Cena ropy ma powody, by rosnąć

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2020-12-01 22:00

Kurs “czarnego złota“ po cichu zbliżyły się do 50 USD za baryłkę, powracając do stanu sprzed 9 miesięcy. Warto więc sprawdzić, jakie czynniki za tym stały

Aż trudno w to uwierzyć, ale jeszcze kilka miesięcy temu dziwiliśmy się ujemnym cenom ropy naftowej. A precyzyjnie – trwającemu kilkanaście godzin epizodowi niedodatnich notowań najbliższego kontraktu terminowego na nowojorskim Nymeksie. Dziś mało kto już pamięta, lecz raptem pięć miesięcy temu na świecie było tyle surowca, że nie było gdzie go zmagazynować, co doprowadziło do aberracji na rynkach terminowych.

Teraz ropy naftowej nadal jest w bród. Lecz decyzje producentów i odradzający się popyt sprawiły, że ceny „czarnego złota” powróciły do poziomów z początku pandemii, choć historycznie wciąż nie należą do wygórowanych. 1 grudnia ropą Brent handlowano po około 48 USD za baryłkę. Pod koniec listopada ceny sięgały prawie 49 USD/bbl. Dla porównania, w kwietniu notowania ropy Brent dołowały na poziomie niespełna 16 USD, co było najniższym poziomem od 21 lat.

Zanikła nadprodukcja

W marcu 2020 roku popyt na ropę naftową uległ załamaniu. Na ponad miesiąc stanął światowy ruch lotniczy, a niemal powszechna polityka lockdownu zdziesiątkowała zapotrzebowanie na paliwa do prywatnych środków transportu. Według danych amerykańskiego Departamentu Energii (EIA) w kwietniu globalne zużycie ropy naftowej wyniosło niespełna 81 mln baryłek dziennie (bpd) i było o 10,6 mln bpd niższe niż w marcu oraz aż o 20,2 mln bpd niższe niż w kwietniu 2019 r. Mówimy więc o 20-procentowym spadku zużycia podstawowego surowca współczesnej gospodarki.

Jednakże między majem a wrześniem doszło do szybkiej odbudowy popytu na ropę naftową. Wczesną jesienią zużywaliśmy globalnie ok. 95-96 mln baryłek dziennie, czyli już „tylko” o 6 mln bpd mniej niż rok wcześniej. Według listopadowych prognoz EIA za rok zapotrzebowanie na paliwa płynne powróci do ok. 100 mln baryłek dziennie, czyli już blisko poziomów z lat 2018-19.

Producenci zareagowali na spadek popytu z dużym opóźnieniem. Praktycznie do końca kwietnia wydobycie ropy naftowej szło pełną parą. Zwłaszcza w Arabii Saudyjskiej, która wręcz zwiększyła wydobycie z 9,8 mln do 11,6 mln baryłek dziennie, aby „wykosić” z rynku konkurencję o wyższych kosztach wydobycia. Dopiero 12. kwietnia kraje OPEC uzgodniły limity wydobycia, obniżając dostawy surowca o rekordowe 9,7 mln baryłek dziennie. Decyzja ta weszła w życie jednak dopiero 1 maja.

I faktycznie od maja dostawy z krajów zrzeszonych w naftowym kartelu gwałtownie zmalały: z 35,6 mln bpd w kwietniu do 29 mln bpd w maju, by ustabilizować się na poziomie 27-28 mln bpd w czerwcu i lipcu. Od tej pory zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami limity wydobycia co prawda wzrosły, ale w dalszym ciągu ilość ropy dostarczanej na rynek rosła wolniej od ilości konsumowanej. W rezultacie od czerwca trwa proces konsumpcji gigantycznej nadwyżki zakumulowanej w pierwszych pięciu miesiącach 2020 r.

To właśnie ten surowcowy nawis zapchał rynek i skutkował najniższymi cenami ropy naftowej w XXI wieku. Ów nawis topnieje jednak powoli, a poziom zapasów pozostaje stosunkowo wysoki. O ile w październiku globalne dostawy ropy naftowej były według danych EIA o blisko 4 mln bpd niższe niż rok temu, to światowa konsumpcja tego surowca spadła o 5,9 mln bpd.

Daleko do normalności

Stłumiony popyt na ropę naftową to przede wszystkim „zasługa” polityki prowadzonej przez władze państw rozwiniętych. Zużycie czarnego surowca w krajach OECD w październiku było o 4,4 mln bpd niższe niż rok wcześniej. Konsumenci w USA i Europie wciąż podróżują znacznie mniej niż przed pandemią, co odbija się w 10-procentowym spadku popytu na ropę naftową.

Prognozy EIA mówią, że do poziomu konsumpcji sprzed marca 2020 nie powrócimy do końca 2021 r. Jednakże rynek może spekulować, że ogłoszone w listopadzie postępy w pracach nad antycovidowymi szczepionkami pozwolą przywrócić względnie normalny ruch turystyczny znacznie wcześniej niż dopiero w 2022 r. Te oczekiwania są jednym z głównych czynników napędzających wzrost cen ropy naftowej w ostatnich tygodniach.

Wciąż ważą się jednak losy przedłużenia cięć w wydobyciu w krajach OPEC. Poniedziałkowe posiedzenie naftowego kartelu nie przyniosło porozumienia, a wznowienie obrad się przeciąga. Analitycy spodziewają się jednak, że kraje OPEC podtrzymają kwietniowe limity. To oznaczałoby, że od stycznia 2021 r. wydobycie OPEC byłoby ograniczone do 5,8 mln baryłek dziennie względem stanu z marca. Istotną rezerwą wolnych mocy przerobowych dysponują nafciarze amerykańscy, którzy przy obecnych cenach wydobywają o ok. 2 mln baryłek dziennie mniej niż w marcu.

Ekonomiści ankietowani przez agencję Reuters spodziewają się, że w 2021 r. baryłka ropy będzie kosztować przeciętnie 49,35 USD. Oznaczałoby to generalnie utrzymanie cen zbliżonych do obecnych (z zastrzeżeniem, że mówimy o średniej dla całego roku). Jeśli jednak przyszły rok faktycznie przyniesie tak oczekiwane ożywienie aktywności gospodarczej na świecie, to notowania ropy Brent mogą odnaleźć drogę ku 60 USD za baryłkę. W latach 2018-19 średnia cena baryłki tego gatunku ropy wyniosła 63,50 USD.