Donald Trump funduje światu prawdziwy rollercoaster. Kolejne ruchy prezydenta USA to wielka niewiadoma. Ze wstępnych szacunków wpływu ceł na europejską gospodarkę wynika, że będą dotkliwe głównie dla Niemiec, Irlandii i kilku mniejszych krajów, np. Portugalii i Austrii. Mocno odczuje je w Europie branża motoryzacyjna oraz farmaceutyczna, które są najsilniej uzależnione od eksportu do Stanów Zjednoczonych. Wpływ na polską gospodarkę, która jest częścią łańcucha dostaw, będzie pośredni. Dotknie wielu dostawców części i podwykonawców europejskich, głównie niemieckich, producentów samochodów różnego typu.
- Nowe taryfy będą miały bezpośredni wpływ na opłacalność i rentowność sprzedaży polskich przedsiębiorców, którzy eksportują produkty do Stanów Zjednoczonych. Wysokie cła mogą całkowicie wypchnąć ich z rynku amerykańskiego - mówi Paweł Preuss, lider sektora finansowego w EY.
Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Pekao, szacuje, że zapowiedziany poziom ceł na eksport do USA wpłynie na polskie firmy bezpośrednio, powodując spadek eksportu do USA o 20 proc., a także pośrednio - poprzez spadek eksportu UE do USA o 25 proc. Eksporterzy odczują też mniejszy o 1,8 proc. popyt z UE spowodowany wzrostem konkurencji z Azji.
- W przetwórstwie przemysłowym należy liczyć się ze spadkiem przychodów o ok. 1,1 proc. To nie jest spadek drastyczny, ale zauważalny - i na pewno musi skutkować przeglądem przez banki ekspozycji na najbardziej narażone sektory: elektroniczny, maszynowy, pozostałe środki transportu, np. łodzie motorowe – mówi główny ekonomista Pekao.
Kryzys za kryzysem
Jak podkreśla Paweł Preuss, ponieważ cła dotkną tylko niektóre przedsiębiorstwa z części branż, to ich wpływ na poszczególne banki będzie w dużej mierze zależny od struktury portfela kredytowego.
- Nie spodziewam się jednak, by był on znaczący. Kiedy nowe taryfy wejdą w życie, pewna grupa przedsiębiorstw doświadczy spadku sprzedaży i rentowności produkcji, co dla banków będzie oznaczać zwiększony poziom ryzyka. Dla banków jednak to nic nowego – w ciągu ostatnich pięciu lat przeszły co najmniej dwukrotnie przez podobną sytuację. Zarówno pandemia COVID-19, jak i wybuch wojny były podobnymi co do skali zmianami, które musiały być poddane ocenie z perspektywy sytuacji poszczególnych przedsiębiorstw w portfelach banków - mówi Paweł Preuss.
Przy ocenie ryzyka kredytowego przedsiębiorstw banki nie stosują automatyzmu, a problemy branży nie oznaczają odcięcia od kredytu wszystkich podmiotów w niej działających.
- Jeśli firma jest z branży podwyższonego ryzyka, ale dobrze sobie radzi na rynku, nie ma powodu, byśmy ograniczali jej finansowanie. Polskie firmy są zdecydowanie bardziej odporne niż jeszcze kilkanaście lat temu - mają więcej kapitału, lepszą płynność. Warto jednak pamiętać, że kryzys wywołany covidem nie był tak dotkliwy dla firm ze względu na ogromną pomoc publiczną w postaci tarcz, a także mocną obniżkę stóp procentowych. Nie wiadomo, czy jeśli nastąpi kryzys gospodarczy spowodowany cłami prezydenta Trumpa, europejskie rządy zdecydują się na takie działania – mówi szef ryzyka jednego z największych banków.
Ostrożność w inwestycjach
Realna wartość portfela kredytów dla przedsiębiorstw w relacji do PKB w sektorze bankowym wynosi zaledwie 11,3 proc. i plasuje Polskę na przedostatnim miejscu wśród innych europejskich sektorów – za nami jest tylko Litwa. Banki od wielu kwartałów czekają na ożywienie – głównie w kredytach inwestycyjnych. Jednak covid i wojna w Ukrainie skutecznie odstraszyły wielu przedsiębiorców od realizacji projektów rozwojowych. Część firm, która w niepewnych czasach akumulowała kapitał, a nadwyżki lokowała w bankach, realizuje inwestycje z własnych zasobów. Kolejne źródło niepewności dla firm, w postaci ceł i nieprzewidywalności decyzji Donalda Trumpa, na pewno będzie czynnikiem zmniejszającym popyt na kredyt inwestycyjny.
- Przedsiębiorstwa, których istotnym źródłem przychodów jest eksport, będą podchodziły do inwestycji z jeszcze większą ostrożnością. Niższy popyt na kredyty inwestycyjne banki odczują przede wszystkim ze strony dużych przedsiębiorstw, które - by zainwestować miliony, np. w nową fabrykę - muszą mieć zapewnione rynki zbytu. Skoro nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja za kilka miesięcy, trudno podejmować decyzje inwestycyjne rozpisane na 4-5 lat – mówi Paweł Preuss.
Wtóruje mu Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, który podkreśla, że w warunkach podwyższonej niepewności co do perspektyw wzrostu gospodarczego na świecie, kondycji międzynarodowego handlu oraz przyszłych cen istnieje poważne ryzyko przyhamowania inwestycji i konsumpcji.
- Nie ulega wątpliwości, że niepewność związana funkcjonowaniem łańcuchów dostaw i poziomem cen w handlu międzynarodowym w przyszłości może istotnie wpłynąć na ostrożność w konsumpcji i inwestycjach. Oznacza to, że w średnim terminie popyt sektora przedsiębiorstw na kredyty inwestycyjne i obrotowe może być niższy niż w scenariuszu alternatywnym bez wzrostu ceł. Należy się więc liczyć z niską aktywnością kredytową banków – mówi Rafał Benecki.
Finansowanie zapasów
O ile popyt na kredyty inwestycyjne będzie nadal słaby, o tyle w ciągu kilku najbliższych kwartałów banki powinny się spodziewać zwiększonego zapotrzebowania na kredyt obrotowy ze strony przedsiębiorstw.
- Kilka dni temu Apple wynajął pięć samolotów, żeby przesłać iPhone'y z Indii i Chin do USA. Przed datą wejścia taryf chce je mieć u siebie. Zapasy firm będą rosły i trzeba będzie je finansować. Widzieliśmy taką sytuację już w trakcie covidu, bo jedną z reakcji przedsiębiorstw na podwyższoną zmienność i niepewność łańcuchów dostaw jest zwiększenie stanu magazynów blisko fabryk lub rynków zbytu. To dotyczy zarówno produktu finalnego, jak też półproduktów, materiałów, towarów. Banki mają więc szansę zwiększyć akcję kredytową w tym obszarze – mówi ekspert z EY.