Podwyżkę - mimo protestów związków zawodowych, organizacji pracodawców oraz organizacji konsumenckich - zaaprobowała Państwowa Komisja Gospodarki Energetycznej i Wodnej. Jej szef Dymitar Szuszułow oświadczył, że podwyżka jest niższa od żądanych przez państwową firmę Bułgargaz 36 procent.
Spółka państwowa Bułgargaz zarządza zasobami gazu, których ponad 90 proc. pochodzi z importu z Rosji.
Według przeciwników podwyżki doprowadzi ona do znacznego wzrostu inflacji, która od początku roku przekroczyła 10 proc. Najpoważniejszym problemem będzie cena ogrzewania. Obecnie kilka dużych ciepłowni, w tym sofijska, jest na granicy upadłości, ponieważ klienci nie płacą rachunków za ciepło.
W Sofii zadłużenie obywateli wobec miejscowej ciepłowni przekracza 80 mln lewów (40 mln euro). Są ludzie, którzy nie płacili za ogrzewanie po 10-15 lat.
Minister gospodarki i energetyki Petyr Dymitrow zapewnił, że ceny ogrzewania nie wzrosną więcej niż o 12 proc.
Po zaaprobowanej obecnie podwyżce cena gazu na rynku wewnętrznym wyniesie 538 lewów (269 euro) za 1000 metrów sześciennych. Cena, po której Bułgaria importuje rosyjski gaz, jest tajemnicą handlową. Bułgargaz twierdzi, że cena importowa jest wyższa i państwo dopłaca do ceny na rynku wewnętrznym.
Centroprawicowa opozycja zarzuca władzom, że trzymają w tajemnicy podpisane w 2006 roku nowe porozumienie z Gazpromem, które m.in. zniosło barter (ok. 40 proc. gazu Bułgaria otrzymywała w zamian za tranzyt tego surowca), co doprowadziło do poważnego wzrostu ceny gazu.
Resort gospodarki i energetyki poinformował we wtorek, że w środę udostępni porozumienie z Gazpromem dwóm posłom centroprawicowej opozycji.
Ewgenia Manołowa (PAP)