Chiny są największym na świecie importerem soi, co daje im duży wpływ na globalny rynek. Wykorzystują go w starciu handlowym z USA. Z danych amerykańskiego Departamentu Rolnictwa wynika, że chińscy importerzy nie zarezerwowali ani jednego ładunku soi do 11 września, dwa tygodnie po rozpoczęciu nowego sezonu marketingowego. To pierwszy taki przypadek od 1999 roku, do którego sięgają porównywalne dane. Bloomberg przypomina, że w 2024 roku USA miały 20 proc. udział w chińskim imporcie soi. Amerykanie uzyskali z jej dostaw 12 mld USD, co stanowiło ponad połowę wartości całkowitego eksportu soi z USA.
- Podejście Chin do soi jest podobne do podejścia do metali ziem rzadkich, ponieważ odzwierciedla lata starannego planowania od czasu ostatniej wojny handlowej - powiedziała Bloombergowi Even Pay, analityk ds. rolnictwa w Trivium China, firmie konsultingowej z siedzibą w Pekinie. – Importerzy reagują nie tylko na wysokie cła na soję, które nadal obowiązują, ale także na niezwykle wysoki poziom niepewności co do krótkoterminowych perspektyw tych ceł oraz na bardzo wyraźne sygnały polityczne, że Pekin nie chce, aby zakupy odbywały się bez zgody urzędników – dodała.
Bloomberg zwraca uwagę, że strategia władz Chin wydaje się skuteczna, bo amerykańscy rolnicy, stanowiący kluczową grupę wspierającą Donalda Trumpa, borykają się z niskimi cenami i wzywają rząd USA do zawarcia z Chinami porozumienia znoszącego cła.
Chińczycy są lepiej przygotowani i bardziej odporni, bo zapewnili sobie dostawy z Brazylii i powiększyli zapasy. Bloomberg dowiedział się nieoficjalnie, że importerzy zakupili wystarczającą ilość soi, aby pokryć swoje zapotrzebowanie do końca roku. Agencja podkreśla, że działania Chin nie dotyczą tylko soi. Ograniczyły również zakupy amerykańskiej kukurydzy, pszenicy i sorgo.
