Premier Jarosław Kaczyński zdaje się nieomylny. Wielokrotnie podkreślał, że minister finansów Zyta Gilowska będzie mocnym filarem jego rządu, i nie zważał na obawy części swojego politycznego zaplecza, że wywodząca się z Platformy Obywatelskiej Gilowska wniesie do polityki rządu zbrodniczy — jak wiadomo — liberalizm. I premier się nie pomylił. O liberalizmie nie ma mowy. Jest wprawdzie wciąż mowa o reformie finansów publicznych (od miesięcy to tylko jednak tylko mowa) lub o obniżce podatków (też na razie tylko w sferze werbalnej), ale już nie o podatku liniowym.
Zyta Gilowska oświadczyła wczoraj w jednym z wywiadów: „W mojej ocenie nie ma potrzeby wprowadzania podatku liniowego. Dwie stawki, które zaczną obowiązywać z początkiem 2009 roku, są dobre. Zobaczymy, czy w Czechach ten podatek (liniowy) się przyjmie”. Niemal równo cztery lata temu Zyta Gilowska, wówczas jeszcze jako poseł opozycyjnej Platformy Obywatelskiej, mówiła: „Dla Polski najlepszy byłby podatek liniowy, który zwróciłby na nas uwagę Europy”. Potem powtarzała to zdanie wielokrotnie na wiele sposobów. Nawet gdy objęła tekę ministra finansów w rządzie partii, która w wyborczych spotach przekonywała, że efektem podatku liniowego będzie pusta lodówka, twierdziła, że wierzy, iż w Polsce będzie podatek liniowy. Teraz ta wiara stopniała.
Nie jest to jedyna ewolucja pani minister — niegdyś pytana o swoje plany, gdy zostanie ministrem finansów mówiła o obniżce podstawowej stawki VAT, weryfikacji rent i rzecz jasna o podatku linowym. Chwaliła Leszka Balcerowicza jako ministra finansów i prezesa NBP. Ale od tego czasu minęły lata — można było zmienić partię, ławy opozycyjne na rządowe i jak się okazuje także ogląd sytuacji. To, co z ław opozycji wydawało się dziecinnie proste, z fotela wicepremiera okazuje się problemem nie do rozwiązania (chyba że to akurat kolejna konferencja prasowa).
Nawet najlepszy i najbardziej zdeterminowany minister finansów nie będzie w stanie przeprowadzić sam reformy finansów publicznych ani obniżyć podatków. Musi zdobyć do tych działań poparcie parlamentarnej większości. To znacznie ogranicza możliwość realizacji wcześniejszych haseł. Nic jednak nie wskazuje na to, by pani minister podjęła próbę przekonania zaplecza politycznego do swoich poglądów — by próbowała wyjaśnić, dlaczego pomysł 3x15 wydawał się jej najlepszym możliwym systemem podatkowym, a teraz już stracił swój blask. Porażka po walce smakuje inaczej niż walkower. Jakkolwiek by patrzeć, metamorfozy minister Gilowskiej to ważny sygnał. Przede wszystkim dla dzisiejszej opozycji, że obiecuje się łatwo, a realizuje trudniej. Ale to też przestroga dla wyborców, że od haseł do ustaw droga daleka.