O tzw. efekcie Trumpa specjaliści mówili prawie za każdym razem, kiedy mieli coś prognozować na 2017 r. Podsumowując ubiegły rok, zgadzali się natomiast, że był dosyć ciężki — z niestabilnymi cenami, zagrożeniami ze strony rynku syntetyków i kłopotami z finansowaniem.
Co istotne, inwestujący lokalnie Kowalski dowiaduje się z takich wypowiedzi, że na wartość diamentów, które może kupić w kraju, wpływa polityka zakątków świata, o których rozmyślał co najwyżej w kontekście egzotycznych wakacji. Spośród rynków dóbr alternatywnych diamentowy jest więc chyba najbardziej międzynarodowy — z jedną tabelą cen, z jednakowymi kryteriami wyceny, ale z mnóstwem takich Donaldów Trumpów, którzy paroma decyzjami mogą wszystko przestawić do góry nogami.
Sztuczna konkurencja
Codziennie dzieje się coś, co może mieć wpływa na rynek diamentów — a to wybór Donalda Trumpa, a to wywrotowa reforma monetarna w Indiach — komentuje Russel Mehta, właściciel Aurora Gems, w ramach prognoz portalu Rapaport. Inni pytani eksperci wychodzili przede wszystkim od problemów minionego roku, głównie związanych z decyzjami banków finansujących do tej pory branżę.
Żeby skala problemu była jednak zauważalna, trzeba dodać, że inwestowanie w brylanty jest możliwe nie tylko dzięki ogromnym koncernom wydobywczym, ale też za sprawą całego grona mniejszych warsztatów szlifierskich, które kupują drogi surowiec, podpierając się kredytami.
Zawirowania na rynku — związane m.in. z zawyżaniem cen przez wydobywców — doprowadziły do wycofania się niektórych banków z tej roli, co musiało się odbić na stabilności całego sektora. Sektora diamentów naturalnych, autentycznych, bo nie da się pominąć, że w 2016 r. znacznie więcej niż dotychczas zaczęto mówić o ich odpowiednikach z laboratorium, brylantach syntetycznych — żywo połyskujących i bez skazy, a w dodatku znacznie tańszych.
Pytanie tylko, jak taki wyprodukowany w białych wnętrzach ideał może się sprawdzić w portfelu inwestora, skoro wiadomo, że jego lustrzanych kopii będzie najpewniej ciągle przybywać.
Byki idą z Ameryki
Podaż tych naturalnych, wbrew powszechnemu przekonaniu, też nie musi być stabilna, bo — jak podkreśla Russel Mehta — na rynku pojawiają się nowe kopalnie, a popyt zapowiada się stabilnie. Czy doprowadzi to do spadku cen, nie wiadomo, bo zdaniem producenta i handlarza Michaela Meirova, stawki dotknęły już dna i teraz znowu się podnoszą, bo nastrój w sektorze zaczął się polepszać.
Z prognoz wyróżnionych przez Rapaport warto wyłowić też takie czynniki, jak sytuacja gospodarcza w Chinach i regulacje handlowe w USA — co do pierwszego, widać pierwsze oznaki wzrostu, co do drugiego, optymizm zaszczepił w ekspertach wynik prezydenckich wyborów. Jak przewiduje Stéphane Fischler, wytwórca i handlarz z Antwerpii, złagodzenie prawa handlowego powinno w krótkim terminie zwiększyć sprzedaż u jubilerów, która w Stanach Zjednoczonych i tak już wzrosła w ramach nowego, mocnego trendu.
Branża spodziewa się więc podniesienia poziomu cen i sprzedaży diamentów polerowanych, co pod wieloma względami pozwala odetchnąć z ulgą inwestorom, bo w komentarzach bieżącej sytuacji dawno nie było tak mało bolączek jak obecnie. Obaw jest sporo, ale jeśli mowa o segmencie, w którym obraca się kamieniami kolekcjonerskiej wartości, zalew syntetycznymi świecidełkami wydaje się odleglejszy niż w rzeczywistości — inwestor lokujący kapitał na tym rynku wie przecież, że nie opłaca mu się zaoszczędzić, pokazując język koncernom wydobywczym. Daleki horyzont, upstrzony brylantami z laboratorium, nie jest i tak do końca znany, bo jeśli syntetyki do reszty oczarują nabywców, ceny naturalnych — zgodnie z podręcznikiem — powinny spaść.
Wedle szkolnej reguły, trzeba byłoby sobie jednak wyobrazić, że któregoś wieczoru w jednym z nowojorskich domów aukcyjnych znowu wciągane będą białe rękawiczki, ale tym razem na okoliczność licytowania takiej gratki jak pierścionek z bajecznie błyszczącym, ale sztucznym oczkiem. © Ⓟ