BBI Development jest przed sprzedażą kluczowego aktywa, co jeśli się uda, spowoduje znaczny spadek dźwigni. Liczymy też na reorientację strategii w kierunku szybszej rotacji aktywów — tak w grudniu ubiegłego roku Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, uzasadnił decyzję o zwiększeniu zaangażowania w akcjonariacie spółki z 9 do prawie 13 proc.
Mniej więcej w tym samym czasie Noble Funds TFI wyczyściło portfele z walorów dewelopera, tłumacząc, że „cierpliwość ma swoje granice”. A ta wyczerpała się nie tylko zarządzającym instytucji, ale również innym inwestorom — , w 2014 r. akcje BBI Development potaniały o ponad 40 proc.
Odbicie miało przyjść wraz ze sprzedażą kompleksu biurowo-handlowego Plac Unii i potwierdzić słuszność decyzji zarządzających z Quercusa.
Na tę transakcję nie trzeba było długo czekać. Jeszcze w grudniu 2014 r. amerykański fundusz Invesco odkupił budynek, ale kurs ani drgnął. W lutym 2015 r. spółka spłaciła obligacje, a w marcu pochwaliła się wynikami za 2014 r. Strata netto sięgnęła 13,8 mln zł, o 5 mln więcej niż prognozowali analitycy. W pierwszym kwartale tego roku strata wyniosła 3,8 mln zł, wobec 1,2 mln zł rok wcześniej. Efekt? Od początku 2015r. walory dewelopera potaniały o 20 proc. i znalazły się w rocznym dołku.
Nieskuteczny wabik
Do zakupów nie zachęciła inwestorów nawet kwietniowa rekomendacja „kupuj” od BM BGŻ, w której analitycy ustalili cenę docelową na 1,64 zł, 35 proc. wyżej od ówczesnej wyceny. Dziś jeden papier BBI Development kosztuje 0,92 zł, a chętnych do inwestowania w akcje jak nie było, tak nie ma. W 10 sesji walory potaniały o 10 proc., a wskaźnik cena do wartości księgowej spadł poniżej 0,4.
— Spadek w ostatnich dniach jest zaskakujący. Tym bardziej, że WZA miało głosować nad buy-backiem. Jest to związane ze zmianą podejścia spółki do dzielenia się z akcjonariuszami zyskiem ze zrealizowanych projektów. Zarząd jest zmotywowany, aby rozpocząć dystrybucję wolnej gotówki do inwestorów — mówi Sebastian Buczek. Paweł Homiński, członek zarządu Noble Funds TFI decyzji o sprzedaży pewnie nie żałuje, ale wypowiada się o spółce w łagodnym tonie.
— Spółka ma ciekawe projekty, ale ich finalizacja i komercjalizacja przebiega wolniej. Minusem jest też wciąż wysoki poziom kosztów stałych, których wielkość znacznie przekracza 10 proc. bieżącej kapitalizacji spółki. Ma to tym większe znaczenie, że BBI Development nie generuje przychodów regularnie, lecz punktowo, w zależności od harmonogramu projektów — mówi Paweł Homiński.
Bez wyników ani rusz
Zdaniem ekspertów, BBI Development mógłby przekonać inwestorów jedynie poprawą wyników oraz redukcją zadłużenia. — Analitycy, którzy rekomendowali kupowanie akcji dewelopera, jako pierwszy argument wymienili niską wycenę. Niestety, często niska wycena może utrzymywać się przez długie lata. Nie wyceniali też spółki w oparciu o zyski — bo zysków nie ma. BBI Development przez ostatnie 10 lat zarobił około 30 mln zł. Daje to wskaźnik ROE [stopę zwrotu z kapitału własnego — red.] na poziomie około 1 proc. rocznie — czyli bardzo mało. Sama sprzedaż dużego projektu realizowanego przy Placu Unii wystarcza tylko na uregulowanie części zobowiązań — tłumaczy Adam Łukojć ze Skarbca TFI. Piotr Zybała z DM mBanku uważa natomiast, że kwestia, które z TFI (Noble czy Quercus) zrobiło lepszy interes, nie jest jeszcze rozstrzygnięta. — BBI Development jest spółką podwyższonego ryzyka ze względu na charakterystykę prowadzonych projektów oraz zaangażowanie dużej dźwigni finansowej. Sprzedaż Placu Unii rzeczywiście nie spowodowała wzrostu kursu, co mogło wynikać z mylnego wyobrażenia inwestorów na temat wielkości i tempa realizacji zysku z tej inwestycji. Prowadzone obecnie przez dewelopera projekty są na wstępnym etapie realizacji i dziś trudno ocenić, czy okażą się one z punktu widzenia spółki finansowym sukcesem czy też porażką — mówi Piotr Zybała.