Tę umowę negocjowano przez 20 lat. Negocjacje oficjalnie zakończyły się równo rok temu, a w sobotę 20 grudnia przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen miała ją podpisać na szczycie krajów Mercosur w Brazylii. Ale deal może się opóźnić, bo sprawa budzi ogromne kontrowersje w samej Unii. Szerokie otwarcie drzwi do europejskiego rynku dla argentyńskiej wołowiny, brazylijskiego drobiu i cukru wywołuje silny sprzeciw u rolników z Francji, Włoch i z Polski. I to z tego powodu wejście w życie umowy raczej zostanie odłożone w czasie.
Czy Polska powinna blokować umowę z Mercosurem
Ale wiele wskazuje na to, że do zawarcia porozumienia prędzej czy później dojdzie. Porażka po wieloletnich zakończonych już negocjacjach obciążyłaby politycznie Komisję Europejską, poza tym nie wszyscy na tej umowie tracą. Dla przemysłu motoryzacyjnego i maszynowego w UE (głównie w Niemczech) porozumienie to szansa na wejście na ogromny rynek zbytu. A Unia, która kładzie duży nacisk na transformację energetyczną i inwestycje w nowe technologie, uzyska dostęp do metali ziem rzadkich, bo niektóre kraje Mercosur mają ich zasoby.
Interesujące – bo niejednoznaczne – jest w tym wszystkim stanowisko polskiego rządu. Z jednej strony Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi mówi twarde nie dla umowy i staje w obronie polskich hodowców drobiu. Ale premier Donald Tusk pytany o nią stwierdza, że choć idealnie nie jest, to sytuacja nie wygląda już aż tak źle. Do umowy wpisano bezpieczniki, które mają zabezpieczać interesy rolników. Na przykład możliwość przywrócenia ceł bądź zamknięcia rynku, gdy cena produktu wrażliwego spadnie o 5 proc.
Oszczędzamy coraz więcej. Ze strachu
Polacy deklarują, że będą odkładać coraz więcej pieniędzy. Czy to zwykły cykl koniunkturalny, czy zmiana strukturalna? Badania koniunktury konsumenckiej GUS pokazują rosnącą skłonność do oszczędzania, podczas gdy wskaźniki dotyczące wydatków na meble, elektronikę czy sprzęt RTV/AGD rosną znacznie wolniej.
Stopa oszczędzania w Polsce nadal jest niska na tle średniej w UE, wynosi około 10 proc. w porównaniu do 15 proc. w Unii. Ale rośnie intensywnie od pierwszego kwartału 2022 roku, czyli od wybuchu wojny w Ukrainie.
Wyjaśnień jest kilka: jesteśmy zamożniejsi i łatwiej nam odkładać, bo dochód rozporządzalny rośnie. Zmieniła się struktura wieku – starzejemy się, a mediana wieku to u nas ponad 40 lat. W cyklu życia najmniej oszczędzają ludzie młodzi, ale skłonność do oszczędzania jest największa właśnie w wieku 40-50 lat.
Ale jest też drugie wyjaśnienie: ludzie po prostu się boją. Egzystencjalny strach przed niepewnym światem, wojną czy kolejną pandemią buduje poduszki bezpieczeństwa. Widać to w spadku wskaźników dzietności po pandemii. Skoro ludzie boją się o świat i nie decydują się na dzieci, to mają więcej środków do akumulacji. Ma to ogromne implikacje dla polityki fiskalnej – łatwiej finansować deficyt budżetowy, bo większe zapotrzebowanie na bezpieczne aktywa finansowe. Od wiosny tego roku zaangażowanie krajowych inwestorów indywidualnych w obligacje detaliczne jest większe niż wszystkich inwestorów zagranicznych w długu krajowym ogółem.
Co się stanie, gdy Ukraińcy wyjadą z Polski?
Polski rynek pracy daje sprzeczne sygnały: płace rosną w tempie 7 proc. rok do roku, podczas gdy zatrudnienie systematycznie spada. Paradoks? Niekoniecznie. W sektorze przedsiębiorstw zatrudnienie spada w tempie 0,8 proc. rok do roku i ten trend trwa od połowy 2023 roku. Dotyczy to ponad 6 milionów osób, czyli około jednej trzeciej pracujących. Dodatkowo spada liczba ogłoszeń o pracę, co sugeruje niższy popyt ze strony pracodawców. Ale z drugiej strony trzeba pamiętać o demografii – w Polsce liczba osób w wieku produkcyjnym maleje o ponad 1 proc. rocznie, czyli prawie 300 tysięcy ludzi wychodzi z grupy wiekowej 20-64 lata.
Spadek zatrudnienia jest więc w dużej mierze procesem mechanicznym. Badania GUS i CBOS nie pokazują wzrostu obaw przed bezrobociem, ludzie oceniają sytuację podobnie jak rok temu. Nie ma masowej fali zwolnień. Zastanawia dynamika płac na poziomie 7 proc. w warunkach stagnacji, choć trend jest spadkowy – zmierzamy w okolice 5-6 proc. w przyszłym roku.
Kluczowa kwestia to Ukraińcy – w Polsce pracuje ich 1,5 miliona z aktywnością zawodową na poziomie 75-85 proc. To napływ imigrantów z Ukrainy łagodził wcześniej napięcia na rynku pracy, zasypując częściowo lukę demograficzną. Tymczasem ostatni raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego ostrzega: tylko czterech na dziesięciu zamierza zostać w Polsce na stałe. Jeśli po wojnie 60 proc. pracujących dziś w Polsce Ukraińców wróci do domu, to branże takie jak gastronomia, budownictwo i handel odczują to boleśnie. Inwestorzy zagraniczni już dziś pytają polskie spółki, co się stanie, gdy Ukraińcy wyjadą i czy presja płacowa, jaka wtedy by zaczęła eskalować, nie zeżre marż. Choć deklaracje o powrocie bywają przeszacowane, ryzyko istnieje. Sytuację pogarsza rosnąca niechęć wobec Ukraińców, podgrzewana przez polityków.
Politycy nie umieją rozmawiać o podatkach
Prezydent zawetował ustawę zwiększającą akcyzę na alkohol. Obiecał brak podwyżek podatków i słowa dotrzymuje. Problem w tym, że to pokazuje fundamentalny brak pomysłu na sfinansowanie rosnących wydatków budżetowych. Podwyżka podatku od produktu szkodliwego dla zdrowia została zablokowana w sytuacji, w której jednocześnie brakuje pieniędzy na ochronę zdrowia. Blokujemy dodatkowe wpływy z opodatkowania alkoholu, którego spożycie generuje ogromne koszty leczenia, a potem narzekamy, że szpitale nie mają środków.
Ale to ma szerszy wymiar. Na przykład dyskusja o składce zdrowotnej również utknęła w martwym punkcie, bo każda propozycja reform spotyka się z polityczną blokadą. Politycy są zakładnikami myślenia, że podatki mogą być tylko niższe – nawet jeśli chodzi o wyroby szkodliwe, nawet jeśli budżet trzeszczy w szwach.
W plusach i minusach mówimy również:
- o raporcie Fundacji Instrat, który wskazuje na duże uzależnienia od Microsoft w zamówieniach publicznych;
- cenach energii w taryfach Urzędu Regulacji Energetyki i co z nich wynika, np. dla polityki pieniężnej w przyszłym roku;
- wzroście eksportu z Polski do Stanów Zjednoczonych, czyli nie taka wojna handlowa straszna, jak się wydawało.
