Złota dama W zdrowym ciele

Adam Sofuł
opublikowano: 2008-07-25 00:00

Była faworytką i bardzo chciała wygrać. Zdobyła złoto w klasycznej dyscyplinie olimpijskiej — w rzucie dyskiem.

Była faworytką i bardzo chciała wygrać. Zdobyła złoto w klasycznej dyscyplinie olimpijskiej — w rzucie dyskiem.

Od rana padał deszcz. To nie był dobry prognostyk. Jedynymi moimi atutami było dobre samopoczucie, gaz i szalona chęć zwycięstwa — chęć zwycięstwa tak wielka, że aż prawie pewność — wspominała po latach igrzyska olimpijskie w Amsterdamie Halina Konopacka, pierwsza polska złota medalistka. Trochę chyba zbyt skromnie oceniała swoje możliwości — jej atutem był nieprawdopodobny wręcz talent, a jako pięciokrotna rekordzistka świata należała do faworytek olimpijskiego turnieju. 31 lipca 1928 r. w Amsterdamie do kolekcji dołożyła po prostu szósty rekord świata. I oczywiście pierwszy złoty medal olimpijski (na zdjęciu u góry) dla Polski. Przy okazji została również wybrana miss amsterdamskich igrzysk.

W zdrowym ciele

Halina Konopacka przeszła do historii jako pierwsza polska złota medalistka olimpijska, ale owo najwyższe wyróżnienie jest tylko jednym z bardzo długiej listy jej sukcesów. Uprawiała sport od najwcześniejszego dzieciństwa — łyżwy, narty, biegi, pływanie, koszykówka, tenis. Profesjonalnie (w ówczesnym tego słowa znaczeniu — wtedy nikomu się nie śniło o startach za pieniądze czy o kontraktach reklamowych) zajęła się sportem podczas studiów na polonistyce na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie w 1924 r. została członkiem AZS. Tam biegała, rzucała kulą i oszczepem, ale ówczesny francuski trener polskich lekkoatletów Marice Baquet poradził jej, aby skoncentrowała się na rzucie dyskiem. Miał rację.

Startowała i odnosiła sukcesy w wielu konkurencjach (rzut kulą oburącz, oszczepem, sztafety), lecz to właśnie rzut dyskiem przyniósł jej największą sławę i największe sukcesy. Po olimpiadzie w Amsterdamie stała się gwiazdą — przyjmował ją w Belwederze marszałek Piłsudski. Uwielbiano ją również za granicą: Jej doskonałe warunki fizyczne, uroda, wdzięk i sposób zachowania na boisku czyniło z Polki jeden z najpiękniejszych typów fizycznych w sporcie współczesnym — pisała o niej niemiecka prasa.

Zdrowy duch

Sport przyniósł Konopackiej sławę, ale nie stanowił całego jej życia. Miała też inne talenty. W 1926 r. jej wiersze drukowały „Wiadomości Literackie” i „Skamander”. Po igrzyskach w 1929 r. ukazał się zbiór jej 17 utworów „Któregoś dnia”.

Złośliwcy mogliby się dopatrywać w tej inicjatywie wydawniczej spisku złotych medalistów, bo wydaniu owego tomiku patronował ówczesny redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”, wybitny poeta Kazimierz Wierzyński, który także był złotym medalistą z Amsterdamu, tyle że w dziedzinie literatury (wówczas także za wiersze przyznawano medale) za „Laur olimpijski”. Ale w dobrych przedwojennych czasach nikomu takie złośliwości do głowy nie przychodziły.

Życie po sporcie

W 1931 r. Konopacka zrezygnowała z kariery sportowej, przekazując — jak sama stwierdziła — dysk w dobre ręce. Rzeczywiście, dobre — kolejne rekordy świata biła Jadwiga Wajsówna. Całkowite zerwanie ze sportem okazało się niemożliwe. Dla relaksu grała w tenisa. Tylko dla relaksu, więc obyło się bez medali, ale i tak w 1937 r. znalazła się w pierwszej dziesiątce najlepszych polskich tenisistek.

Wraz z wybuchem wojny po raz drugi w życiu Konopackiej pojawiło się złoto, tyle że w daleko bardziej dramatycznych okolicznościach niż 11 lat wcześniej w Amsterdamie. We wrześniu 1939 r. jej mąż (poślubiony w grudniu 1928 r.) płk Ignacy Matuszewski, znakomity i niesłusznie trochę zapomniany przedwojenny polityk i dyplomata, otrzymał zadanie wywiezienia z Polski złota Banku Polskiego. Jednym z samochodów wypełnionych sztabami kierowała Halina Konopacka. Złoto po wielu perypetiach dotarło do Francji. A po nie mniejszych perypetiach małżeństwo trafiło w 1941 r. do USA. Tam Konopacka poświęciła się rzeźbie i malarstwu (pod pseudonimem Helen George). Zmarła w 1989 r. na Florydzie, ale ostatecznie wróciła. Jej prochy spoczęły jesienią 1989 r. na warszawskim cmentarzu na Bródnie.