Po blisko 40 latach pracy w sektorze bankowym, m.in. na stanowisku prezesa mBanku (przed rebrandingiem BRE Banku) i wiceprezesa Banku BPH, Mariusz Grendowicz idzie na swoje. Został współwłaścicielem ACP Credit - firmy zarządzającej funduszem dłużnym, który będzie finansował średnie przedsiębiorstwa z Europy Środkowo-Wschodniej. ACP Credit jest odrębnym podmiotem, ale utworzonym w ramach inwestycyjnej grupy Accession Capital Partners (ACP), korzysta m.in. z jej kontaktów, know-how i zaplecza administracyjno-biurowego. Oferuje tzw. direct lending, czyli finansowanie dłużne klasyfikowane pomiędzy ofertą bankową a mezzanine. Nowy fundusz wspiera finansowo firmy, zabezpieczając pożyczki podobnie jak banki, przy czym właściciele zachowują swoje udziały.
Finansowanie pozabankowe
Na działalność inwestycyjną ACP Credit ma już zagwarantowane 90 mln EUR. Połowa tej kwoty pochodzi z Europejskiego Funduszu Inwestycyjnego (European Investment Fund), na drugą połowę złożyło się 10 prywatnych podmiotów (firmy ubezpieczeniowe, fundusze emertytalne, banki, family office itp.; ich nazwy nie są upubliczniane). Kapitalizacja funduszu będzie zwiększana. Mariusz Grendowicz zakłada, że finalnie ma szansę osiągnąć 150-200 mln EUR. Spółki mogą ubiegać się o wsparcie na poziomie 5-15 mln EUR.

- W Stanach Zjednoczonych przeważająca większość zewnętrznego kapitału dla średnich firm jest udostępniania przez fundusze dłużne, a nie przez banki. Proporcje w Europie Zachodniej szacuję na pół na pół. Tymczasem w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce, wciąż dominuje kredytowanie bankowe, które dla wielu średniej wielkości spółek - nawet będących w bardzo dobrej kondycji - jest z różnych względów trudno dostępne. Mamy więc ogromną lukę rynkową w tym obszarze. ACP Credit idealnie się w nią wpasowuje, zwiększając dostępność finansowania dla firm z regionu – mówi Mariusz Grendowicz.
Czym różni się pożyczka w funduszu od kredytu w bank? Menedżer wyjaśnia, że kredyt bankowy jest produktem masowym, co oznacza, że ubiegające się o finansowanie małe i średnie spółki zwykle przechodzą przez zautomatyzowany scoring, czyli system oceny ryzyka kredytowego, przeprowadzany głównie na podstawie danych historycznych. Wiele średnich firm, choć w chwili wnioskowania o kredyt jest w fazie bardzo dynamicznego wzrostu, nie ma szansy na uzyskanie z banku pieniędzy na rozwój. Fundusze dłużne oferują takim przedsiębiorstwom równie profesjonalne, ale bardziej indywidualne podejście - podobne do tego, na jakie mogą liczyć w bankach największe firmy.
Zdaniem Mariusza Grendowicza jeszcze kilka lat temu rynek w Europie Środkowo-Wschodniej nie był gotowy na tego rodzaju finansowanie. Obecnie jednak - przy sporym wzroście gospodarczym regionu - pojawia się miejsce dla funduszy takich jak ACP Credit.
Mariusz Grendowicz, były prezes mBanku (jeszcze jako BRE Bank), to niejedyny bankowy top menedżer, który wszedł do świata inwestycji kapitałowych. Kilka miesięcy temu Zbigniew Jagiełło, który przez 12 lat piastował funkcję prezesa PKO BP, został szefem rady nadzorczej MCI Capital. Wcześniej indywidualnie inwestował m.in. w spółki technologiczne i start-upy. Krzysztof Bachta, prezes Alior Banku, wspólnie z partnerami biznesowymi założył fundusz venture capital 4growth. Kilka lat wcześniej Cezary Smorszczewski, m.in. były wiceprezes Alior Banku, zasiadł za sterami Private Equity Managers (PEM). Współpraca zakończyła się jednak konfliktem z Tomaszem Czechowiczem, głównym akcjonariuszem PEM, i powiązanym z nim funduszem MCI.
- Obecnie w tym sektorze konkurencja jest niewielka. Myślę, że był to jeden z czynników, który przyciągnął inwestorów do ACP Credit. Kolejnym jest nasze doświadczenie. Łącznie z trzema pozostałymi członkami zespołu zarządzającego, wśród nich partnerem Ciprianem Nicolae, mamy ponad stuletnie doświadczenie w bankowości i gotowość do przeniesienia go do sektora inwestycyjnego. Chcę jednak podkreślić, że nie konkurujemy z bankami, nasze finansowanie stanowi raczej uzupełnienie ich oferty – mówi Mariusz Grendowicz.
Fundusz rozpoczął już rozmowy z pierwszymi spółkami, m.in. z Polski i Rumunii, z branży logistycznej, edukacyjnej, farmaceutycznej i beauty. Ich właściciele planują zwiększyć poziom nakładów kapitałowych.
W roli przedsiębiorcy
W karierze Mariusza Grendowicza ACP Credit oznacza nowe otwarcie.
- Wiele lat spędziłem w dużych bankach, teraz po raz pierwszy w życiu zostałem przedsiębiorcą i współwłaścicielem firmy. Mam okazję współtworzyć nowe przedsięwzięcie, budować fundusz od podstaw, posiłkując się wiedzą finansisty. To ożywcze doświadczenie. Dzięki niemu będę lepiej rozumiał przedsiębiorców, z którymi będę współpracować – komentuje Mariusz Grendowicz.
Zarówno na polskim, jak i regionalnym rynku private eqiuty działa niewiele funduszy dłużnych, tzw. private debt. W kraju największym i najbardziej aktywnym jest CVI. Tego rodzaju fundusze nie są popularne, m.in. z tego powodu, że firmy w regionie nie rozumieją przewagi prywatnego finansowania dłużnego. Podstawową zaletą jest to, że private debt nie wymaga od przedsiębiorcy pozbywania się udziałów w spółce, choć trzeba pamiętać, że ryzyko braku spłaty jest nimi zabezpieczane. Z takiej opcji może skorzystać wiele firm, które ze względu na zasady scoringowe banków finansowania od nich nie otrzymają, zwłaszcza teraz, gdy banki są mniej skore do udzielania kredytów, także inwestycyjnych. Private debt daje możliwość pozyskania kapitału na bardziej ryzykowne przedsięwzięcia.
Wspomina, że z Franzem Hoerhagerem, założycielem Grupy ACP, spotkał się po raz pierwszy ok. 20 lat temu. Bank, w którym pracował polski menedżer, uczestniczył w pierwszej transakcji nowego wówczas funduszu.
Obecna sytuacja społeczna i geopolityczna sprawiła, że ACP Credit musiał dłużej zbierać kapitał. Najpierw wybuchła pandemia i przesunęła w czasie wiele decyzji . Potem wojna w Ukrainie spowodowała, że wielu inwestorów - zwłaszcza zza oceanu - nabrało dystansu do regionu. Obecnie ACP Credit zasilają głównie inwestorzy, którzy już wcześniej współpracowali z grupą i rozumieją lokalne realia. Liczy jednak, że na etapie zwiększania puli kapitału w fundusz zaangażują się także inwestorzy spoza regionu.
Bankowych menedżerów wysokiego szczebla, którzy zdecydowali się pójść na swoje, można policzyć na palcach. Szlak przetarł Wojciech Sobieraj, były wiceprezes Banku BPH - jako budowniczy Alior Banku, który okazał się sukcesem biznesowym i komercyjnym. Ojciec tego sukcesu i kilkudziesięciu menedżerów zostało milionerami. Od czterech lat Wojciech Sobieraj pracuje nad kolejnym bankowym start-upem – Aion Bankiem. Na razie jednak nie zanosi się na powtórkę z Aliora.
Niezmordowanym startuperem jest Sławomir Lachowski, człowiek legenda. Wyprzedzając o dekadę erę bankowości mobilnej, założył mBank (wówczas Multibank). Z budową własnych biznesów, np. Golden Sand Bankiem, szło mu gorzej, co często wynikało z niekorzystnych splotów okoliczności rynkowych. W ślady ojca poszedł syn Filip, również eksbankowiec - założył platformę inwestycyjną Wealthseed.
Więcej biznesowego szczęścia ma Szymon Midera, były menedżer mBanku, później prezes Banku Pocztowego, który od kilku lat z powodzeniem rozwija platformę e-commerce Shummee.
W branży finansowej nadal działa i próbuje sił jego były kolega z zarządu Banku Pocztowego – Tomasz Bogus, założyciel faktoringowego fintechu Fandla.
Na swoje poszedł Loukas Notopoulos, twórca Vivusa w Polsce. Od czterech lat rozwija biznes pożyczkowy w Kenii.
Jego następczyni, Ewa Wernerowicz, w kwietniu tego roku odkupiła Vivusa (obecnie Soonly) od poprzednich właścicieli.
[Eugeniusz Twaróg]