Demar kontra prokuratura

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2023-08-21 20:00

Wojsko nie zareklamowało żadnej z kilkuset tysięcy par butów z Demaru, ale prokuratura wytoczyła mi proces o wielomilionowe oszustwo - mówi Marek Dewódzki, prezes firmy obuwniczej.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jakie przestępstwo prokuratura zarzuca właścicielowi Demaru
  • jakie środki zapobiegawcze zastosowano wobec Marka Dewódzkiego
  • w jaki sposób Marek Dewódzki odpiera zarzuty
  • co grodzi teraz przedsiębiorcy
  • jak Demar radzi sobie pod zarządem tymczasowym
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: Ostatnio funkcjonuje pan w mediach jako Marek D., bo prokuratura postawiła panu zarzuty karne (patrz ramka). Z nami rozmawia pan jednak jako Marek Dewódzki, założyciel, właściciel i prezes Demaru. Dlaczego?

Marek Dewódzki: Ponieważ jestem niewinny i wierzę, że wkrótce potwierdzi to sąd. Nie mam więc żadnego powodu, żeby ukrywać się za inicjałami. Zamierzam też walczyć o moje dobre imię i renomę firmy, którą budowałem przez 45 lat i która zatrudnia dziś ponad 400 osób. Chcę powiedzieć naszym kontrahentom i partnerom biznesowym, że mimo problemów, o jakich mogli przeczytać, firma działa stabilnie, realizuje zamówienia cywilne i - co wielu może zdziwić - również kontrakty wojskowe. W tym roku Demar zdobył i realizuje kolejne zamówienia Wojska Polskiego o wartości ponad 138 mln zł.

Warszawska prokuratura okręgowa twierdzi, że doprowadził pan do niekorzystnego rozporządzenia mieniem wielkiej wartości przez co skarb państwa mógł stracić prawie 68 mln zł. Co pan na to?

Sprawa dotyczy kilku kontraktów na dostawy obuwia dla polskiego wojska, a konkretnie dla dwóch regionalnych baz logistycznych - w Warszawie i Krakowie. Moja firma wygrała przetargi i zrealizowała zamówienia dla tych jednostek, produkując w latach 2014-20 łącznie kilkaset tysięcy par zimowych trzewików.

Dostawy dla wojska są bardzo precyzyjnie zdefiniowane i nadzorowane. Każde zamówienie odbierane jest w partiach, maksymalnie po 10 tys. par. Każda z partii jest szczegółowo kontrolowana, a zgodność z zamówieniem jest potwierdzana w dokumentacji zdawczo-odbiorczej. Standardem jest również kontrola w toku produkcji. Przedstawiciele zamawiającego mogą na dowolnym etapie przeprowadzić niezapowiedzianą wizytację, wszystko sprawdzić, zadawać pytania, zapoznać się z pełną dokumentacją. Losowo pobierane są również próby, które badają akredytowane laboratoria. Wszystkie te procedury zostały zastosowane. Żaden z odbiorców nie zakwestionował jakości wyprodukowanego towaru - ani na etapie produkcji, ani odbioru. Nie była stosowana procedura reklamacyjna. To wskazuje, że jest to obuwie wykonane zgodnie z dokumentacją i spełniające oczekiwane wymogi. Zastosowana polska włóknina została specjalnie opracowana zgodnie z parametrami wskazanymi w dokumentach przetargowych i przeszła wraz z innymi komponentami wszystkie wymagane testy oraz badania wykonywane przez niezależne laboratoria. Chcę szczególnie podkreślić, że w produkcji zastosowaliśmy materiał w 100 proc. zgodny z wojskową dokumentacją techniczno-technologiczną.

Ballada o żołnierskich butach

17 stycznia zeszłego roku do domu Marka Dewódzkiego, właściciela i prezesa Demaru (jednego z największych w Polsce producentów obuwia wojskowego i roboczego), wkroczyła Żandarmeria Wojskowa (ŻW). Funkcjonariusze zatrzymali przedsiębiorcę w ramach śledztwa dotyczącego – jak to ujęto w komunikacie - oszustwa polegającego na dostarczaniu w latach 2014-20 do Sił Zbrojnych RP wadliwego obuwia, za co zgodnie z art. 286 § 1 kk grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat. Według ŻW Demar miał wykorzystać do produkcji butów dla wojska inny materiał, niż wynikało ze specyfikacji zamówienia. Szkodę z tego tytułu oszacowano na ponad 67,97 mln zł. Na poczet przyszłej kar zajęto majątek przedsiębiorcy wart co najmniej 30 mln zł.

10 miesięcy później Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Markowi Dewódzkiemu. „Jak ustalono w toku śledztwa, pomimo tego że oskarżony miał świadomość wymagań, jakie musi spełniać obuwie zimowe produkowane dla wojska, określoną w specyfikacji produktu tkaninę o odpowiedniej jakości zastąpił dużo tańszym materiałem, który nie spełniał zakładanych parametrów. Okoliczność tą zataił przed zamawiającymi, a na potrzeby oceny zgodności oraz certyfikacji przekazywał egzemplarze zawierające oryginalną włókninę” – poinformowała prokuratura. Dodała też, że oskarżanemu za zarzucane przestępstwo grozi kara pozbawienia wolności do lat 10. Datę pierwszej rozprawy wyznaczono na 25 sierpnia tego roku.

Media, powołując się na informacje z prokuratury, pisały o tej sprawie tak: „tysiące polskich żołnierzy mogły przez ostatnich sześć lat chodzić w butach, które niedostatecznie chroniły ich od zimna i wody”, ponieważ producent „zastosował tani i niespełniający norm materiał ocieplający”.

To nieprawda. Powtórzę: wojsko nie wnosiło żadnych reklamacji. Wbrew temu, co twierdzi prokuratura i pisały media, wszystkie buty były wykonane zgodnie ze specyfikacją przetargową.

Wiosną tego roku Urząd Zamówień Publicznych (UZP) przeprowadził kontrolę postępowania przetargowego i podważył zasadność zarzutów, jakie zostały mi postawione. Stanowisko Prezesa UZP podzieliła też Krajowa Izba Odwoławcza.

Od czego zaczęła się cała ta sprawa?

Na tym etapie postępowania nie mogę tego ujawnić, ale kulisy na pewno będą dla wielu osób zaskakujące.

Mówi pan, że obuwie spełnia wszystkie wymogi przetargowe i odbiorcy nie zgłaszali reklamacji. Jak zatem doszło do tego, że postawiono panu zarzuty?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Pierwszym zaskakującym dla nas sygnałem, była wizyta funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej, którzy poprosili o wydanie dokumentów związanych z tymi zamówieniami. Otrzymali je.

Jak rozumiem, to był element śledztwa, które prowadziła żandarmeria. A na początku zeszłego roku, w ramach tego śledztwa, został pan zatrzymany, zgadza się?

Tak, 17 stycznia 2022 r. we wczesnych godzinach porannych zostałem zatrzymany w swoim domu, a na poczet ewentualnych przyszłych kar zajęto mój osobisty majątek. Nadal mam zablokowane konta bankowe.

Później prawomocnym postanowieniem sąd uznał, że zatrzymanie mnie było nielegalne, niezasadne i niecelowe. Uchylił też, uznając za niezasadne, zastosowanie wobec mnie innych tzw. środków zapobiegawczych, czyli dozoru policyjnego i zakazu opuszczania kraju.

Problemem jest to, że wciąż obowiązuje ustanowiony przez prokuraturę zarząd przymusowy nad moją firmą.

Jak obecność zarządcy przymusowego wpływa na bieżące funkcjonowanie firmy?

Powoduje znaczne szkody - i finansowe, i wizerunkowe. Od stycznia 2022 r.musimy z nim konsultować wszystkie kluczowe decyzje. To kolosalny problem, bo dokumentów wymagających zgody jest kilkadziesiąt każdego dnia. Efekt jest taki, że firma, która od 45 lat nie miała żadnych opóźnień w realizacji płatności, teraz - z powodu niezrozumiałe organizacji pracy zarządcy - spóźnia się z regulowaniem należności wobec kontrahentów. To bardzo niekorzystnie wpływa na jej wizerunek.

W wyniku wprowadzenia zarządu przymusowego Demar stracił budowaną przez dekady nieskazitelną renomę w bankach, u dostawców i partnerów biznesowych. Z dnia na dzień utraciliśmy możliwość zaciągania kredytów obrotowych, korzystania z gwarancji bankowych i ubezpieczeniowych, akredytyw importowych, usług faktoringowych itp. Firma nie ma też możliwości realizacji inwestycji w ramach leasingu. To wszystko blokuje rozwój. Ponadto działalność zarządcy przymusowego kosztuje – co roku na jego utrzymanie płacimy kilkaset tysięcy złotych.

Jak sobie w tej sytuacji radzi Demar?

To paradoks, ale w marcu tego roku podpisaliśmy wart ponad 100 mln zł trzyletni kontrakt na dostawę ponad 231 tys. par trzewików dla... polskiej armii. Wzięliśmy udział w kilku innych postępowaniach przetargowych na dostawę łącznie ponad 350 tys. par butów wojskowych. Na część z nich mamy już podpisane kolejne umowy. Produkujemy 1,5-2 mln par butów rocznie i realizujemy kolejne zamówienia - zarówno dla rynku cywilnego, jak i wojskowego. Krótko mówiąc: Demar nie zwalnia tempa, choć jako właściciel uważam, że zarządca przymusowy nie tyle ogranicza, ile wręcz uniemożliwia dalszy rozwój firmy.

Co oprócz butów dla wojska produkuje Demar?

Od 1978 r. wytwarzamy bardzo szeroką gamę obuwia - kalosze, obuwie dziecięce, ochronne i robocze, dla wędkarzy, myśliwych, górskie i wojskowe. Współpracujemy też z wieloma dużymi podmiotami z różnych branż. Mamy licznych dystrybutorów w Polsce i zagranicą. Realizujemy też zamówienia dla służb mundurowych innych krajów. Mamy kilkuset stałych odbiorców, z niektórymi współpracujemy ponad 30 lat.

Branża produkcji obuwia jest bardzo konkurencyjna, jednak od lat na tym bardzo trudnym i zmiennym rynku spełniamy potrzeby kontrahentów cywilnych i wojskowych. Stale rozwijamy nowe technologie, w tym wykorzystanie najnowocześniejszych membran oraz nowe konstrukcje obuwia. Jako jedna z niewielu firm w Europie produkujemy buty, które mogą być użytkowane w ekstremalnie niskich temperaturach, nawet do -50 st. C. Nasze innowacje wykorzystuje m.in. Wojsko Polskie. W latach 2016-17 produkty Demaru były prezentowane jako wzorcowe podczas spotkania NATO w Bydgoszczy.

Kiedy spodziewa się pan zakończenia sprawy dostaw obuwia dla wojska?

Rozprawa przed częstochowskim sądem okręgowym ma się rozpocząć 25 sierpnia, więc liczę, że jeszcze w tym roku. Nie wyobrażam sobie przeciągania tej sprawy w obliczu wyzwań stojących przed firmą. Mam na myśli trudną sytuację gospodarczą związaną m.in. z wojną na wschodzie Europy.

Czy będzie się pan domagał odszkodowania od skarbu państwa?

Tak.

Rozmawiał Bartłomiej Mayer