Allegro chce zmienić Google’a

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2014-04-24 00:00

W Brukseli ważą się losy decydującej o miliardach hierarchii wyników wyszukiwania. Allegro dorzuca swoje trzy grosze.

Internauta nie górnik, w wyniki wyszukiwania się nie zagłębia i zazwyczaj klika w pierwszy lub jeden z najwyższych linków, które wyskakują w oknie wyszukiwarki. A co wtedy, gdy pierwsze odnośniki nie kierują go do stron, które wskazuje skomplikowany — i, przynajmniej w założeniu, obiektywny — algorytm wyszukiwarki, lecz do tych, które wybrał jej szukający zysków właściciel? Wtedy na rynku internetowym mamy ostry konflikt, w którego centrum stoi Komisja Europejska (KE), która może wymierzyć nawet 5 mld EUR kar za praktyki monopolistyczne.

WSZYSCY ZA JEDNEGO: Joaquin Almunia, odpowiedzialny w Komisji Europejskiej za politykę antymonopolową, skłania się do przyjęcia propozycji Google’a, ale najpóźniej do października będzie musiał przekonać do niej pozostałych 27 komisarzy. To na ich weto liczy Allegro. [FOT. WM]
WSZYSCY ZA JEDNEGO: Joaquin Almunia, odpowiedzialny w Komisji Europejskiej za politykę antymonopolową, skłania się do przyjęcia propozycji Google’a, ale najpóźniej do października będzie musiał przekonać do niej pozostałych 27 komisarzy. To na ich weto liczy Allegro. [FOT. WM]
None
None

— W najbliższym czasie zapadną rozstrzygnięcia w postępowaniu antymonopolowym, dotyczącym pozycjonowania przez Google’a wyników promowanych wyżej niż wyniki „organiczne”. Wstępna propozycja ugody, zaakceptowana przez Joaquina Almunię, odpowiedzialnego za unijną politykę konkurencji, wzbudza ogromny opór w branży, bo błyskawicznie da Google’a dominującą pozycję na rynku e-handlu — mówi Chris Sherwood, dyrektor ds. publicznych w Grupie Allegro.

W całej sprawie chodzi o to, na jakiej zasadzie Google ma umieszczać linki sponsorowane i promować w wynikach wyszukiwarki inne serwisy ze swojej potężnej grupy — w tym m.in. działalność Google Shopping.

To serwis porównujący ceny i agregujący e-sklepy, który w Polsce — gdzie wystartował w listopadzie ubiegłego roku — może zabrać rynek takim graczom, jak Ceneo.pl (z Grupy Allegro) czy Nokaut.pl. W ubiegłym roku te serwisy miały problemy z nagłym spadkiem
liczby użytkowników, po tym jak Google usunął je z wyników wyszukiwania.

Gigant z Mountain View w ostatniej skierowanej do KE propozycji ugodowej zaproponował, by na szczycie strony wyszukiwania znajdowała się ramka z opłaconymi wynikami — np. ofertami e-sklepów, w której połowę powierzchni będą zajmowały wyniki Google Shopping, a resztę alternatywne wyniki, wykupione przez e-handlowych konkurentów. Jeśli Bruksela przyjmie propozycję, takie rozwiązanie będzie obowiązywało przez co najmniej pięć lat.


— To jawna dyskryminacja konkurentów i tworzenie nowych barier na rynku. Przeprowadziliśmy testy, z których wynika, że nawet po przyjęciu kompromisowego rozwiązania, proponowanego przez Google’a, jego konkurenci będą mogli liczyć na najwyżej 40 proc. kliknięć. Ta propozycja jest gorsza niż całkowity brak działania Komisji Europejskiej — uważa Chris Sherwood.


Grono oponentów jest szersze — w ubiegłym tygodniu praktyki Google’a w opublikowanym w niemieckiej prasie liście otwartym ostro krytykował Mathias Döpfner, szef koncernu Axel Springer, który oskarżył właściciela wyszukiwarki o „tworzenie internetowego superpaństwa”.


— Wyniki wyszukiwania powinny być uzależnione od trafności, a nie od budżetów reklamowych. Google, co oczywiste, musi zarabiać, ale należy jednocześnie zadbać o równość konkurencji. Dlatego według nas powinien stosować te same algorytmy wobec własnych serwisów lub rozdzielić księgowo działalność wyszukiwarki od działalności e-commerce i płacić za umieszczanie wyników w ramkach tyle, ile będą płacić konkurenci — mówi Chris Sherwood.