Po zanotowanym w 2016 r. 44,8-procentowym odbiciu od początku roku notowania ropy WTI obniżyły się o 9,5 proc., sięgając w środę 48,64 zł. Mimo to jeszcze przed końcem roku ceny surowca przekroczą szczyt z lutego, zapowiada na łamach portalu Seeking Alpha Andrew Hecht. Jego zdaniem przemawiają za tym cztery czynniki.
Po pierwsze, jest to obserwowany tego lata spadek zapasów surowca w USA. Był on skutkiem wzrostu amerykańskiego popytu na ropę, przy jednoczesnym nieznacznym spadku wydobycia przez kraje OPEC oraz amerykańskich producentów łupkowych. Przy niemal całkowitym wyhamowaniu wzrostu liczby użytkowanych w USA odwiertów naftowych tendencję spadku zapasów będzie trudno odwrócić.
Drugim argumentem jest pogłębienie po przejściu huraganu Harvey dyskonta w notowaniach odmiany WTI wobec brent. Dyskonto jest obecnie najwyższe od ponad roku, co może być także związane ze wzmożonym popytem ze strony Chin. Historycznie wyższe ceny brent na tle WTI były zwykle byczym sygnałem dla rynku ropy, zauważa Andrew Hecht. Dwoma ostatnimi argumentami są przemawiająca za zwyżkami sytuacja techniczna na wykresie cen ropy oraz utrzymująca się na rynkach surowcowych hossa.
„Uważam, że ceny ropy WTI powinny zmierzać w stronę będącego środkiem ciężkości dla rynku pułapu 50 USD za baryłkę. Jednocześnie struktura rynku, czynniki techniczne oraz kwestie geopolityczne mogą skutkować próbą wyjścia notowań na najwyższy pułap w tym roku, jeszcze przed jego końcem” – zauważa Andrew Hecht.
