Thomas Alva Edison wynalazł kamerę rejestrującą obraz i dźwięk. Ale rozwój przemysłu filmowego nastąpił wbrew niemu.
Na koniec XIX w. przypada fascynacja ruchomymi obrazami. Ledwie ludzie oswoili się z fotografią, a już wielu pracowało nad tym, by ją ożywić. Udało się to braciom Augustowi i Ludwikowi Lumiére. Po drugiej stronie oceanu mieli silnego konkurenta: Thomasa Alvę Edisona (na zdjęciu u góry), z zawodu wynalazcę.
Twórczy duch
Edison eksperymentował przez całe życie. Anegdota głosi, że jako dziewięciolatek pocierał o siebie dwa koty, chcąc uzyskać prąd elektryczny, a kolegę nakarmił oranżadą w proszku, licząc, że powstałe w wyniku reakcji chemicznej gazy w żołądku uniosą nieszczęsny obiekt eksperymentu w powietrze. Nauczyciele uważali go za ucznia opóźnionego w rozwoju.
Mylili się. Żarówka, prądnica prądu stałego, fonograf i wreszcie wynaleziony w 1888 r. kinematoskop. Edison opatentował go w 1891 r., trzy lata przed braćmi Lumiére. Urządzenie przypominało fotoplastykon. Użytkownik, zaglądając przez specjalne okulary do skrzynki, mógł obejrzeć kilkunasto- lub kilkudziesięciosekundowy filmik. Bracia Lumiere pokazywali swoje obrazy na wielkim ekranie.
Patentowe wojny
Edison nie znosił porażek. W 1897 r. uzyskał patent na kamerę filmową rejestrującą oprócz obrazu także dźwięk. Potem przyszła odpowiedź na wynalazek braci — wielki projektor Vitascope. Edison patentował wszystko, co wychodziło z jego biur projektowych. Uznał się za wyłącznego właściciela praw do rodzącego się na przełomie XIX i XX w. amerykańskiego kina. Założył nawet własne studio filmowe i bezwzględnie tępił konkurencję.
Monopol rodzi bunt. Edison nie zdławił konkurencji, ale przepłoszył ją ze wschodniego wybrzeża. Niezależni filmowcy uciekali na zachód, aż na drodze w tej ucieczce stanął im ocean. Pora się było osiedlić. Znalazło się nawet niezłe miejsce. Na wzgórzach Hollywood w Los Angeles od 1911 r. błyskawicznie powstawały studia filmowe.
Wkład Edisona w rozwój techniki filmowej jest nie do przecenienia, chociaż przedstawiany jest jako czarny charakter. W dodatku przegrany, bo o tym, że miał studio, pamiętają jedynie historycy kina. Musiał się zadowolić fortuną z innych wynalazków i swoimi 1093 patentami. Chyba tak jest lepiej dla Edisona i dla filmu.