Amerykańskie obligacje w centrum uwagi

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2009-06-15 08:57

Od kilku tygodni na rynku amerykańskich obligacji dzieją się rzeczy, które wymagają analizy. Pierwszy szok rynki przeżyły 21 maja, kiedy to rentowność obligacji dziesięcioletnich (to podstawa do wyceny wielu kredytów - przede wszystkim hipotecznych) gwałtownie wzrosła. Powodem przeceny obligacji (im niższa cena tym wyższa rentowność) była informacja o obniżeniu przez agencję ratingową Standard & Poor's perspektywy ratingu kredytowego Wielkiej Brytanii do „negatywnie" ze „stabilnie". Polityka gospodarcza i monetarna USA jest bardzo zbliżona do tego, co robią rząd i bank centralny w Wielkiej Brytanii, więc zaczęto spekulować, że niedługo taki sam los czeka USA.

To oczywiście w wyobrażalnej przeszłości się nie wydarzy, bo nie widzę takiego odważnego, który obniżyłby rating USA doprowadzając do wyprzedaży amerykańskich aktywów, upadku dolara i globalnej recesji. Na potwierdzenie tej tezy już w następnym tygodniu agencja ratingowa Moody's zapewniła, że nawet znaczne zwiększenie zadłużenia przez USA nie spowoduje straty przez nie ratingu AAA. Można powiedzieć: zadłużajcie się ile chcecie, jeśli tylko znajdziecie chętnych do pożyczania. W tym pożyczaniu, a właściwie w jego skali jest właśnie problem, ale o tym niżej.

Kolejne uderzenie rynek obligacji dostał 27 maja. Wydawałoby się, że z powodzeniem przeprowadzona aukcja obligacji pięcioletnich (35 mld USD) podniesie ceny obligacji, a tym czasem okazało się, że całkowicie się one załamały. Rentowność odnośnika, czyli obligacji dziesięcioletnich gwałtownie wzrosła. Ceny obligacji spadały przede wszystkim dlatego, że gracze uświadomili sobie, że rynek jest zalewany ofertami długu rządowego. Była to bowiem już druga aukcja w tym tygodniu, a następnego dnia miała odbyć się trzecia - tym razem rząd sprzedał z sukcesem obligacje 7. letnie (26 md USD). Dzięki tej ostatniej aukcji rentowność obligacji spadła, ale już 1 czerwca wróciła na poziom sprzed tej korekty. Tym razem przyczyną była ucieczka kapitałów z rynku obligacji - przechodziły na rynek akcji i surowców, które rozpoczęły miesiąc od szalonych zwyżek.

Rentowność sięgnęła poziomu sprzed 7 miesięcy. Można powiedzieć, że jej wysokość (okolice 3,80 - 3,90 procent) to nic wielkiego, ale tak nie jest. Stopy Fed są zerowe (0 - 0,25 proc.), a rentowność rośnie. Fed między innymi po to zadecydował 18 marca o kupnie obligacji za 300 mld USD, żeby obniżyć rentowność obligacji i przez to zapewnić niskie oprocentowanie kredytów. Po tej decyzji natychmiast spadła o 47 pkt bazowych. Dwa i pół miesiąca potem była już o blisko 140 pkt. wyższa. Można sobie tylko wyobrazić, gdzie by wylądował, gdyby Fed takiej decyzji nie podjął.

W tym roku USA potrzebują 1.800 miliardów dolarów (około 12 procent PKB), a w przyszłym będą potrzebowały 1.000 miliardów. Takie potrzeby pożyczkowe będzie bardzo trudno zaspokoić. Owszem, olbrzymie rezerwy Chin, Japonii i państw OPEC na razie wystarczą, ale jeśli dolar będzie szybko tracił (a będzie) to apetyt na dolarowe aktywa może znacznie spaść. Poza tym wzrosty indeksów giełdowych i cen surowców będą ogołacały rynek obligacji z kapitałów, które wychodzą z bezpiecznych obligacji i przenoszą się na bardziej obiecujące rynki. Już obecnie Chiny interweniują na szczeblu dyplomatyczny, a USA muszą ja zapewniać, że chcą silnego dolara (to stara śpiewka sekretarzy skarbu), więc chińskie rezerwy są bezpieczne. Problem w tym, że nie są. Olbrzymie zadłużenie USA najlepiej będzie zmniejszyć inflacją i słabym dolarem. Czy Chiny się z tym pogodzą? To pytanie retoryczne.

Można powiedzieć: o co chodzi? Co to za wydumany problem? Niekoniecznie wydumany. Ciekawą informację przyniosły niedawno dane o ilości złożonych wnioskach o kredyt hipoteczny. Podawany przez Mortgage Bankers Association indeks spadł dwa tygodnie temu o 16 procent, a indeks refinansowania spadł o 24 procent. W zeszłym tygodniu wzrósł indeks rynku kredytów hipotecznych (1,1 proc.), ale znowu spadł i to o 11,8 procent indeks refinansowania kredytów. Powodem tego załamania się akcji kredytowej jest duży skok oprocentowania kredytów. Średnia cena 30. letniego kredytu hipotecznego skoczyła w ciągu dwóch tygodni z 4,81 do 5,57 proc. To największy skok od października zeszłego roku. Przyczyną jest oczywiście wzrost rentowności obligacji. Inne kredyty też podrożały. Nawiasem mówiąc polskie obligacje wyglądają lepiej. Ich ceny rosną, co wydaje się być dziwne, jeśli widzi się spadki cen obligacji na całym świecie. Tyle tylko, że wyjaśnienie jest dosyć proste: obligacje kupują podmioty krajowe (banki). Zmniejszenie stopy rezerwy obowiązkowej jak widać nie zwiększy akcji kredytowej - zwiększy popyt na obligacje.

Wróćmy do USA. Można powiedzieć, że przecież rentowność obligacji w 2007 roku przekroczyła pięć procent, pod koniec lat 90. tych XX wieku przekraczała 6 procent, a gospodarka USA doskonale dawała sobie radę. Tak rzeczywiście było, ale wystarczy spojrzeć na wykres, żeby zobaczyć, gdzie leży zagrożenie. Rentowność obligacji jest obecnie w 23. letnim kanale trendu spadkowego. Podobnie wyglądało złoto zanim nie doszło do wybicia. Powód? Nasilenie globalizacji, co przecież rozpoczęło się w latach 80. zeszłego wieku. Eksportowanie siły roboczej do krajów o taniej robociźnie znacznie zmniejszyło koszty pracy również w krajach naszej cywilizacji (stąd tak duży wzrost akcji kredytowej), a to z kolei doprowadziło do spadku inflacji, co musiało przełożyć się na niższe rynkowe stopy procentowe. Do górnego ograniczenia kanału zostało już tylko około 60 pkt. bazowych, Gdyby ten opór został przełamany, a jak widać takie zagrożenie rośnie, to rozpoczęłaby się potężna bessa na rynku obligacji. Rentowność wzrosłaby do ponad siedmiu procent, oprocentowanie kredytu hipotecznego sięgnęłoby nawet dziesięciu procent.

Tego (słaba przecież nadal) gospodarka USA by nie wytrzymała i rozpoczęłaby się druga odsłona kryzysu. Nie mówimy raczej o tym roku, bo należy założyć, że niedługo Fed zwiększy kwoty przeznaczone na zakup obligacji rządowych (będzie to zapewne bardzo poważne zwiększenie), co uspokoi rynek. Wall Street Journal twierdzi, że taka decyzja 24.06 nie zostanie podjęta, ale po pierwsze WSJ nie musi mieć racji, a po drugie Fed z pewnością bacznie rynek obligacji obserwuje i decyzję może podjąć w dowolnym momencie - nie tylko w czasie regularnego posiedzenia. W dłuższym okresie taki dopływ nowego pieniądza zwiększyłby i tak coraz większe ryzyko inflacji. A to z kolei znowu będzie napędzało wzrost rentowności obligacji. Ostatnio rynki zwiększyły prawdopodobieństwo podwyższenia stóp przez Fed do września z 15 do 36 procent. Jeśli się inwestuje na rynku akcji to trzeba sobie w tej sytuacji postawić pytanie: kiedy inwestorzy naprawdę wystraszą się wysokich, rynkowych stóp procentowych? Bo to, że się wystraszą nie ulega najmniejszej wątpliwości.

Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl/