W latach 2032-40 z polskiego systemu energetycznego znikną ostatnie źródła energii opalane węglem brunatnym, odpowiadające dziś za prawie 20 proc. mocy. Najwyższy czas zdecydować, czym je zastąpimy — alarmuje Forum Energii, think tank wyspecjalizowany w analizach dotyczących sektora energetycznego.
Źródła już wypadają
Alarmujący apel jest wnioskiem z najnowszego raportu przygotowanego przez Forum Energii we współpracy z Agora Energiewende i Aurora Energy Research. Eksperci analizowali perspektywy dla węgla brunatnego nie tylko w Polsce, ale też w Niemczech i w Czechach. Sąsiedzi również wykorzystują w energetyce to najbardziej emisyjne z paliw kopalnych.
— Zauważyliśmy, że po pierwsze — w Polsce mówi się głównie o perspektywach dla węgla kamiennego, podczas gdy bardziej palącym problemem jest wyczerpywanie się złóż węgla brunatnego. A po drugie — szansą mogłoby być uczynienie z tej kwestii tematu regionalnego i koordynacja działań z Niemcami i Czechami — mówi Joanna Maćkowiak-Pandera, prezes Forum Energii.
Problem jest realny i palący, ponieważ węgiel brunatny już powoli wypada z polskiego miksu energetycznego. Z danych przedstawionych w raporcie wynika, że w 2019 r. wyprodukowano w kraju o 7,7 GWh mniej „brunatnej” energii niż w 2018 r. Z krajowej floty opalanej węglem brunatnym zniknął już m.in. blok w Adamowie i jeden z bloków w Bełchatowie.
— Alarmujemy, ponieważ łatwo od tego problemu odwracać oczy, skoro jeszcze przez około pięć lat poziom produkcji będzie stabilny. Gwałtowny spadek zacznie się jednak już po 2025 r. Wtedy nagle okaże się, że mamy za mało czasu na rozwiązanie problemu, a problemów do rozwiązania i bez tego jest dużo — Polskę czeka np. reforma rynku bilansującego — tłumaczy Aleksandra Gawlikowska-Fyk, kierownik projektu Elektroenergetyka w Forum Energii.
Transformacja za 300 mld
W analizie Forum Energii są wyliczenia dla trzech scenariuszy. Scenariusz bazowy jest oparty na projekcie Polityki energetycznej państwa (PEP) do 2040 r., choć z modyfikacjami.Nie zakłada on np. budowy żadnych nowych odkrywek węgla brunatnego, podczas gdy PEP to przewiduje. Nie zakłada też pojawienia się do 2040 r. energii z atomu, ponieważ projekt atomowy nie posuwa się naprzód. PEP nie zakłada też importu energii, który w rzeczywistości odgrywa rolę w polskim systemie elektroenergetycznym. Pozostałe dwa scenariusze zakładają szybsze wyjście energetyki z węgla brunatnego — jeden do 2035 r., drugi do 2032 r.
— Koszt wszystkich trzech scenariuszy jest podobny i wynosi około 300 mld EUR. O ile we wszystkich trzech scenariuszach energia będzie drożała, o tyle w scenariuszu szybkiego odejścia od węgla brunatnego będzie drożała w stopniu najmniejszym — podkreśla Aleksandra Gawlikowska-Fyk.
Gaz i OZE wejdą w lukę
Czym tę lukę, sięgającą 8 GW, zastąpimy? Na pewno nie nowymi inwestycjami w źródła opalane węglem brunatnym.
— Obecne złoża węgla brunatnego się wyczerpują, a nic nie wskazuje na to, by energetyka miała pieniądze na nowe odkrywki. O ile lukę w węglu kamiennym da się uzupełnić importem, o tyle w przypadku węgla brunatnego nie jest to możliwe. Jest to węgiel ze zbyt dużą zawartością wody, dlatego elektrownie buduje się przy złożu — tłumaczy Joanna Maćkowiak-Pandera.
W lukę wejdą więc źródła gazowe i odnawialne. Według Forum Energii atom, z odległym harmonogramem budowy, w nią się nie wstrzeli.
Powtórka z PGR-ów…
Forum Energii przekonuje, że pożegnanie z brunatnym surowcem lepiej dobrze zaplanować z dwóch powodów. Po pierwsze — można temu procesowi nadać sznyt europejski.
— Odejście od węgla brunatnego dałoby istotną w skali UE redukcję emisji CO 2. Dla Polski byłby to spadek o 47 proc. do 2030 r., w Niemczech o 51 proc., a w Czechach o 44 proc. W takim trójkącie można tym programem zainteresować wspólnotę — podkreśla Joanna Maćkowiak-Pandera.
Po drugie — sznyt europejski pomógłby w sfinansowaniu transformacji regionów, dla których odejście od węgla brunatnego będzie kolosalną zmianą. W Polsce są trzy: Konin, Bełchatów i Turów.
— Dla regionów, które żyją z elektrowni, to perspektywa przełomowa, a Polska ma niestety w historii negatywne przykłady związane z transformacją regionów. Wystarczy przypomnieć np. historię PGR-ów — mówi Joanna Maćkowiak-Pandera.