Zapomniani uczniowie Jezusa

rozmawiał Mirosław Konkel
opublikowano: 2025-04-18 14:00
zaktualizowano: 2025-04-18 11:41

Partnerstwo zamiast jałmużny: jak skutecznie wspierać chrześcijan żyjących w cieniu wojen, kryzysów i politycznych napięć — tłumaczy ks. prof. Jan Witold Żelazny, dyrektor sekcji polskiej Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

Przeczytaj wywiad i dowiedz się:

  • dlaczego chrześcijanie w Ziemi Świętej cierpią biedę
  • jaka pomoc jest dla nich najlepsza
  • czym się zajmuje Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: Bliski Wschód od lat pozostaje źródłem głębokiej fascynacji księdza. Skąd u polskiego duchownego tak żywe uczucie do regionu, który wielu z nas postrzega jako odległy i egzotyczny?

Ks. prof. Jan Witold Żelazny: To przede wszystkim kolebka naszej wiary i niezwykły obszar starożytnej kultury. Ponadto jako specjalista od patrologii siłą rzeczy muszę interesować się krajami, z którymi związana jest ta dyscyplina.

Czym dokładnie zajmuje się patrologia?

Patrologia to nauka badająca literaturę wczesnochrześcijańską, która powstawała od początku II wieku — już po ukończeniu spisywania ksiąg Nowego Testamentu — aż do mniej więcej VIII stulecia. Są to teksty pisane po grecku i łacinie, ale także w językach orientalnych, takich jak syryjski czy koptyjski.

Jak ta pasja się zaczęła?

Pewnego razu trafiłem na starożytne manuskrypty, które nie mieściły się ani w łacińskiej, ani w greckiej tradycji. Ślad prowadził do źródeł aramejskich — języka, którym posługiwał się Jezus i apostołowie, a który do dziś rozbrzmiewa w tamtym regionie. Moja fascynacja Bliskim Wschodem i korzeniami chrześcijaństwa rozwijała się wraz z kolejną podróżą. Najpierw odwiedziłem Liban, później Syrię, aż wreszcie trafiłem do Ziemi Świętej. Wszędzie spotykałem ludzi niezwykle serdecznych, ale też przedsiębiorczych. Do dziś regularnie tam wracam, zatrzymuję się u nich, rozmawiam, nawiązuję kolejne przyjaźnie. Dla mnie nie są to anonimowe statystyki, lecz żywe twarze i imiona.

Przyjrzyjmy się jednak statystykom — na początku XX w. chrześcijanie stanowili około 20 proc. populacji Bliskiego Wschodu, dziś szacuje się ich na mniej niż 2 proc. To rezultat prześladowań?

Niekoniecznie. Chrześcijanie przez wieki doskonale odnajdywali się wśród muzułmańskich sąsiadów. Jeśli teraz te relacje się psują, to niekoniecznie dlatego, że ktoś jest wyznawcą Chrystusa, a ktoś Allaha. Polityka też swoje robi. Na Bliskim Wschodzie mocarstwa i międzynarodowe koncerny kręcą gigantyczne interesy — ropa, gaz, rurociągi, strefy wpływów. Zostają w to wciągane lokalne społeczności. Chrześcijanie, choć nie zawsze prześladowani w sensie ściśle religijnym, stają się ofiarami konfliktów o władzę i surowce. Choć pierwszy poważny wstrząs przyszedł wraz z pandemią COVID-19. Nagle zabrakło bezpieczeństwa, stabilnej pracy, warunków, by spokojnie wychowywać dzieci.

Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie, którego polską sekcją ksiądz zarządza od października 2024 r., wspiera chrześcijan na Bliskim Wschodzie, a podobno są to społeczności niezwykle zaradne. Nie ma tu sprzeczności?

W żadnym razie. Mówimy o ludziach przedsiębiorczych i doskonale wykształconych, znających języki obce. Wystarczy spojrzeć na Betlejem — chrześcijanie prowadzili restauracje, hotele czy warsztaty rzemiosła artystycznego, a zdobyte dochody pozwalały im nie tylko utrzymać rodziny, ale też opłacić dzieciom naukę w szkołach, choć czesne sięga nawet 4-5 tys. USD rocznie.

Co poszło nie tak?

Najpierw wybuch pandemii zahamował ruch pielgrzymkowy, główne źródło dochodów wielu mieszkańców. Gdy sytuacja zaczynała się poprawiać, nadszedł kolejny wstrząs — wybuchł konflikt palestyńsko-izraelski. Dla zobrazowania skali problemu — kucharz z Betlejem, którego spotkałem dwa tygodnie temu w Jerozolimie, wcześniej zarabiał 500-600 USD dziennie w lokalu obsługującym pielgrzymów z całego świata. Przez zamknięcie dostępu do Autonomii Palestyńskiej pracuje teraz tylko kilka dni w miesiącu, a jego dzienna stawka spadła do około 15 USD. Ma troje dzieci w szkołach i jeszcze niedawno edukacja nie stanowiła dla niego żadnego wyzwania finansowego. Dziś walczy o przetrwanie.

Sprawy Autonomii Palestyńskiej to tylko część szerszego obrazu. Wspomniał ksiądz o Libanie. Tam przecież zawsze panował niesamowity miks wyznań i tradycji egzystujących w przyjaźni. Zmieniła to dopiero rewolucja islamska.

Tak, niewielu ludzi wie, że konstytucja Libanu wprost przypisywała najwyższe urzędy przedstawicielom różnych religii i wyznań. Prezydent — zawsze chrześcijanin maronita, premier — muzułmanin sunnita, szef parlamentu — szyita, minister spraw zagranicznych — prawosławny, a dowódca armii lub szef resortu obrony to zazwyczaj druz. Kraj górzysty, niewielki, a jednocześnie skupiający tyle różnorodności. I mimo politycznych burz to często właśnie chrześcijanie trzymali gospodarkę w ryzach.

Na przeciwnym krańcu sytuuje się Egipt, tradycyjnie wrogi wyznawcom Chrystusa.

W Egipcie żyją koptowie, chrześcijańscy potomkowie rdzennych mieszkańców kraju faraonów. I to na tych ziemiach jest kolebka jednej z najstarszych tradycji chrześcijańskich na świecie. Paradoksalnie, to muzułmanie byli tam kiedyś przybyszami, podczas gdy koptowie od wieków zamieszkują te tereny. Dziś wielu z nich nie ma pełni praw obywatelskich i czuje się bezpieczniej w małych wioskach, gdzie łatwiej przetrwać. Za wyznawanie wiary przodków grożą im represje.

Problem w tym, że świat zachodni zbyt słabo angażuje się w obronę prześladowanych chrześcijan...

Niestety tak. Chrześcijanie w Europie często traktują problemy swoich braci na Wschodzie jako coś dalekiego i błahego. Nawet księżom w Polsce brakuje rzetelnej wiedzy. Prosty przykład — jeden z proboszczów odmówił ślubu parze, bo pan młody okazał się maronitą. Uważał, że to poganin, a przecież maronici są w pełnej jedności z papieżem. To pełnoprawni katolicy, z czego mało kto u nas zdaje sobie sprawę. Na szczęście to się zmienia, pojawiają się inicjatywy, żeby w seminariach uczyć o tych wspólnotach.

Nie ma sensu patrzeć na te społeczności z góry, bo historycznie ich wkład w naszą kulturę jest ogromny.

Zgadza się. Weźmy choćby średniowiecze — patriarcha Tymoteusz, zwierzchnik Asyryjskiego Kościoła Wschodu, zgromadził w Bagdadzie bibliotekę liczącą około pięciu tysięcy ksiąg. W Europie było to wówczas nie do pomyślenia. Mimo to ciągle marginalizujemy chrześcijan z Izraela, Syrii, Jemenu czy Iranu, jakby ich wpływ na cywilizację chrześcijańską był znikomy.

Jak księdza organizacja pomaga chrześcijanom w Ziemi Świętej, którzy znaleźli się na krawędzi egzystencji?

Staramy się, by nie była to tylko jałmużna. Owszem, gdy wybuchają konflikty, dostarczamy żywność i lekarstwa, ale w szerszej perspektywie stawiamy na prawdziwe partnerstwo, również z udziałem biznesu. Dzięki przedsiębiorcom zapewniamy kapitał początkowy, dzięki któremu mieszkańcy Bliskiego Wschodu mogą rozwijać własne drukarnie, warsztaty czy niewielkie zakłady produkcyjne. Ale pomóc może każdy bez większych nakładów. Jak? Po pandemii i kolejnych konfliktach wiele rodzin w Betlejem próbuje stanąć na nogi, a my kupujemy ich rękodzieło, sprzedajemy przez nasz sklep internetowy i pomagamy docierać z nim na zachodnie rynki. Dzięki temu z jednej strony mają szansę zarobić, a z drugiej pokazujemy Europie, że chrześcijanie w Ziemi Świętej to nie są bierne ofiary, lecz równorzędni partnerzy w biznesie.

Świętujemy Wielkanoc. Może to okazja, by sobie przypomnieć o chrześcijanach na Wschodzie?

Zdecydowanie. Warto choćby przez naszą stronę internetową – pkwp.org – zamówić drobiazg z Betlejem, rozważyć współpracę z tamtejszymi przedsiębiorcami czy zainteresować się losem Koptów w Egipcie i maronitów w Libanie. Te wspólnoty wcale nie stanowią jakiejś dalekiej egzotyki, tylko źródło naszej własnej duchowej tożsamości. Ktoś kiedyś powiedział, że pusty grób jest w Jerozolimie, ale przypomina o nadziei nam wszystkim. Niech to będzie dla nas szczególną inspiracją w te święta.