Bank obniżył przedział, w jakim powinna znaleźć się trzymiesięczna stopa LIBOR dla franka. Po zmianie, od 22 stycznia, przedział wyniesie od minus 0,75 do plus 0,25 proc., wobec dotychczasowego 0-0,25 proc.
Widmo prezentów
Decyzja SNB wywołała w Polsce duże poruszenie, bo 600 tys. osób ma kredyt we frankach szwajcarskich. Wielu liczy na obniżenie wysokości miesięcznych rat kredytu, jak i oprocentowania pożyczek.
Analitycy wskazują jednak, że jedynym realnym wpływem decyzji szwajcarskiego banku na sytuację kredytobiorców nad Wisłą będzie możliwa zmiana kursu, jednak różnice procentowe nie będą znaczne.
— Nie podzielam opinii, że akurat tą decyzją szwajcarski bank zrobił Polakom prezent na święta. Umowy kredytowe nie przewidują reakcji na wprowadzenie ujemnych stóp procentowych w Szwajcarii. Jednak nie zmienia to ogólnego wrażenia, że SNB, prowadząc od 2011 r. politykę monetarną ściśle powiązaną z działaniami EBC, działa na korzyść polskich kredytobiorców, zadłużonych we frankach — twierdzi Przemysław Kwiecień.
— Akurat w przypadku tej zmiany w Polsce nie odczujemy zbyt mocno jej efektów. SNB gra twardo na ograniczenie umocnienia franka wobec euro, a zagrożeniem dla „frankowców” byłoby, gdy taką politykę porzucił i kurs mógłby poszybować ostro w górę. Jednak w najbliższych kwartałach nie przewidujemy poważniejszych wahnięć na kursie euro, co za tym idzie, również na szwajcarskiej walucie — dodaje Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.
Część analityków kładzie nacisk na inne akcenty i widzi w obniżeniu stóp szansę na, choćby niewielką, ulgę dla posiadaczy kredytów we frankach.
— Władze banku wprowadziły ujemne stopy, co spowoduje odpływ kapitału i osłabienie franka. W ciągu kilku miesięcy złoty powinien odrobić kilka groszy, a kurs franka będzie utrzymywać się w granicach 3,44- -3,50 zł — mówi Bartosz Zawadzki, analityk Admiral Markets.
Strach przed barierą
Decyzja banku jest o tyle niespodziewana, że w zeszłym tygodniu jego zarząd spotkał się na regularnym posiedzeniu i stóp procentowych nie zmienił. Większość obserwatorów rynku oczekiwała więc, że jeśli decyzja o obniżce stóp zostanie podjęta, to najwcześniej w marcu. Analitycy tłumaczą woltę obawami bankierów przed dotknięciem przez kurs franka do euro pułapu 1,20, wyznaczonego przed trzema laty przez bank jako minimalny akceptowalny.
— Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) kontynuuje politykę rozpoczętą w 2011 r., broniąc minimum kursu EUR/CHF. Mimo że posiedzenie zarządu odbyło się w zeszłym tygodniu i wtedy taka decyzja mogła być podjęta, jestem daleki od doszukiwania się w tym, że decyzję ogłoszono wczoraj, czegoś szokującego — mówi Przemysław Kwiecień z XTB.
Oprócz poszerzenia widełek, SNB również zadecydował o wprowadzeniu ujemnego oprocentowania (-0,25 proc.) dla depozytów na żądanie, jeśli suma przekracza 10 mln CHF. Prezesi banku centralnego Szwajcarii liczą, że po takiej decyzji przepływy kapitałowe ze strefy euro znacznie spadną i obrona limitu 1,20 EUR/CHF ograniczy się tylko do tej jednej interwencji. Nie wykluczają jednak przedsięwzięciainnych kroków, jeśli obniżenie stóp nie wystarczy.
— Wiążąc kurs franka z euro, SNB jest de facto zmuszony do importowania polityki pieniężnej, prowadzonej przez EBC, więc decyzja wydaje się konsekwentna. Szwajcarska waluta była traktowana jako bezpieczna przystań dla oszczędności, tak się utarło przez dziesięciolecia, zwłaszcza wśród ludzi zamożnych. Obecny ruch może lekko nadszarpnąć reputację franka, ale bank centralny nie miał wyjścia. Inną kwestią jest to, czy musiał to robić w tym momencie, ale wygląda na to, że bankierzy woleli dmuchać na zimne — dodaje Przemysław Kwiecień.
Analitycy traktują wybór momentu wprowadzenia nowych stóp, pokrywający się z posiedzeniem zarządu Europejskiego Banku Centralnego, jako ruch wyprzedzający. Spodziewając się dalszego luzowania polityki monetarnej i rozpoczęcia skupowania obligacji, kierownictwo SNB stara się zniechęcić inwestorów do lokowania kapitału w Szwajcarii.
— Narodowy Bank Szwajcarii obawia się dalszego napływu pieniędzy i ogranicza zyskowność lokat. Inwestorzy, szukający pewnych zysków, odpłyną pewnie do USA, ale depozyty szwajcarskie zachowują istotną, wyróżniająca je na rynkach finansowych cechę — bezpieczeństwo.
Kupując obligacje włoskie czy hiszpańskie, narażamy się w najczarniejszym scenariuszu na stratę związaną z bankructwem kraju. Więc lepiej stracić 0,25 proc. pieniędzy ulokowanych w Szwajcarii niż 100 proc. zainwestowanych gdzie indziej — mówi Konrad Białas z DM TMS Brokers.