Dziś członkowie zarządu Bumaru pewnie stracą swoje posady. Kto odpowie za sukcesy i porażki zbrojeniowej firmy?
Dziś kolejna odsłona walnego zgromadzenia Bumaru, stołecznego holdingu, który integruje polski przemysł obronny. Od tygodni pracownicy sektora oczekują zmian w radzie nadzorczej i zarządzie spółki.
I dzisiaj pewnie dojdzie do roszad. Obecny zarząd ma bowiem w branży fatalne notowania.
Szefowie zbrojeniowej spółki zapewniają jednak, że przed holdingiem rysują się niezłe perspektywy.
— Mamy szansę na zdobycie kontraktu w Indiach za 300 mln USD (735 mln zł). To jednak nie tylko nasza zasługa, ale także poprzedniego zarządu, który rozpoczął starania. Możemy też zdobyć kontrakt na modernizację wozów w Egipcie wart 100 mln USD (245 mln zł) — to będzie już tylko nasza zasługa — mówi Tomasz Szatkowski, wiceprezes Bumaru.
Czy zbrojeniowy holding dostanie zamówienia z Indii, wyjaśni się w marcu. Kontrakt egipski natomiast miał być rozstrzygnięty we wtorek, ale ogłoszenie zwycięzcy przesunięto na przyszły tydzień. Jeśli Bumar zdobędzie zamówienie z Egiptu, zrobi pierwszy krok do zdobycia w tym kraju kontraktu wartego w sumie 250 mln USD (612,5 mln zł).
Wygrana ma duże znaczenie dla obecnego zarządu holdingu. Do tej pory nie mógł on bowiem pochwalić się sukcesami. Pojawiły się problemy z realizacją kontraktów dla armii malezyjskiej i irackiej. Szefowie spółki podkreślają jednak, że Bumarem zarządzają dopiero pół roku, a to zbyt krótko, by przypisywać im całą winę za kłopoty z zagranicznymi zamówieniami.