Deficyt budżetu państwa jest teraz wyjątkowo niski

Marek Matusiak
opublikowano: 2000-02-28 00:00

Deficyt budżetu państwa jest teraz wyjątkowo niski

NARODOWA KASA: Podstawowa groźba dla równowagi budżetu państwa zasadza się na bardzo złej strukturze jego wydatków.

Wysokość deficytu budżetu państwa jest jednym z podstawowych mierników potencjalnych możliwości rozwojowych gospodarki każdego państwa. W przypadku kraju takiego jak Polska jest to w dwójnasób oczywiste. Rzecz dotyczy bowiem wadliwie określonej zarówno sfery wydatków, jak i dochodów.

Z JEDNEJ STRONY — choć przyznać trzeba, że w ostatnich latach zostało to wyraźnie okrojone — mamy do czynienia z nadmiernymi wydatkami, między innymi na dotacje dla nieefektywnych podmiotów gospodarczych zarządzanych, jak za dawnych lat, przez osoby o wątpliwych kompetencjach; sytuacja taka jest możliwa tylko dlatego, że firmy te, ze względu na formę własności, nadal są na garnuszku państwa. Z drugiej — ograniczone możliwości wspólnej kiesy, co jest oczywistym eufemizmem tuszującym fakt, że struktura wydatków budżetowych jest wręcz fatalna — minister finansów systematycznie musi dbać o zwiększanie dochodów budżetowych, co z reguły (bo jest to najłatwiejsze) dokonuje się poprzez podnoszenie podatków pośrednich, a więc VAT i akcyzy. Jak więc wynika z tego uproszczonego zestawienia, ani strona budżetowych aktywów, ani pasywów niezbyt sprzyja — to kolejny eufemizm — rozwojowi gospodarczemu.

PODSTAWOWA groźba dla budżetu państwa zasadza się oczywiście na kiepskiej strukturze jego wydatków. Bo przecież nie chodzi tylko o to, że dofinansowywane są — głównie z powodów społecznych, choć czy w gruncie rzeczy ktoś mógłby to stwierdzić z czystym sumieniem — przynoszące straty przedsiębiorstwa państwowe. Olbrzymie kwoty są przecież, i z pewnością przez dłuższy czas będą, wydawane na dofinansowanie ZUS, którego deklarowana „pełna gotowość” do reformy emerytalnej z perspektywy czasu jest po prostu śmieszna. Z pewnością można mieć też zastrzeżenia do obciążających budżet wypłat emerytur rolniczych i szeregu innych wydatków o charakterze konsumpcyjno-świadczeniowym.

W TEJ SYTUACJI nie powinny dziwić problemy, z którymi budżet borykał się w ubiegłym roku. Już po kilku pierwszych miesiącach deficyt był w stosunku do upływu czasu kalendarzowego tak wysoki, że posłowie postulowali konieczność nowelizacji budżetu. Do tego nie doszło — i słusznie, bowiem z miesiąca na miesiąc deficyt ten relatywnie się zmniejszał i do końca roku utrzymał się w założonym w ustawie przedziale.

NA TYM TLE rezultaty budżetu państwa odnotowane po pierwszym miesiącu 2000 roku prezentują się wręcz rewelacyjnie. Przy upływie czasu kalendarzowego wynoszącym 8,5 proc., budżetowe dochody (około 11 mld zł) stanowiły tylko 7,8 proc. kwoty założonej w tegorocznej ustawie budżetowej, zaś wydatki (11,8 mld zł) — nawet 7,6 proc. kwoty całorocznej. Deficyt budżetu państwa, który w końcu stycznia wyniósł zatem 873,6 mln zł, stanowił zaledwie 5,7 proc. jego wysokości zapisanej w ustawie budżetowej.

TEN SUKCES jest jednak tylko pozorny, toteż nawet przy tak doskonałych cząstkowych notowaniach statystycznych, nie można popadać w samozadowolenie. Choćby z tego względu, że styczniowe dane wymagają negatywnej weryfikacji. Przede wszystkim dlatego, że wpływy z wprowadzonych od początku roku podatków pośrednich stanowiły w tym okresie 8,9 proc. przewidywanych dochodów rocznych (głównie ze względu na wzrost akcyzy na paliwa, co się nie powtórzy w najbliższym półroczu). Tak więc, sumując, za kilka tygodni budżet państwa znów zacznie się borykać z problemem relatywnej niewypłacalności.