"Rewolucją"; "nacjonalistycznym wybrykiem" lub "przybierającym na sile przejawem antyamerykanizmu" nazywa w środę brytyjska prasa nacjonalizację złóż ropy naftowej i gazu przeprowadzoną we wtorek w Boliwii z użyciem wojska i ultimatum postawione zagranicznym firmom przez prezydenta Evo Moralesa.
"Wygląda na to, iż prezydent najwyżej położonego, najbiedniejszego i najbardziej wyizolowanego kraju AmerykiŁacińskiej nie zamierza rezygnować z prób redystrybucji bogactw naturalnych. Mniej jasne jest, czy mu się to uda" - pisze "The Guardian".
W nacjonalizacji sektora energetyki gazeta dostrzega kolejny przejaw zjawiska, które nazywa "ekonomicznym nacjonalizmem", wyznawanym również przez Władimira Putina i Hugo Chaveza.
"The Guardian" nie wyklucza, iż półroczny termin przyznany zagranicznym koncernom na oddanie rządowi kontroli nad ich boliwijskimi operacjami może oznaczać próbę wymuszenie na nich lepszych warunków, a nie puszczenie ich z torbami.
Dla "Timesa" przejęcie rządowej kontroli nad drugimi największymi w Ameryce Łacińskiej złożami gazu ziemnego i ropy przyniesie opłakane skutki. Dawny monopolista energetyczny YPFB od czasów prywatyzacji sektora z połowy lat 90. pełni głównie funkcje administracyjne i nie ma ani kapitału, ani ekspertyzy do ponownego wzięcia na siebie odpowiedzialności za produkcję i dystrybucję - zauważa gazeta.
Zagraniczne koncerny, które na mocy decyzji Moralesa będą mogły zatrzymać tylko 18 proc. produkcji nie będą inwestować w kraju. Boliwia nie będzie miała za co utrzymać tej gałęzi przemysłu, ani tym bardziej go rozbudować.
"Wysyłanie wojska jest sposobem na rozwiązywanie długofalowych ekonomicznych problemów" - podkreśla "The Times".
"The Independent" przestrzega przed szufladkowaniem Moralesa jako demagoga, tak jak to zrobiono w Waszyngtonie. Gazeta zwraca uwagę na to, iż jego posunięcie zbiega się z rosnącymi cenami energii na światowym rynkach i widzi w nim przejaw nowej politycznej fali, która wynosi do władzy w Ameryce Łacińskiej lewicowychpopulistycznych polityków.
"Morales, Chavez i inni dowodzą, iż skutkiem interwencji USA w Iraku jest rosnący antyamerykanizm w krajach, które jej nie poparły. Ich wyniesienie jest także głosem większości w ich krajach przekonanej o tym, iż wolnorynkowe rozwiązania forsowane przez USA i wielkie banki nie przynoszą im wymiernych korzyści" - pisze "The Independent".