Jeśli dziś środa, to Donald Trump może wejść na swoje konto w social mediach i zmienić o 180 stopni kurs w sprawie, o której wypowiadał się w poniedziałek. Tak wyglądają ostatnie tygodnie w światowej polityce i gospodarce.
Doskonale widać to na wykresach giełdowych, nie tylko w USA. Jednego dnia tablice notowań spływają czerwienią, a kolejnego - jak w środę, 9 kwietnia, gdy ogłoszono czasowe zawieszenie wprowadzenia amerykańskich ceł - indeksy rosną z zawrotną prędkością.
Co robić w takiej sytuacji?
- Rekomendujemy klientom, by wdrożyli strategię zarządzania scenariuszowego i zarówno na bieżąco analizowali element bezpośredniego wpływu taryf na ich biznesy, jak i optymalizowali inne obszary biznesowe: łańcuch dostaw, kapitał pracujący, strategię cenową czy też umowy z dostawcami i bankami. Chodzi o to, by zminimalizować negatywny wpływ nowych stawek celnych z perspektywy wartości całego przedsiębiorstwa i zapewnienia płynności – mówi Grzegorz Cywiński, partner oraz lider zespołu transakcji i finansów przedsiębiorstw w EY-Parthenon.
Z perspektywy makro efekty obecnych zawirowań trudno rzetelnie oszacować.
- Należy rozróżnić wpływ ogłoszonych, a potem zawieszonych amerykańskich ceł na giełdy od ich wpływu na realną gospodarkę. Na razie trudno mówić o rzeczywistym wpływie na wzrost gospodarczy oraz inflację, dlatego - moim zdaniem - np. ewentualne decyzje o zmianach stóp procentowych byłyby przedwczesne. Sytuacja musi się nieco ustabilizować, bo drastyczne wahania wysokości amerykańskich ceł nie pozwalają na podejmowanie długoterminowych decyzji - mówi Kamil Niewiatowski, szef Raiffeisen Digital Banku na Polskę.
Logistyczny przewrót
Realne zmiany w globalnych relacjach handlowych zazwyczaj najszybciej widzą i czują firmy logistyczne. W PB pisaliśmy już m.in. o flocie Polskiej Żeglugi Morskiej, która pływała przede wszystkim do amerykańskich portów na Wielkich Jeziorach - a teraz zmienia trasy. Zaburzenia widać też gdzie indziej.
- Producenci odczuwają znaczny spadek zamówień. Niepewność związana z polityką celną USA prowadzi do odwoływania rejsów statków, zmiany tras bez uprzedzenia, opóźnienia w załadunkach towarów, a także wzrostu cen czarterów cargo - mówi Grażyna Jaworowska, dyrektor zarządzająca J. Dauman Logistics.
DSV, wywodzący się z Danii operator logistyczny, prognozuje, że zawirowania geopolityczne, np. dotyczące ceł, nie tylko zmienią łańcuchy dostaw, ale także będą bodźcem do gromadzenia towarów w europejskich magazynach, a być może nawet lokowania produkcji na Starym Kontynencie.
- Niepewność dotycząca polityki celnej różnych państw wzmocni chęć sektora prywatnego do zwiększania czy przenoszenia stanów magazynowych do Europy. Liczę, że w perspektywie długoterminowej za zapasami podążą także ośrodki produkcji – mówi Karolina Kaliszan, dyrektor ds. sprzedaży w DSV – Global Transport and Logistics.
W krótkim terminie zamieszanie celne sprawia, że logistycy szukają alternatywnych szlaków handlowych. W dłuższym - na zmiany mogą zdecydować się producenci.
- Skutkiem obecnej destabilizacji jest także to, że firmy przenoszą produkcję i magazynowanie bliżej klienta końcowego, czyli uprawiają nearshoring i reshoring. Rosnące cła oraz niepewność regulacyjna sprawiają, że centra logistyczne w Europie Wschodniej oraz Kanadzie i Meksyku zyskują na znaczeniu. Choć na towary z tych krajów też zostały nałożone cła, lokalizacje te nadal pozostają strategicznie korzystne ze względu na bliskość rynku amerykańskiego oraz zawarte umowy handlowe - uważa Grażyna Jaworowska.
Europejska szansa
Zdaniem Wojciecha Cipiura, prezesa DSV Solutions, firmy będą skłaniać się do reorganizacji łańcuchów produkcji i dostaw. W odpowiedzi na zmieniające się potrzeby klientów DSV już rozwija w Polsce magazyny czasowego składowania. Wojciech Cipiur uważa, że w średnim i długim terminie dla wielu firm ważnym czynnikiem w procesie decyzyjnym będzie także wzrost kosztów pracy w Chinach i innych centrach produkcyjnych w Azji, który już od dłuższego czasu zachęca przedsiębiorców do powrotu na europejski rynek.
Oprócz zawirowań celnych dla europejskiej produkcji i logistyki duże znacznie ma także polityka budżetowa Niemiec. Prezes DSV Solutions przypomina, że zgodnie z zapowiedziami, w ramach pakietu zmian dotyczących tzw. hamulca długu, sektor publiczny w Niemczech ma uzyskać dostęp do 0,5 bln EUR funduszy przeznaczonych na inwestycje w szeroko rozumianą infrastrukturę i dekarbonizację, planowane na 12 lat.
- Być może chęć udziału w procesie modernizacji Niemiec skłoni niektóre firmy do zwiększenia mocy produkcyjnych w Europie – uważa Wojciech Cipiur.
Wówczas zyskać może też Polska.
- Polska od lat jest ważnym zapleczem logistycznym nie tylko Niemiec, ale także całej Europy Centralnej. Jeżeli Niemcy powrócą na ścieżkę wzrostu, a wraz z nimi inne państwa Europy Zachodniej, cała Unia stanie się atrakcyjniejsza dla firm pod kątem planowania inwestycji. Wierzę, że w takim scenariuszu wiele inwestycji będzie mogło trafić nad Wisłę – mówi Wojciech Cipiur.
Chińska ekspansja
A na czym krajowy biznes może stracić? W części branż – od e-handlu po zaawansowaną produkcję – rosną obawy o zalanie rynku produktami chińskimi, które zamiast do USA trafią do Europy.
- Widoczny jest spadek wolumenu transportu z Chin do USA. To bezpośredni efekt nowych ceł. Dla Państwa Środka, jako największego producenta na świecie, oznacza to konieczność poszukiwania nowych rynków zbytu, ponieważ rynek wewnętrzny nie wystarcza do absorpcji nadwyżek produkcyjnych. Wygląda na to, że Chiny są zdecydowane na gospodarcze starcie. Można spodziewać się wzmożonej ekspansji na rynki europejskie, co z jednej strony stanowi wyzwanie dla lokalnych producentów, a z drugiej – szansę dla operatorów logistycznych i dystrybutorów – mówi Mirosław Kłósek, dyrektor w Rohlig SUUS Logistics.
Żaneta Koźmińska, prezeska Coraba z grupy Michała Sołowowa, firmy zajmującej się m.in. produkcją systemów fotowoltaicznych, nie spodziewa się jednak, by towary z Chin zalały Europę tylko dlatego, że USA się na nie zamykają.
- Nasze rynki nie są na tyle chłonne, żeby pozwoliły Chinom na zrekompensowanie utraconych wpływów. Bardziej prawdopodobne jest, że nasili się sprzedaż do Afryki czy Ameryki Południowej. Chińskie firmy wchodzą teraz do Europy jako inwestorzy w ramach realizacji wcześniej ogłaszanych planów. Nie widzę w tym obszarze gwałtownych ruchów - mówi Żaneta Koźmińska.
Popytowe obawy
Nakładanie, zawieszanie i znoszenie ceł pośrednio dotyczy niemal wszystkich branż, ale w niektórych zamieszanie jest ponadprzeciętne. Dotyczy to np. firm zajmujących się elektroniką konsumencką.
- Sytuacja z cłami w USA jest niepewna. W piątek została ogłoszona informacja, że smartfony i inne urządzenia elektroniczne nie zostaną objęte cłami. Rośnie więc szansa, że skutki tych działań nie wpłyną na Abis. Sytuacja jednak zmienia się dynamicznie. Obawiamy się, że - jeśli niektórzy producenci zdecydują się przenieść produkcję do USA - przynajmniej w średnim okresie łańcuchy dostaw mogą zostać dotknięte tymi wydarzeniami - mówi Costas Tziamalis, wiceprezes notowanego na GPW Asbisu, który jest dużym dystrybutorem elektroniki.
Nasze rynki nie są na tyle chłonne, żeby pozwoliły Chinom na zrekompensowanie utraconych wpływów.
A popyt? Tu już na dwoje babka wróżyła. Wiceprezes Asbisu przyznaje, że jego klienci, czyli detaliści, są ostrożni z zakupami i niechętnie składają duże zamówienia. Z drugiej strony jednak widmo potencjalnych wojen handlowych i obawy przed idącą za tym inflacją zwiększają zainteresowanie zakupami już teraz.
Podobnie sytuację popytową ocenia Kamil Niewiatowski z Raiffeisen Digital Banku.
- Obserwując dane z rynku kredytowego, nie da się zauważyć oznak, że klienci obawiają się recesji. Konsumenci jeszcze nie odczuli zmian w globalnej polityce handlowej – dodatkowe taryfy na produkty z USA na razie nie weszły w życie, więc nie widać ewentualnego wzrostu cen towarów. Uważam, że w krótkim terminie oczekiwania, że ceny wzrosną, mogą się przełożyć na wzrost popytu. Klienci będą chcieli zdążyć przed ewentualnymi podwyżkami – mówi Kamil Niewiatowski.
Polonia spokojna
Na razie polskie firmy, które działają na amerykańskim rynku, zachowują spokój.
- Przez ponad 20 lat wypracowaliśmy solidny fundament zaufania i lojalności amerykańskich profesjonalnych wykonawców budowlanych wobec produktów z naszego portfolio. Mamy nadzieję, że mimo trudnych warunków, w jakich znajduje się teraz cały sektor amerykańskiego budownictwa, ten kierunek zaprocentuje, a poziom sprzedaży naszych produktów na rynku USA zostanie utrzymany. W mojej ocenie potencjalne skutki polityki celnej dla Seleny – o ile w ogóle się pojawią – będą ograniczone i nie wpłyną istotnie na stabilność naszego biznesu w Stanach Zjednoczonych – mówi Sławomir Majchrowski, prezes Seleny.
Giełdowy Text (dawny LiveChat), dostarczający oprogramowanie do komunikowania się biznesu z klientami, sporą część przychodów generuje w USA. Jako przedstawiciel branży IT ceł się nie boi, ale doskwiera mu słabnący dolar.
- Obecnie zawirowania związane z cłami nie mają bezpośredniego wpływu na Text. Trzeba jednak pamiętać, że praktycznie całość przychodów generujemy w amerykańskiej walucie, a koszty są podzielone między złotego a dolara, więc duże wahania kursu USD/PLN mają istotny wpływ na nasze raportowane wyniki. USA to nasz kluczowy rynek odpowiadający za ponad 30 proc. przychodów, ale mamy klientów z ok. 150 krajów i praktycznie ze wszystkich branż – mówi Marcin Droba, szef relacji inwestorskich Textu.
Są jednak sygnały, które mogą wzbudzać niepokój i oznaczać, że nad firmami zaczyna krążyć widmo recesji.
- Kiedy patrzymy na deklarowane powody rezygnacji z naszych usług, to na pierwszym miejscu jest „zamykam biznes lub zmieniam jego profil”, podczas gdy historycznie był to „brak czatów”. Będziemy obserwować rozwój sytuacji, ale nie wpływa ona na nasze działania – mówi Marcin Droba.
Katarzyna Kapczyńska, Jarosław Królak, Grzegorz Suteniec, Kamila Wajszczuk, Marcel Zatoński