Upadek amerykańskiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers został zgodnie okrzyknięty jako symbol wybuchu i rozlania się po całym świecie kryzysu gospodarczego. Dzisiaj, niemal w przeddzień siódmej rocznicy bankructwa banku, politycy i eksperci podczas XXV Forum Ekonomicznego w Krynicy postanowili znaleźć odpowiedź na pytanie: czy wyciągnęliśmy wnioski z ostatniego kryzysu gospodarczego i czy nie zmierzamy w stronę kolejnego, znacznie groźniejszego?

— To, co obserwujemy przez ostatnie lata, na pewno nie jest kryzysem kapitalizmu. Są dwa czynniki, których równowaga jest kluczowa dla gospodarki: chciwość i strach. Gdy dominuje pierwszy, wybucha kryzys finansowy, gdy przewaga jest po stronie drugiego — wówczas cierpi wzrost — mówi Gordon Bajnai, były premier Węgier, podkreślając, że ciągle światowa gospodarka rządzona jest przez strach, a to oznacza, że trudno o dobrą politykę antykryzysową.
— Po latach kryzysu mam wrażenie, że niewiele się nauczyliśmy, jeśli chodzi o zarządzanie gospodarką — podkreśla Ulrich Bierbaum, dyrektor generalny Dagong Europe Credit Rating. Eksperci nie mają wątpliwości, że chociaż w pokryzysowej odbudowie gospodarkizrobiono już spore postępy, to wciąż nie można osiąść na laurach i uznać, że kolejne załamanie nam nie grozi.
Stop dla drukowania
— Mamy znacznie mniejszą wydajność niż przed kryzysem, a odbicie wzrostu PKB na świecie po recesji czy spowolnieniu nigdy nie było tak słabe — twierdzi Bułat Nigmatulin, były wiceminister energetyki Rosji.
— Kolejny kryzys w świecie euroatlantyckim jest nieunikniony. Chociaż kryzys jest globalny, to dotyczy głównie świata rozwiniętego — wtóruje mu Jan Oravec, prezes Stowarzyszenia Przedsiębiorców Słowackich. Zdaniem Gordona Bajnaia, kluczowe jest dzisiaj znalezienie recepty na to, jak wyjść z luzowania polityki pieniężnej na świecie, nie doprowadzając do kolejnego trzęsienia ziemi na rynkach finansowych.
— Wyjście z polityki drukowania pieniądza jest nieuniknione. Za chwilę zrobią to Stany Zjednoczone, a pewnie kolejny będzie bank centralny Anglii. Kiedy tam skończy się łagodna polityka monetarna, a Europejski Bank Centralny będzie ją kontynuował, to kapitał zostanie wyssany z naszego kontynentu. Wówczas konieczne będzie dalsze luzowanie ilościowe i mamy ryzyko powstawania baniek spekulacyjnych w różnych sektorach — podkreśla były szef węgierskiego rządu.
Paneliści co do jednego byli zgodni — maszyny drukarskie banków centralnych w którymś momencie będą musiały się zatrzymać i nikt nie wie, co się wówczas wydarzy. Tym bardziej że do ryzyka ekonomicznego coraz mocniej dokłada się związane z polityką.
— Populizm będzie silnie wpływał na instytucje państw europejskich. Europa zaś ma wciąż problem z konkurencyjnością gospodarek, a nie da się jej przywrócić bez reform — mówi Gordon Bajnai.
Wyzwanie dla Chin
Eksperci przestrzegają też przed lekceważeniem problemów, które ma Państwo Środka. Chiński smok mocno obniżył loty, gospodarka została przegrzana nietrafionymi inwestycjami, a indeksy giełdowe w ostatnich tygodniach pikowały, bijąc kolejne rekordy. Wszystkie wskaźniki wyprzedzające koniunktury dla Chin pokazują, że kryzys na Dalekim Wschodzie jest jeszcze bardzo daleko od zażegnania. Globalna gospodarka zaś działa niczym system naczyń połączonych i ryzyko rozlania się problemów na resztę świata jest duże.
— Chiny stały się w ostatnich latach bardzo powiązane z globalną gospodarką. Więc ich problemy są dzisiaj największym wyzwaniem dla światowego rozwoju — twierdzi były premier Węgier. Eksperci agencji ratingowych nie mają złudzeń, że Chiny stanęły na rozdrożu, ale ich zdaniem choroba jest dobrze zdiagnozowana, a kuracja została już rozpoczęta i pozostaje czekać na to, aż leki zadziałają.
— Chiny nie robiły nic innego niż inne banki centralne na świecie. Mają jednak bardziej wiarygodną politykę gospodarczą i narzędzia do przywrócenia witalności swojej gospodarce — uważa Ulrich Bierbaum.