Zakłady FSO muszą dalej pracować

Aneta Królak
opublikowano: 2002-05-07 00:00

Maciej Leśny, wiceminister gospodarki, zapewnia, że upadłość żerańskiej fabryki nie byłaby korzystna ani dla strony koreańskiej, ani polskiej. Program ratowania zakładów ma zapewnić pozyskanie inwestora, którego prawdopodobnie poznamy jeszcze w czerwcu.

Wojciech Szeląg (Polsat): Mamy wreszcie porozumienie między General Motors a Daewoo, a raczej tym, co po nim zostało na świecie. Jednak nie obejmuje ono zakładów FSO na Żeraniu. Czy to dobrze?

Maciej Leśny (wiceminister gospodarki): Jedna część porozumienia obejmuje żerańskie zakłady. Mianowicie wszystkie prawa do intelektualnej własności modeli zostają w Daewoo. Dzięki temu mogliśmy liczyć, że będziemy w Polsce nadal produkować Matiza, Lanosa oraz Nubirę. I tak się stało. Zostało to wynegocjowane w ostatniej chwili. Nie wiem, czy zostało zapisane formalnie. Natomiast władze Daewoo złożyły nam taką deklarację.

Czy łatwo było negocjować ze świadomością, że właśnie rozstrzygają się losy całego koncernu?

Faktem jest, że wymusiliśmy tę wizytę. Koreańczycy chcieli przesunąć ją co najmniej o miesiąc. Nie mogliśmy dłużej czekać. Przyznaję, że przed wizytą w Korei przygotowaliśmy decyzję o ogłoszeniu upadłości FSO.

Pojawiły się jednak wątpliwości co do słuszności porozumienia między Daewoo a GM. W Polsce nowa spółka przejmie najcenniejszy majątek Żerania, ale bez jego długów. I jeszcze przez dwa lata będzie produkowała samochody. Ten plan jest korzystny dla Koreańczyków. Gdzie w tym wszystkim nasz zysk?

Nie do końca zgodziłbym się z tą opinią. W przypadku, o którym pan mówi, trzeba porównać skalę wielkości inwestycji koreańskich w Polsce, i kwotę, za jaką zostały one sprzedane GM. Nasz zysk polega na czym innym. Fabryka, która powinna upaść, będzie działała i zostaną zachowane miejsca pracy, mimo że w ograniczonym zakresie. Ta fabryka musi pracować, ponieważ potencjalni inwestorzy będą chcieli wejść do pracującego zakładu. Negocjacje, które prowadzimy od kilku miesięcy z inwestorami, zakładają model bezbolesnego wejścia do pracującej fabryki. Inwestor buduje drugą i w międzyczasie przeszkala pracowników do obsługi nowego modelu.

A co z ludźmi, którzy pracują w Nysie, to też Deawoo? Dziś rozpoczęli strajk.

Problem jest poważny. Żeby uratować Nysę, potrzeba 35-40 mln zł. W skali Polski to nie jest dużo, tylko proszę pamiętać o dziurze budżetowej i niemożności zaangażowania się państwa w bezpośrednią pomoc. To jest prywatna spółka. Jej upadłość musi nastąpić zgodnie z prawem. Pozwoli to na stworzenie nowego podmiotu związanego z motoryzacją, funkcjonującego na nowych zasadach.