Bądź wolny, smartfon to nie smycz

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2020-09-09 22:00

Dzięki elektronicznym gadżetom możemy pracować wszędzie i o każdej porze. Jak postawić granice i złapać trochę oddechu?

Pandemia zmieniła nasze komunikacyjne nawyki. Co piąty pracownik zdalny znacznie wydłużył czas spędzany z telefonem w ręku. Mniej więcej ćwiartka tej grupy to absolutni rekordziści, którym służbowe rozmowy zajmują codziennie aż cztery godziny więcej niż przed wybuchem zarazy. Kolejnym złodziejem czasu jest internet, z którego co dzień jedna czwarta zatrudnionych korzysta od dwóch do czterech godzin dłużej — wynika z badania Krajowego Rejestru Długów (KRD).

PUŁAPKA:
PUŁAPKA:
Elektroniczna aparatura sprzyja wielozadaniowości i wydłużaniu pracy. Jest to jednak najkrótsza droga do wypalenia się, zwiększenia liczby błędów i spadku produktywności — mówi dr Sławomir Jarmuż, psycholog, trener biznesu i autor książki „Paradoksalna psychologia”.
Tomasz Walków

— Mimo zniesienia większości obostrzeń wielu z nas ciągle pracuje z domu. Nie udałoby się utrzymać dotychczasowej wydajności bez zachowania relacji ze współpracownikami, klientami, kontrahentami. Rozmowy telefoniczne i telekonferencje za pośrednictwem internetu w znacznym stopniu zastąpiły spotkania twarzą w twarz — mówi Adam Łącki, prezes KRD.

Usługi telekomunikacyjne jednak kosztują. Nic dziwnego, że zadłużenie firm wobec operatorów wzrosło od lutego do lipca o ponad 46 mln zł. W sumie przedsiębiorstwa mają do uregulowania prawie 364 mln zł.

— Zobowiązania finansowe to nie wszystko. Być może większym problemem jest to, że częste i długie konwersacje za pośrednictwem ekranów odrywają ludzi od pracy. Nie dość tego: kształtują w nas złe, nieproduktywne przyzwyczajenia, które mogą przerodzić się w groźne uzależnienia cyfrowe — zwraca uwagę dr Sławomir Jarmuż, psycholog i trener biznesu z wrocławskiej firmy szkoleniowej Moderator.

Mit podzielnej uwagi

Wyobraźmy sobie, że przygotowujemy w skupieniu prezentację sprzedażową i całkiem dobrze nam idzie, ale nagle z rytmu wybija nas SMS. Jego przeczytanie zajmuje tylko parę sekund. Ale ile czasu potrzeba, by znów wdrożyć się do pracy? Naukowcy z Uniwersytetu California obliczyli, że trwa to średnio 23 minuty i 15 sekund. Sporo, szczególnie gdy gonią nas terminy. Inny przykład: zamieszczamy wpis na branżowym portalu. Tylko niektórzy zaraz po tym zabierają się za swoje obowiązki. Większość siedzi i czeka, aż przyjdzie odzew. Tak przejawia się FOMO (ang. fear of missing out) — pragnienie stałej łączności z innymi powiązane z obawą, że coś ważnego przejdzie nam koło nosa. Osoby dotknięte tym zaburzeniem czują przymus częstego sprawdzania mejli, sięgania po smartfon, odwiedzania serwisów społecznościowych i korzystania z komunikatorów.

— Otoczeni przez urządzenia cyfrowe, bezustannie jesteśmy atakowani masą bodźców. Wymuszają one coraz szybsze interakcje, a tym samym niszczą naszą energię i koncentrację. Często nie zauważamy, kiedy minął kolejny dzień pracy, tyleż męczącej, co bezowocnej, bo zamiast zrobić coś konkretnego, daliśmy się porwać multimedialnej fali — stwierdza Sławomir Jarmuż.

Za dużo spraw na głowie

W swojej najnowszej książce „Paradoksalna psychologia” trener z Wrocławia rozprawia się z mitem wielozadaniowości (ang. multitasking), która ma szczególnie wielu zwolenników w środowisku biznesowym. A zjawisku temu sprzyja — jak łatwo się domyślić — rozpowszechnienie elektronicznych gadżetów. Niektórzy pracownicy są dumni z tzw. przerzutności uwagi, która polega na szybkim przełączaniu się między czynnościami. Czy może to być pożądana umiejętność? Tylko wtedy, gdy jednocześnie wykonujemy działania rutynowe i proste, jak prowadzenie samochodu i słuchanie radia — odpowiada dr Jarmuż. Problem zaczyna się wówczas, gdy przynajmniej jedno zadanie jest trudniejsze lub bardziej złożone — dajmy na to, kierując autem, prowadzimy rozmowę kwalifikacyjną ze słuchawką w uchu. Wystarczy sekunda dekoncentracji, by zderzyć się czołowo z innym autem.

— Rozkojarzony kierowca powoduje wypadek drogowy, nieskupiony lekarz zapisuje pacjentowi zły lek, roztargniony kontroler ruchu zezwala dwóm samolotom lądować na tym samym pasie. Tak wygląda multitasking w najgorszym wydaniu. Zazwyczaj skutki wielozadaniowości nie są aż tak tragiczne. Za robienie zbyt wielu rzeczy w jednym czasie płacimy po prostu większą liczbą błędów w sprawozdaniu finansowym, potęgującym się rozdrażnieniem i spadkiem produktywności — tłumaczy Sławomir Jarmuż.

Wysiłek związany z samokontrolą w jednym działaniu powoduje słabszą samokontrolę w następnym. Ta obserwacja leży u podstaw koncepcji wyczerpywaniasię mięśnia ego, który jest rezerwuarem ludzkiej energii, zarówno mentalnej, jak i fizycznej.

— Jedni mają większą, inni mniejszą przerzutność uwagi. Ale nawet osoby polichroniczne, czyli lepiej radzące sobie z dużą liczbą zadań i bodźców, powinny się oszczędzać. Jeśli cały czas będą wykonywać kilka zadań naraz, w końcu uszczuplą swoje zasoby i zafundują sobie wypalenie — wyjaśnia autor „Paradoksalnej psychologii”.

Mięsień ego domaga się regeneracji. Zapewnimy ją, odcinając się okresowo od urządzeń elektronicznych. Tyle że wielu z nas tego nie robi nawet po godzinach. Wieczorami ze sprzętu mobilnego korzystamy równie intensywnie jak za dnia. W raporcie „TOP CDR — Digitally Responsible Company” czytamy, że codziennie po pracy służbowe telefony, mejle i inne wiadomości odbiera 16 proc. respondentów. Spójrzmy prawdzie w oczy: taki odsetek badanych przyznał się do niechcianej praktyki. A ile osób woli nie mówić o cyfrowej smyczy, która jest dla nich czymś wstydliwym?

— W niektórych firmach mile widziana jest stała dyspozycyjność. Pracowników niekoniecznie ocenia się po wynikach, ale po tym, czy bez względu na porę dnia i nocy są dostępni na czacie bądź pod komórką. Teraz, gdy coraz częściej mówi się o kryzysie i bezrobociu, odmowa odebrania firmowego telefonu staje się aktem odwagi — podkreśla dr Marcin Przybyłek, trener biznesu.

Cyfrowy detoks

Chyba jednak nie zwariowaliśmy do reszty, skoro w Polsce rodzi się moda na wyjazdy oferujące cyfrowy detoks, podczas których jesteśmy zupełnie offline. A jeśli wyczerpaliśmy wszystkie dni urlopowe? Zdaniem Katarzyny Richter, specjalistki ds. komunikacji i HR, odtruwać się można zawsze, wszędzie i w każdych warunkach, zaczynając od małych kroków.

— Pół godziny przed snem przestajemy korzystać ze szklanych ekranów: telewizora, smartfona, laptopa, a zaraz po przebudzeniu nie sięgamy po telefon, tylko fundujemy sobie kilkuminutowe rozciąganie i szklankę wody — radzi Katarzyna Richter.

Decydując się na home office, wielu menedżerów obawiało się, że poddani mniejszej kontroli pracownicy będą się lenić i marnować czas. Zapewne tak się dzieje w niektórych przypadkach. Częściej jednak mamy do czynienia z przeciwną sytuacją: zamknięci w domach ludzie pracują więcej, dłużej i bez odpoczynku. Aby pokazać swoją lojalność i zaangażowanie, odbierają każde połączenie od szefa, współpracownika bądź klienta. Na krótką metę może im to pomóc. W dłuższej perspektywie jest to skuteczny przepis na wyczerpanie mięśnia ego.

— Praca zdalna nie może trwać 24 godziny na dobę. Powinniśmy postawić sobie granice, a po południu lub wieczorem się wyłączyć, wyciszyć, oddać sprawom prywatnym — podkreśla Katarzyna Richter.

Lęk o przetrwanie na rynku pracy sprawia, że rzucamy się w wir bezmyślnych interakcji cyfrowych. Mądrość każe się zerwać z mobilnej smyczy.

Weź udział w cyklu webinarów "Pulsu Biznesu" - "Akademia Lidera" 22 września - 15 grudnia 2020. Sprawdź >>