Brak korupcji, wysoka kultura techniczna, furtka do innych państw WNP — tak polskie firmy postrzegają białoruski rynek

Anna Pronińska
opublikowano: 2013-08-09 00:00

Twarde rządy Aleksandra Łukaszenki, słaba opozycja, ograniczenia wolności obywatelskich — takie mogą być pierwsze skojarzenia na myśl o Białorusi.

Jednak polskie firmy, które dobrze znają ten rynek, uważają, że jest bardzo przyjazny.

— Polecałbym biznes na Białorusi. Polski kapitał musi inwestować i wychodzić za granicę, a dla nas Białoruś to naturalny kierunek rozwoju — mówi Jacek Michalak, wiceprezes ds. rozwoju Atlasa.

Cztery lata temu producent chemii budowlanej kupił prywatną białoruską firmę Tajfun.

— Gdy przejęliśmy firmę, wzrosło moje uznanie dla poprzednich właścicieli. Potrafili działać w trudnych warunkach. Brakowało im surowców, więc wiele receptur musieli inaczej formułować — mówi Jacek Michalak.

Z dala od polityki

Na Białorusi część wyrobów sprzedaje grupa Vox, producent mebli i profili. Jej prezes Piotr Wit Voelkel zapewnia, że biznes na Białorusi prowadzi się fantastycznie i dużo lepiej niż w Rosji. Jak mówi, to uporządkowany kraj i nie ma w nim miejsca na korupcję. Podobnego zdania są inni przedsiębiorcy.

— Białoruś to najporządniejszy kraj z byłych państw ZSRR. Może się pochwalić wysoką kulturą techniczną, co dla inżynierskiej firmy, takiej jak nasza, oznacza, że możemy pracować z kompetentnymi ludźmi. Kraj jest zamknięty, ale nie jest skorumpowany. Białorusini przestrzegają barier, które stworzyli, by chronić rynek. Jak mówią, jeśli ktoś oddziela politykę od biznesu, może prowadzić normalną działalność. Państwo nie przeszkadza i pod tym względem jest nawet lepiej niż w Polsce. Inaczej jest, jeśli zaczyna się mieszać biznes z polityką — mówi Adam Żurawski, prezes giełdowego Aplisensa, od dekady działającego na Białorusi.

Jego zdaniem, obecność na Białorusi jest furtką do innych państw WNP. Adam Żurawski przyznaje, że po kryzysie z 2011 r. rynek białoruski się skurczył, ale teraz gospodarka znów się rozwija. Kryzys odczuł też producent silosów zbożowych Feerum.

— Na Białorusi lokowaliśmy ponad 90 proc. sprzedaży, ale ograniczyliśmy ją. Obecnie nasza obecność tam jest symboliczna. Zdecydowała o tym utrata stabilności przez białoruską walutę. Rynek jest jednak przyjazny i dobrze się na nim pracuje, a jedynym kłopotem są pieniądze i trudności z finansowaniem. Nie rezygnujemy z Białorusi, bo ma duży potencjał — mówi Daniel Janusz, prezes Feerum.

Za długo na granicy

Rynek jest atrakcyjny także dla odzieżowej grupy Redan.

— Od trzech lat otwieramy tam sklepy franczyzowe Top Secret. Z naszego punktu widzenia, największymi rodzajami ryzyka są niejasność przepisów i destabilizacja walutowa, ale dzięki wiarygodnym partnerom handlowym, angażującym własne pieniądze, udaje nam się marginalizować ryzyko. Marki modowe Redanu są dobrze odbierane przez Białorusinów. W tym roku planujemy 20-procentowy wzrost obrotów na tym rynku — mówi Radosław Wiśniewski, prezes Redanu.

Kryzys i dewaluację rubla odczuł też Atlas.

— Teraz sytuacja jest stabilna. Po kryzysie biznes rozwija się przyzwoicie i zwiększamy sprzedaż. Ponad 96 proc. produkcji Tajfunu sprzedajemy na Białorusi, a kilka procent w Rosji, ale te towary są źle odbierane. Rosjanom lepiej kojarzą się towary z Polski. Plusem biznesu w tym kraju jest dość dobra organizacja, minusem długie postoje na granicy. Importujemy dużo surowców z Polski, więc to zajmuje czas — mówi Jacek Michalak.

Jego zdaniem, problemem są też kwestie wizowe, ale — jak podkreśla — tę sprawę można rozwiązać.

Chińska strefa na Białorusi
Pod Mińskiem ma powstać strefa ekonomiczna, siódma na Białorusi. Wybudują ją Chińczycy, dla których będzie to największy taki projekt w Europie. Powstanie na terenie wydzielonym wokół lotniska w Mińsku, przy autostradzie łączącej Moskwę z Berlinem. Ma tam stanąć park przemysłowy i węzeł handlowy za 5 mld USD. Częścią inwestycji są mieszkania dla 155 tys. osób. Chińskie firmy będą w strefie zwolnione z podatku VAT.

 

OKIEM EKSPERTA
Inny rodzaj korupcji


KAMIL KŁYSIŃSKI
Ośrodek Studiów Wschodnich

Nie powiem, że na Białorusi nie ma korupcji, bo nawet same władze kraju przyznają, że istnieje. To jednak inny typ korupcji. To kraj mocno scentralizowany — zaczyna się od Łukaszenki i sięga po podmioty wykonawcze lokalnego szczebla. Ludzie na dole drabiny nie podejmą ważkiej decyzji bez konsultowania się z górą, zatem jeśli inwestor dogadał się z wysokim szczeblem władzy, niższe szczeble nie będą sabotować decyzji. To plus dla biznesu, bo panuje porządek.
W tym kraju jest potencjał, bo 70 proc. PKB i 85 proc. produkcji powstaje w znacznej części technologicznie przestarzałym sektorze państwowym. To spore pole do działania dla sektora prywatnego. Jednak gospodarka białoruska jest zakładnikiem reżimu, który nie chce, aby większość społeczeństwa była zatrudniona w sektorze prywatnym, bo nie będzie mógł nadzorować obywateli. Mamy do czynienia ze swego rodzaju „skansenem” gospodarczym, gdzie zakonserwowano radziecki model zarządzania gospodarką — system nakazowo-rozdzielczy.