzysztof Borysławski i Marek Woron poznali się na wydziale antropologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Pierwszy był tam adiunktem, drugi — starszym asystentem.
— Pensje niskie, trzeba było dorabiać. Współpracowałem z Polską Akademią Nauk przy sporządzaniu ekspertyz sądowych przy dochodzeniu ojcostwa. Udzielałem też korepetycji studentom — mówi Marek Woron.
Gdy przyszedł przełom polityczny w 1989 r., obaj doszli do wniosku, że dojrzeli do poważnych zmian.
— Przejęliśmy się słowami Lecha Wałęsy, by brać los we własne ręce. Na początek chcieliśmy zarabiać jako importerzy telefonów z automatyczną sekretarką. Niestety, tylko na tym straciliśmy. Postanowiliśmy, że zajmiemy się tym, na czym się znamy, czyli nauką — opowiada Marek Woron.
Pieniądze i medycyna
Założyli firmę Altrix, która stała się centrum szkolenia przyszłych studentów medycyny i biologii. Na owe czasy była to nowość.
— Opracowywaliśmy repetytoria, prowadziliśmy wykłady i testy. Cieszyły się ogromnym powodzeniem. Na sali bywało nawet po dwieście osób. Po dwóch latach uruchomiliśmy szkołę języków obcych. Zaczęliśmy obsługiwać firmy, szkoły, nawet przedszkola. W końcu dorobiliśmy się miniwydawnictwa, które drukowało własne książki do zajęć językowych — wspomina Marek Woron.
Właściciele Altriksu przez dziesięć lat godzili biznes z pracą na uczelni. Krzysztof Borysławski pracuje tam do dzisiaj. W końcu okazało się, że szkół językowych gwałtownie przybywa, rośnie konkurencja. Uznali, że czas z tej działalności zrezygnować.
— W połowie lat 90. postanowiliśmy zająć się bezpieczeństwem biznesu. Przejęliśmy Societas, upadającą wywiadownię gospodarczą. Początkowo oferowaliśmy badania mechanoskopijne — dla tych, którzy chcieli kupić samochód. Mogli u nas sprawdzić, czy nie był kradziony. Bankom zaproponowaliśmy informacje, czy przyszły kredytobiorca jest wypłacalny. Nie było jednak zainteresowania tymi usługami — tłumaczy Marek Woron, prezes i większościowy udziałowiec firmy.
Wywiadownia rosła jednak w siłę, choć szefowie Societasu przyznają, że w latach 90. informacje o firmach zbierali zachodnimi metodami, przystosowanymi do polskich warunków.
Grunt to ochrona
Dziś wywiadownia obsługuje tylko nielicznych, ale stałych klientów, a Societas słynie jako prężna firma ochroniarska. Opiekuje się blisko 700 obiektami, ma trzy bazy obsługujące kontrahentów i ponad 300 pracowników.
— Nie przyjmujemy każdego zlecenia. Nasza usługa jest kosztowna. W zamian oferujemy jednak najlepsze, co w tej branży istnieje — podkreśla Marek Woron.
Ochroniarze przechodzą regularnie szkolenia, testy sprawnościowe i strzeleckie. Nie ma wśród nich emerytów i inwalidów. Poza tym Societas ma superbezpieczny system łączności i siedem aut do natychmiastowej interwencji.
Właściciele należą do tych, którzy nieustannie przeobrażają swoją firmę. Trzy miesiące temu wprowadzili usługi czystościowo-porządkowe. Chcą opanować wszystkie biurowce i firmy produkcyjne we Wrocławiu.
— Jeśli klient ma taką potrzebę, możemy zjawić się u niego w każdej chwili i gruntownie posprzątać biuro. Mamy do tego sprzęt dobrej firmy i najlepsze środki chemiczne. Dlatego nasza wydajność jest dwukrotnie wyższa niż u konkurencji — twierdzą w Societasie.
Właściciele firmy podkreślają, że liczy się nie tylko zysk, ale także atrakcyjne zarobki personelu.
— Wbrew pozorom to nasz zysk. Niezadowolony pracownik nigdy dobrze nie wykona zlecenia — uważa Marek Woron.
Maluchy z niszy
Teraz właściciele Societasu szykują kolejną niespodziankę. Chcą zająć się opieką nad dziećmi.
— Chodzi nam nie tylko o to, by były bezpieczne, ale także, by spędziły pożytecznie wolny czas. Usługa będzie miała specyfikę, której nie ma jeszcze na rynku, i pojawi się u nas prawdopodobnie w przyszłym roku — zapowiada Marek Woron.
Imperium ochroniarskie Worona i Borysławskiego powstało wyłącznie za własne pieniądze, głównie zarobione w firmie Altrix. Tylko raz zrobili wyjątek — niedawno zaciągnęli kredyt na kupno biurowca. Przeniosą tu swoją siedzibę, resztę powierzchni wynajmą.
Na pytanie o receptę na sukces w biznesie odpowiadają zgodnie: trzeba postawić na niszowość i usługi najwyższej klasy. Nie bez znaczenia jest stała obserwacja rynku i dostosowanie się do jego potrzeb.
© ℗Podpis: Agata Ałykow