Raport Ernst & Young: „Wysokość prowizji wypłaconej tej spółce (Akme) w stosunku do składki istotnie przewyższa prowizje wypłacane innym agentom. (...) W naszej ocenie powyższe zdarzenie może wskazywać na istotne zwiększenie ryzyka poważnego nadużycia lub defraudacji w PZU Życie” .
Na polisie podstawowej ubezpieczenia grupowego pracowników Kopalni Węgla Kamiennego Bogdanka PZU Życie straciło ponad 1,15 mln zł.
W tym czasie agent ubezpieczeniowy Akma z Warszawy (Renata Szwedo) zarobił na niej ponad 4,5 mln zł — z prowizji!
Fakt faktem: cały pakiet ubezpieczeń zatrudnionych w Bogdance dla ubezpieczyciela okazał się niewypałem. „Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że wysokość prowizji wypłaconej tej spółce (Akme — przyp. aut.) w stosunku do składki istotnie przewyższa prowizje wypłacane innym agentom. (...) W naszej ocenie powyższe zdarzenie może wskazywać na istotne zwiększenie ryzyka poważnego nadużycia lub defraudacji w PZU Życie” — ostrzega Ernst & Young.
Wątpliwości renomowanego audytora podziela wewnętrzny raport PZU Życie: „decyzja o podwyższeniu prowizji była błędem i co najmniej przejawem niegospodarności, skutkującej wysoką nierentownością ubezpieczenia”.
Incydent — twierdzi spółka. Oficjalnie bagatelizuje nieprawidłowości, choćby w wypowiedzi wiceprezesa Frederika Hoogerbruga. Ale jednocześnie dokumenty związane z „kopalnianym ubezpieczeniem” przekazuje do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
System — przekonują autorzy dwóch anonimów, które przesłano do kierownictwa PZU Życie. Można by je wrzucić do kosza, gdyby nie niepokojący mechanizm tam zarysowany i to, że pierwszy z donosów trafił na biurko szefa firmy, zanim audyt wewnętrzny PZU Życie wskazał na niejasności i „co najmniej niegospodarność”, związane z ubezpieczeniami pracowników podlubelskiej kopalni.
Podszepty
Dwa donosy. Bez inwektyw, merytoryczne, napisane przez osobę (osoby?), która wie, co się dzieje i w centrali PZU Życie, i w oddziałach. Przez kogoś, kto zna regulaminy i orientuje się od kuchni, jak się układa współpraca między departamentami i inspektoratami w kraju.
Oba listy podpisali „Pracownicy Pionu Sprzedaży Ubezpieczeń Grupowych Inspektoratów”. Kapusie? Zatroskani o to, co się dzieje w ich przedsiębiorstwie? Załatwiający prywatne porachunki? Kłamcy? Jedyni sprawiedliwi, których wreszcie szlag trafił?
Pisma alarmują, że w PZU Życie zagnieździło się „małe państewko w strukturach zakładu”. Wskazują palcem tych, których działalność — w ocenie autorów listów, bo może to pomówienie — „mija się z zasadami uczciwości i lojalności wobec własnej firmy”. To dyrektorzy: zarządzający biurami sprzedaży ubezpieczeń PZU Życie Piotr Głowski, szef biura ubezpieczeń grupowych Sebastian Nawrocki i jego zastępca, Sławomir Skraba.
Zarzuty z anonimów mają wielki ciężar gatunkowy. Tajemniczy „pracownicy zakładu” twierdzą, że dyrektorzy dostają od brokerów tzw. działkę — to znaczy ci dzielą się z nimi prowizją. Są szczegóły: „Istota całego przedsięwzięcia polega na podpisaniu z brokerem odpowiedniego porozumienia, na mocy którego PZU Życie płaci brokerowi prowizję z tytułu pośredniczenia przez niego w zawarciu umowy ubezpieczenia. Bardzo często zdarza się tak, że broker w całym procesie sprzedaży uczestniczy jedynie na poziomie podpisania porozumienia, natomiast cała sprzedaż, prezentacje u klienta, spisanie dokumentów spoczywa na pracownikach etatowych pionu ubezpieczeń grupowych inspektoratów. Tajemnicą poliszynela w centrali PZU Życie jest, iż część pieniędzy trafia na prywatne konta wymienionych panów”. Według nadawców listu, dyrektorzy mieli też stworzyć „system ocen podległych im dyrektorów, dzięki któremu mogli pozbywać się niewygodnych osób”. Aż nie chce się wierzyć... Opluskwianie? Pomówienia?
Nieznany broker
Pierwszy z donosów trafił 26 listopada 2002 roku do sekretariatu prezesa PZU SA Zdzisława Montkiewicza. Ten nie wyrzucił go do śmieci, ale skierował do prezesa PZU Życie Bogusława Kasprzyka. Drugi list — z podobnymi zarzutami — w połowie zeszłego roku dostał dyrektor biura kontroli PZU Życie Tadeusz Nestorowicz.
Rzecznik PZU Życie Mikołaj Skorupski twierdzi, że pisma były „niepodpisanymi anonimami o ogólnikowej treści, pozbawione faktów, które dałoby się zweryfikować”. Na pytanie, czy i jakie po ich otrzymaniu podjęto w zakładzie kroki — nie odpowiedział.
Jeden z proszących o zachowanie anonimowości dyrektorów inspektoratu ujawnia:
— Wbrew ogólnym tendencjom firma szła w centralizację ubezpieczeń. Stworzono produkt „ubezpieczenia branżowe” — dla policji, wojska czy straży pożarnej. Centrala ustalała wszystko z brokerem, który już był dogadany z klientem. Plany i polecenia przychodziły z Warszawy, my odwalaliśmy całą pracę, a potem przysyłano fakturę. Musieliśmy przelewać prowizję komuś, kogo nie widzieliśmy na oczy!
I dodaje, że wśród pracowników PZU Życie narasta niezadowolenie i że są tacy, którzy mają już dość tego, co się dzieje. Czyżby wśród nich widzieć trzeba autorów anonimów?
Milczenie złotem?
Co na to wymienieni z nazwiska dyrektorzy? Po tygodniowym oczekiwaniu na rozmowę z nimi od rzecznika prasowego życiowego ubezpieczyciela usłyszeliśmy — bez szczegółów dlaczego — że:
— Na chwilę obecną nie uda się tego zrobić.
Mikołaj Skorupski musi jednak znać dokument, który stawia dyrektorów Głowskiego, Nawrockiego i Skrabę w nie najlepszym świetle. To — przesłane do prezesa PZU Życie 15 października 2003 roku — sprawozdanie z przeprowadzonej przez biuro audytu wewnętrznego PZU Życie kontroli ubezpieczeń grupowych, zawartych z Kopalnią Węgla Kamiennego Bogdanka. Wnioski: przez prawie 3 lata PZU Życie traciło prawie 0,5 mln zł na ubezpieczeniach pracowników kopalni. Na samej polisie podstawowej ubezpieczenia grupowego zatrudnionych w KWK Bogdanka PZU Życie straciło ponad 1,1 mln zł. W tym czasie agent ubezpieczeniowy Akma z Warszawy (Renata Szwedo) zarobił ponad 4,5 mln zł z prowizji!
Pragnący zachować anonimowość wysoki urzędnik Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych — po lekturze raportu — ocenia:
— Niespotykane! To już dawno powinno wzbudzić czyjeś podejrzenia... Oczywiście nie przesądzam, że tak było w tym przypadku, ale zawyżanie wypłacanej prowizji, by broker mógł się z kimś nią podzielić, zdarzało się kiedyś w dużych państwowych przedsiębiorstwach.
Krok po kroku
Audytor Ernst & Young w piśmie do prezesa PZU Życie z 17 października 2003 roku dobitnie zwraca uwagę na nieprawidłowości: „Z uzyskanych przez nas informacji wynika, że wysokość prowizji wypłaconej tej spółce w stosunku do składki istotnie przewyższa prowizje wypłacane innym agentom. Jak rozumiemy, miało również miejsce przeniesienie umowy pomiędzy inspektoratami potencjalnie w celu uzyskania wyższej prowizji. W naszej ocenie powyższe zdarzenie może wskazywać na istotne zwiększenie ryzyka poważnego nadużycia lub defraudacji w PZU Życie”.
Według raportu audytu wewnętrznego, za zawarcie umowy, ustalenie wysokości prowizji i zawarcie umowy z pośrednikiem odpowiadają ówcześni: wiceprezes Michał Górski, członek zarządu Piotr Głowski i zastępca dyrektora biura ubezpieczeń grupowych, Sławomir Skraba.
To, że ubezpieczenie nie przynosiło zysku, wynikało z przyjętej — nienormalnie wysokiej — prowizji dla agenta ubezpieczeniowego. Agentowi — Renacie Szwedo — wypłacano początkowo 30-procentową prowizję, poźniej zwiększono ją do 50 procent. Zwyczajowo przyjęta prowizja przy podobnych ubezpieczeniach wynosi zaledwie 10 procent. Wewnętrzny raport PZU Życie konstatuje z mocą: „decyzja o podwyższeniu prowizji była błędem i co najmniej przejawem niegospodarności, skutkującej wysoką nierentownością ubezpieczenia. Bez specjalnych wyliczeń, przy szkodowości wynoszącej 70 procent wiadomym było, że tak się stanie”.
Kontrolerzy PZU Życie odkryli również, że w umowie przyjęto reguły ubezpieczenia, których — według przepisów samej firmy-ubezpieczyciela — nie można stosować dla pracowników kopalni. „W ubezpieczeniu nie obowiązuje karencja, a wypłaty świadczeń odbywają się na podstawie zaświadczenia o pracę. Umożliwia to wypłaty nawet w przypadku jednodniowego zatrudnienia” — przestrzegają — niestety poniewczasie — kontrolerzy. Krytykują też fakt, że prowizje wypłacane są agentowi Renacie Szwedo, która nie brała udziału w przygotowaniu ubezpieczenia. Zawierając umowę: „poświadczono nieprawdę i umożliwiono dokonywanie wpłat prowizji na konto agenta Renaty Szwedo, która nie uczestniczyła w pracach na rzecz zawarcia ubezpieczenia”. Agent nie prowadzi też obsługi ubezpieczenia, a wszystkie prace — likwidację szkód, wypłatę świadczeń prowadzi inspektorat PZU Życie w Lublinie — podkreśla wewnętrzny audyt PZU Życie.
Ubezpieczyciel tracił też przez odbiegający od stosowanych w porozumieniach brokerskich i agencyjnych mechanizm wypłaty prowizji. W przypadku firmy Akma prowizję wypłacano co roku od całej zainkasowanej składki, a nie od corocznego przyrostu kwoty składek! W dokumencie audytu wewnętrznego można przeczytać: „odstąpiono od zasady stosowanej w porozumieniach brokerskich i innych umowach agencyjnych, że z tytułu pozyskania nowego ubezpieczenia bądź zmodyfikowania ubezpieczenia jest wypłacana wysoka, ale jednorazowa prowizja naliczana od miesięcznej kwoty składek bądź przyrostu miesięcznej kwoty składek. Ustalony sposób naliczania prowizji to decyzja uznaniowa i jest precedensem, nie wynika z formalnych regulacji obowiązujących w Spółce”.
— Aby tego dokonać, wykorzystano lukę w wewnętrznych przepisach PZU Życie — komentuje urzędnik KNUFE.
Przeniesiono polisę z inspektoratu w Lublinie — gdzie siedzibę ma KWK Bogdanka (po zmianie nazwy: Lubelski Węgiel Bogdanka) — do inspektoratu w Warszawie. Dokonał tego broker ubezpieczeniowy Leszek Szwedo — prywatnie mąż agenta Renaty Szwedo. Namówił zarząd Bogdanki do zerwania pierwotnej umowy z PZU Życie. Potwierdza to prezes kopalni, Stanisław Stachowicz:
— Pan Szwedo powiedział, że ubezpieczenie jest niekorzystne i że lepiej je wypowiedzieć. Zapewniał, że przeniesienie ubezpieczenia do Warszawy da nam większą pewność.
Na wniosek KWK Bogdanki w lutym 2000 roku tym ubezpieczeniem pracowniczym przestał zajmować się inspektorat w Lublinie.
W tym czasie broker negocjował korzystniejsze warunki z PZU Życie. Odniósł sukces — m.in. dzięki temu, że rozmawiał bezpośrednio z centralą ubezpieczyciela w Warszawie. Leszek Szwedo złożył zapytanie ofertowe do — kierowanego przez Sebastiana Nawrockiego — biura ubezpieczeń grupowych (BUG). Odpowiedź, sygnowaną przez naczelnika wydziału Sławomira Skrabę, zaakceptowała komisja przetargowa Bogdanki. Szwedo zwrócił się więc z propozycją zawarcia ubezpieczenia do dyrektora I inspektoratu w Warszawie R. Lasoty, a ten poprosił o akceptację centralę — czyli BUG. Formalnej odpowiedzi nie było, ale Sławomir Skraba — wtedy już zastępca dyrektora BUG — przekazał do I inspektoratu wzór polisy.
W listopadzie zeszłego roku, podczas dochodzenia biura audytu wewnętrznego, nowy dyrektor warszawskiego I inspektoratu Jan Wójcicki zapewniał na piśmie, że umowę zawarła centrala i tylko przekazała ją do obsługi jego inspektoratowi.
O szczegóły i detale udziału w ubezpieczaniu kopalni zapytaliśmy Leszka Szwedo. Ale ten — motywując to krzywdą, jaką wyrządziła mu „Gazeta Wyborcza”, rzekomo niezbyt wiernie w opublikowanej informacji oddając jego rolę w umowie PZU Życie-Bogdanka — po prostu odmówił odpowiedzi.
Polowanie
Winę za rozwiązanie pierwotnego ubezpieczenia starano się zrzucić na dyrektora lubelskiego inspektoratu. Piotr Tuniewicz — odsunięty w marcu roku 2002 od kierowania oddziałem, a później zwolniony — zaczął się bronić w sądzie.
W piśmie procesowym z 17 czerwca 2003 roku pisze: „Uważam, iż pewne osoby uznały mnie za człowieka, którym nie można manipulować i nie pozwolę na zawarcie ubezpieczenia, które już funkcjonuje w tym zakładzie, jednocześnie wypłacając prowizje dla nowego pośrednika, który tak naprawdę nic z tym ubezpieczeniem nie zrobił. Wszelkie rozmowy z klientem były prowadzone poza mną i poza dyrektorem sprzedaży Inspektoratu Lublin Arkadiuszem Opolskim. Nie mieliśmy dostępu do jakichkolwiek informacji w tej sprawie. Na te spotkania przyjeżdżał nieoficjalnie Sławomir Skraba, pracownik centrali PZU Życie (dawny pracownik inspektoratu Lublin). Inspektorat Lublin został tylko poinformowany o tym, iż klient nie życzy sobie, aby nasz Inspektorat prowadził to ubezpieczenie”.
— W całej sprawie władze PZU Życie zachowują się niejasno i niejednoznacznie. Nie wiedzą, co z tym fantem zrobić — tłumaczy nasz informator w firmie.
Z jednej strony wiceprezes Frederik Hoogerbrug 7 stycznia tego roku na spotkaniu noworocznym z dziennikarzami zapewniał w rozmowie ze mną, że sprawa Bogdanki nie jest wierzchołkiem góry lodowej ani że nie można mówić o przestępstwie. I dodawał:
— Nie wiem, kto miałby na tym zarobić i dlaczego miałby się tym zajmować prokuratura.
Wykrycie nieprawidłowości z ubezpieczeniem KWK Bogdanka ubezpieczyciel przypisywał sobie, a konkretnie nowo utworzonemu biuru planowania i kontrolingu.
Z drugiej strony już we wrześniu 2003 roku dokumentacja sprawy trafiła do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. PZU Życie w oficjalnym piśmie, datowanym 20 stycznia, zapewnia, że wobec osób nadzorujących wyciągnięto konsekwencje służbowe i że decyzja o skierowaniu sprawy do prokuratury zostanie podjęta po uzyskaniu opinii biegłego rewidenta. Jakie konsekwencje i których to winnych — już jednak nie sprecyzowano. Ani wtedy, ani później.
Pod koniec października wiceprezes Frederik Hoogerbrug podjął też decyzję o obniżeniu do 10 procent prowizji dla agenta ubezpieczeniowego Renaty Szwedo. Agent nie przyjął zmiany warunków, umowę z nim wypowiedziano więc ze skutkiem natychmiastowym.
Wydaje się też, że gorączkowe poszukiwanie winnych nie skończyło się na Piotrze Tuniewiczu. Dyrektor zarządzający biurami sprzedaży ubezpieczeń Piotr Głowski, który — przypomnijmy — sam podpisał się pod kontrowersyjną umową z Bogdanką, zażądał 12 listopada zeszłego roku — na piśmie — od dyrektora inspektoratu w Warszawie oświadczenia, że ten... nie czerpał żadnych korzyści majątkowych od pośredników lub klienta.
Oburzony dyrektor Jan Wójcicki odpisał, że owa „zdumiewająca propozycja godzi wprost w moje dobra osobiste i podważa moją uczciwość”. I dalej, w konkluzji: „Propozycja złożenia takiego oświadczenia zdumiała mnie tym bardziej, że w pierwszych dniach września tego roku (2003 — przyp. aut.), w czasie rozmowy z panem Piotrem Głowskim, na którą zostałem zaproszony, zostałem poinstruowany, w jaki sposób mam udzielić odpowiedzi na pismo biura ubezpieczeń grupowych, dotyczące przebiegu ubezpieczenia w KWK Bogdanka, które ma być do mnie skierowane. (!!! — przyp. aut.) (...) W świetle wszystkich ostatnich wydarzeń związanych z umową ubezpieczenia w KWK Bogdanka czuję się, jak osoba, na którą ktoś próbuje przerzucić odpowiedzialność za nieprawidłowości, a może nawet nieuczciwe działanie, o których nie mam pojęcia”.
W czasie dochodzenia biura audytu wewnętrznego biuro organizacji obsługi ubezpieczeń i biuro medycznej obsługi ubezpieczeń umyły ręce od feralnego ubezpieczenia: zapewniły, że nie brały udziału w pracach związanych z umową z KWK Bogdanką.
W Bogdance przeprowadzono pod koniec zeszłego roku przetarg na grupowe ubezpieczenie dla pracowników. Unieważniono go jednak — m.in. na wniosek PZU Życie, które oprotestowało w ten sposób udział w przetargu Leszka Szwedo, występującego jako doradca zarządu Bogdanki.
Czy „sprawę Bogdanki” — co dla wielu byłoby najwygodniejsze — da się sprowadzić jedynie do marginalnego wydarzenia? Może ona przecież — choć nie musi — potwierdzić zarzuty, stawiane dyrektorom centrali w anonimowych pismach.
W PZU Życie wyszły na jaw sprawy, które mogą nadwątlić zaufanie do firmy. Najprościej wyjaśnić je do końca. Szybko. Chyba że...
Okiem eksperta
Wzmóc kontrolę
Firmy ubezpieczeniowe muszą stawiać na wzmocnienie kontroli wewnętrznej. To szczególnie ważne zadanie dla ich zarządów: zwrócić baczniejszą uwagę na jakość procedur i kontroli. Problemem jest to, że grupy agentów są powiązane z ubezpieczycielami. Patologie rodzą także systemy motywacyjne w firmach. Tworzy się nowy rynek ubezpieczeniowy i takie praktyki po prostu należy wyeliminować — i to jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej.
Danuta Wałcerz
była prezes Państwowego Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń
