Zerowe oprocentowanie i nadzieje pomagają bykom

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2012-08-08 10:31

Po urlopie powinienem kilka zdań napisać o sytuacji na rynkach finansowych. Końcówka pierwszego tygodnia sierpnia była zdecydowanie zwariowana. Giełdy (szczególnie europejskie) zareagowały w czwartek 2 sierpnia na wyniki posiedzeń FOMC i ECB ostrą wyprzedażą. Jednak już w piątek indeksy wzrosły zdecydowanie mocniej niż w czwartek spadły. W przypadku francuskiego, czy niemieckiego rynku były to wzrosty po trzy, cztery procent. Mocno wzrósł też kurs EUR/USD. Wyjaśnienia wymaga powód takiej zmienności.

W piątek, kiedy usiłowano wytłumaczyć zwyżki, mówiło się w komentarzach na przykład o tym, że fundusz EFSF szuka kredytu w bankach komercyjnych (w domyśle po to, żeby kupować obligacje Hiszpanii i Włoch). Nie znalazłem potem niczego na ten temat. Cieszono się też podobno tym, że Hiszpania nosi się z zamiarem skorzystania z pomocy funduszy ratunkowych. Dość kuriozalny byłby to powód uciechy, ale rzeczywiście wtedy ECB zgodnie z zapowiedzią uruchomiłby program (ograniczony) zakupu obligacji.

Tak naprawdę piątkowa euforia wynikała z reinterpretacji tego, co na swoich posiedzeniach postanowiły FOMC, a przede wszystkim w czwartek ECB. Ben Bernanke, szef Fed nie uruchomił co prawda kolejnego skupu obligacji (QE3), ale komunikat po posiedzeniu sygnalizował, że bankowcy są zdecydowanie bliżsi podjęcia decyzji o uruchomieniu tego programu. Bernanke wyraźnie powiedział, że jeśli sytuacja na rynku pracy się nie poprawi to Fed będzie musiał program uruchomić. Jak widać nie dostarczył tego, czego rynki żądały, ale dał nadzieję na podjęcie działań we wrześniu.

Mario Draghi, szef ECB pozornie rozczarował, bo przecież 26. lipca obiecywał, że uczyni wszystko, co może zrobić ECB (w ramach swoich uprawnień, czyli bez nieograniczonego skupu obligacji), żeby obronić strefę euro. Teoretycznie 2. sierpnia nie zrobił nic. Powiedział nawet, że w obecnym stanie prawnym fundusz ESM nie może dostać licencji bankowej. Gdyby dostał to mógłby pożyczać z ECB, a gdyby to robił i mógł kupować obligacje krajów PIIGS to można by powiedzieć, że coś na kształt bazooki, o której ciągle się mówi zostałoby odpalone. Zamiast ECB kupowałby obligacje ESM.

To fakt, że szef ECB nieco rozczarował, ale jednak zapowiedział uruchomienie programu ograniczonego skupu obligacji. Rada banku ma przedyskutować sposoby realizacji tego programu i w ciągu kliku tygodni poinformować o podjętych działaniach. Draghi stwierdził też, że jeśli jakiś kraj zgłosi się o pomoc do funduszu pomocowego, to ECB będzie wspomagał jego wysiłki (skorzystanie z funduszu łączy się z międzynarodowym nadzorem i zacieśnieniem polityki fiskalnej) kupując obligacje. W ten sposób również szef ECB dał rynkom nadzieję na obronę Hiszpanii i Włoch.

Między czwartkiem 2. sierpnia i piątkiem 3 sierpnia pojawiło się wiele komentarzy chwalących decyzje ECB. Były też takie, w których mówiono właśnie o użyciu prawie bazooki (nielimitowanego skupu obligacji). W tej sytuacji reakcja rynków mogła być tylko jedna. Czekająca w ukryciu masa pieniądza (przypominam, że stopa depozytowa w ECB wynosi od miesiąca zero, a 1 bilion euro z dwóch pożyczek LTRO parzy ręce bankowców) ruszyła na rynki. Nie miały z tym nic lub niewiele wspólnego miesięczne dane z rynku pracy w USA. Nie były wcale tak doskonałe jak o nich mówiono usiłując właśnie nimi wytłumaczyć rynkową euforię.

W chwili pisania tego tekstu na rynkach widać było niewielką korektę, ale jeśli nawet się utrzyma to nie na długo. Czekamy teraz na wrzesień z kolejnymi posiedzeniami FOMC i ECB i z nadziejami na podjęcie zapowiadanych przez banki działań. Widać to bardzo dokładnie na wszystkich rynkach – od rynku długu, gdzie rentowność obligacji włoskich i hiszpańskich spada, do surowcowego, gdzie ropa pokonała 50. procentowe zniesienie Fibonacciego. Indeksy giełdowe też szybko rosną podążając w kierunku maksimów z tego roku.

Co może zatrzymać tę niewątpliwą euforię napędzaną tanimi pieniędzmi? Bo tylko to się liczy – przecież dane makro publikowane w Europie są bardzo słabe, a w USA słabe. To nie fundamenty doprowadzają do zwyżek cen aktywów. Liczy się tylko dostarczony przez ECB tani pieniądz. Pomaga Wall Street, czyli rynkom finansowym, ale co z Main Street, czyli realną gospodarką? Jej wzrost cen (na przykład surowców) może nawet zaszkodzić.

Powtarzam pytanie: co może te wzrosty zatrzymać? Zapewne początek września. 12. września Trybunału Konstytucyjnego Niemiec ma wydać orzeczenie (wyrok?) w sprawie legalności działań funduszu pomocowego ESM i innych decyzji Bundestagu mających na celu pomoc krajom strefy euro. Czekanie na tę decyzję może, a nawet powinno, doprowadzić do korekty. Wcześniej bykom zaszkodzić mogą swoimi wypowiedziami wyłącznie politycy.

Zakładam, że Trybunał nie będzie chciał doprowadzić do krachu na rynkach i jego decyzje bykom pomogą. Gdybym się jednak mylił to przecena, która nastąpiłaby po ogłoszeniu niekorzystnych dla byków decyzji powinna być wykorzystana do kupna aktywów. Pozostają bowiem ciągle Fed i ECB, które w tak złej sytuacji po prostu będą zmuszone podjąć decyzje, których przez długi już czas starały się nie podjąć.

Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl/