Napięcia nieco zmalały w poniedziałek, lecz pozostają wysokie, a ryzyko wybuchu regionalnej wojny nadal istnieje.
Izraelski atak, przeprowadzony w niedzielny poranek, opierał się, według izraelskich urzędników, na wywiadowczych informacjach wskazujących, że Hezbollah planował wystrzelenie tysięcy rakiet w kierunku północnego Izraela oraz wysłanie dronów w stronę kluczowego centrum wywiadowczego na północ od Tel Awiwu w odwecie za zabójstwo swojego dowódcy w lipcu.
Izrael ogłosił 48-godzinny stan wyjątkowy i na kilka godzin zamknął główne lotnisko, co spowodowało odwołanie wielu lotów przez różne linie lotnicze. W odpowiedzi Hezbollah wystrzelił ponad 200 pocisków, zgodnie z izraelskimi danymi, choć dokonane zniszczenia były ograniczone. Jeden izraelski żołnierz zginął od spadających odłamków, a w Libanie zgłoszono trzy ofiary śmiertelne.
Gdyby Hezbollahowi udało się przeprowadzić atak na cele w centralnym Izraelu, trwający od 10 miesięcy konflikt na granicy mógłby przerodzić się w pełnowymiarową wojnę.
Co istotne, w niedzielę, zgodnie z planem, rozpoczęły się negocjacje w Kairze w celu ustanowienia zawieszenia broni w Gazie między Izraelem a palestyńskim Hamasem.
Jednakże, podczas gdy izraelscy urzędnicy twierdzili, że rozmowy posuwają się naprzód, Hamas, po opuszczeniu Kairu w niedzielny wieczór, zasugerował coś odwrotnego.
Izrael „postawił nowe warunki do zawieszenia broni” i „nadal gra na zwłokę”, podał w oświadczeniu Osama Hamdan, rzecznik i lider Hamasu.
