Dwa miesiące niepewności?

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2023-07-27 15:22
zaktualizowano: 2023-07-28 08:55

W ostatnim swoim wpisie do bloga pytałem w tytule, czy „Kontrarianie nie zahamują letniej hossy?”. Okazało się, że wszystko zależało od tego, gdzie się spojrzało. Dość słabo prezentowały się indeksy europejskie, które od kwietnia (francuski CAC-40) lub maja (niemiecki XETRA DAX) pozostawały w korekcyjnym trendzie bocznym. Warto jednak zauważyć że i tak był to sukces byków, bo przecież europejskie dane makro były bardzo słabe. Niemiecki indeks PMI dla przemysłu wylądował na poziomie 38,8 pkt., czyli jeśli nie bierze się pod uwagę pandemii, na poziomie najniższym od 14 lat.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Europejskiej gospodarce, a szczególnie niemieckiej szkodzi wolne odradzania się gospodarki chińskiej. Pewną nadzieję zrodziły decyzje Biura Politycznego KPCh, które zapowiedziało anty-cykliczną politykę, dość szerokie wspomożenie gospodarki, mające na celu oddłużenie lokalnych samorządów, pomoc deweloperom i zwiększenie popytu konsumpcyjnego. To doprowadziło do mini euforii w Hongkongu, ale była to tylko jednodniowa euforia (wzrost indeksu Hang Seng o 4%), bo rynki czekały na szczegóły tych propozycji.

Nadmiernie optymistyczne spojrzenie na rynek wcale nie zaszkodziło ani Wall Street ani GPW. Szczególnie Wall Street mogła dziwić. Tam wskaźnik CNN (ekstremalny strach – ekstremalna chciwość) ciągle pod koniec lipca tkwił na polu „ekstremalna chciwość” (chociaż bliżej było 80 pkt. niż 100 pkt.). Badanie Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych (AAII) pokazywały (19.07), że „niedźwiedzi” jest jedynie około 21% (średnia z historycznych odczytów to 31%), a „byków” było 51% (średnia to 37,5%).

Tak duża przewaga optymistów każe podchodzić do rynku kontrariańsko. Jeśli bowiem tak wielu inwestorów jest optymistami to zapewne kupili akcje i czekają, że ktoś je kupi drożej. A kto ma kupić, jeśli prawie wszyscy mają akcje? Oczywiście to duże uproszczenie, bo zarządzający funduszami w odróżnieniu od indywidualnych inwestorów wcale tak bardzo optymistyczni nie byli. Warto jednak odnotować, że Michael Wilson z Morgan Stanley, od wielu miesięcy czołowy „niedźwiedź” ostatnio powiedział mea culpa. Stwierdził, że się pomylił, a rynek zaczął się nawet poszerzać.

Rzeczywiście tak było, bo w ostatnim okresie już nie tylko spółki związane ze sztuczną inteligencją prowadziły indeksy na północ. Od początku czerwca 2023 indeks Russel 2000 grupujący spółki o małej kapitalizacji zyskał 15%. Poza tym indeks DJIA zyskał w ciągu dwóch tygodni ponad 5% i doszedł do poziomu z maja 2022. Indeks S&P 500 miał już tylko 5% do szczytu wszech czasów.

Jak zwykle (prawie zwykle) obozowi byków pomagał sezon raportów kwartalnych spółek amerykańskich. Banki prezentowały się znakomicie, a spółki z sektora wysokich technologii w dniu pisania tekstu dopiero zaczęła publikować wyniki. Dość różnie to się układało, bo na przykład Alphabet (Google) i Meta (Facebook) zachwyciły inwestorów, a Microsoft zaniepokoił prognozami. Nie spodobały się też wyniki Texas Instruments (producent układów scalonych). Na wyniki Nvidii - spółki produkujące układy scalone służące do napędzania sztucznej inteligencji (graficzne) - poczekamy jeszcze prawie do końca sierpnia. W sierpniu istotne będą też wyniki Apple i Amazon (3.08).

W dniu, kiedy pisałem część tego wpisu (26.07) decyzję o poziomie stóp procentowych podejmował FOMC (Federalny Komitet Otwartego Rynku). Wszyscy wiedzieli, jaka to będzie decyzja i Fed oczekiwań nie zawiódł – stopy zostały podwyższone do przedziału 5,25-5,50%.

Dzień później ECB też podniósł stopy o 25 pb (do 4,25%, depozytowa do 3,75%). Sytuacja w Eurolandzie jest trudniejsza niż w USA, bo inflacja jest wyższa, a gospodarka coraz słabsza. Christine Lagarde, szefowa ECB, podczas swojej konferencji prasowej nie dała przesłanek do zakładania, że we wrześniu podwyżki już nie będzie, a chyba powinna nastąpić.

Doskonałe dane publikowane w USA przyćmiły jej konferencję i doprowadziły 27.07 ze sporego wzrostu do sporego spadku kursu EUR/USD. Na rynku akcji inwestorzy w Europie (w USA w połowie sesji się wystraszyli i to nie tylko japońskich obligacji) wydawali się tego nie widzieć, bo inwestorzy zakładają, że dane są zapowiedzią miękkiego lądowania gospodarki USA, a nie kolejnych podwyżek stóp. Ryzykowne założenie…

Po decyzji FOMC też pozostawało pytanie o to, co podczas konferencji prasowej powie Jerome Powell, szef Fed. Kolejne posiedzenie będzie miało miejsce we wrześniu, chociaż jak już w poprzednim tekście pisałem podczas sympozjum Fed w Jackson Hole (24-26.08) jakieś przesłanki do wrześniowej decyzji zapewne zobaczymy.

Podczas swojej konferencji Powell robił co mógł, żeby nie powiedzieć jakie jest prawdopodobieństwo zakończenia cyklu podwyżek stóp, które wylądowały przecież na poziomie niewidzianym od 22 lat. Nadal mówi, że wszystko zależy od kolejnych danych, że długa droga przed Fed do oczekiwanych 2% CPI. Portale zwracają uwagę, że Powell nie oczekuje recesji, ale według mnie to nic nowego, bo zawsze mówił o miękkim lądowaniu.

Jeśli chodzi o przyszłe działania FOMC to wyraźnie i kilka razy powiedział, że we wrześniu (20.09) możliwa jest zarówno podwyżka stóp jak i pauza. Rynek chce słyszeć tylko "pauza" skoro nie ma "stop", więc następnego dnia reakcje rynków były bardzo „bycze”. Jednak nic nie jest takie proste jak się wydaje. W agencji Bloomberg przeczytamy o oczekiwanej pauzie w podwyżkach we wrześniu, a w Reuters o niepewności co do wrześniowych działań Fed. Powell powiedział, że wszystko zależy od danych makro, a będzie ich przez 2 miesiące wiele. Powiedział również, i to bardzo wyraźnie, że cięcia stóp w tym roku nie będzie.

Fed ma problem, bo co prawda inflacja CPI zeszła do poziomu 3%, ale będzie już teraz dużo trudniej ściąć ją do oczekiwanego poziomu 2%. Szczególnie, że nastroje konsumentów są znakomite (indeks Conference Board na poziomie najwyższym od 2 lat), rynek pracy jest w doskonałej formie, a płace dość szybko rosną. Poza tym ostatnio szybko drożała ropa, co też utrudni walkę z inflacją.

Widzą to inwestorzy, którzy rzucili się na obligacje TIPS (indeksowane inflacją). One są emitowane na różne okresy, a zależna od inflacji jest suma główna (ta za która kupujemy), rentowność pozostaje bez zmian. Interesujące jest to, że odległość rentowności 10. letnich TIPS od rentowności normalnych obligacji skarbowych wynosi 2,3 pkt. proc. Z tego wynika, że inwestorzy lepiej wyjdą na obligacjach TIPS niż na tych normalnych jeśli inflacja przekroczy 2,3%.

Jak widać wielu inwestorów nie wierzy w sukces Fed w sprowadzeniu inflacji do 2%. Jeśli mają rację to albo Fed się uprze i wprowadzi gospodarkę w recesję po to, żeby za wszelką cenę doprowadzić do dwuprocentowej inflacji, albo…zmieni cel inflacyjny. Jednak powiedzenie z Wall Street mówi „don’t fight the Fed” (nie walcz z Fed, bo przegrasz). Zobaczymy czy i tym razem to powiedzenie się sprawdzi. Na razie w grze jest ciągle to, do czego Fed prowadzi, czyli „scenariusz Złotowłosej” (chodzi o bajkę): miękkie lądowania gospodarki, czyli zejście do niskiej inflacji bez nadmiernego zaszkodzenia gospodarce. Tak jak wyżej napisałem: ryzykowne założenie.

KOMENTARZE (31)

dodaj komentarz
Wczytywanie...
#18
PK
2023-08-26 09:10:29
edytuj
usuń

Jest nowy wpis - zapraszam.

odpowiedz
#17
rebid
2023-08-25 20:06:32
edytuj
usuń

@#11 [Czy nadal Pan uważa, że wojna jest prowadzona za ruble i odcięcie przelewów walutowych nie skróci jej nawet o jeden dzień?]
@PK [Tak, nadal tak uważam. Nawiasem mówiąc wynik tych ograniczeń jest lekko śmieszny: https://www.bankier.pl/wiadomosc/Rosja-wzbogacila-sie-o-600-miliardow-dolarow-USA-i-Europa-stracily-biliony-8596036.html]

Załóżmy, że ma Pan rację z tymi rublami. Więc z punktu widzenia oczekiwania wygranej na wojnie obronnej UA, byłoby najlepiej, gdyby baryłka ropy kosztowała 10 USD a za 1 USD Moskwa dostawałaby 10 RUB. Wtedy z braku środków FR na finansowanie wojny, wojna by się szybko skończyła.
Problem polega na tym, że nikt nie chce sprzedawać ropy po 10USD. Co do liczby rubli, które Putin miałby dostawać za dolara, to ten cel można by próbować osiągnąć masowym sprzedawaniem dolara za ruble (ob. kurs ok. 95USDRUB). Jednak szkopuł polega na tym, że tony zadrukowanego papieru nazywanego rosyjskim rublem tylko powiększą nasze problemy ze śmieciami a biorąc pod uwagę, że Putin ma drukarkę do rubli, wojny o cenę rubla wygrać nie można, bo za dolary, które Putin dostanie za ruble, będzie kupował farbę drukarską.
Skoro tak zaplanowanej wojny cenowej wygrać z Putinem nie sposób, pozostają sankcje, którymi próbujemy Putionowi ograniczyć dostęp do pieniędzy na wojnę oraz do części zamiennych, czipów, technologii i innych dóbr, których Putin nie ma i musi je kupować za granicą (nawiasem mówiąc, za dolary i od krajów, które Putin nazywa wrogimi).
To, że sankcje działają umiarkowanie, to efekt głównie tego, że na myśl o sankcjach, co poniektórzy wpadają w amok, widząc górę pieniędzy, które mogą zarobić pomagając Moskwie w omijaniu sankcji. Wojna niestety dużo kosztuje. I tego, co się broni, i tych, co wojny nie chcą a tylko kibicują słabszym. Na wojnie zarabiają tylko ci, którzy mają mentalność płatnego zabójcy.

No i na zakończenie tylko przypomnę, bo Pan to wie. Gospodarka ZSRR upadała prawie 10 lat. Nie stawiam znaku równości między ZSRR a obecną Rosją ale i w obecnym przypadku niecierpliwość nie będzie dobrym doradcą.

odpowiedz
#17.1
ABC
2023-08-26 03:42:43
edytuj
usuń

Zgoda, odcięcie od pieniędzy kończy wojnę. Sankcje mogą być skuteczne, gdy odetną od pieniędzy 
państwo prowadzące wojnę.

Dopóki R mają gaz i ropę, dopóty będą mieli pieniądze, bo to jest towar równie pożądany co dolary.

Pytanie, która ze stron zostanie pierwsza odcięta od pieniędzy?

odpowiedz
#16
Rysiek z Warszawy
2023-08-25 19:25:02
edytuj
usuń

Słucham na Campusie trzech byłych premierów.... krótko wiocha!

 

[Powiedział naczelny pisowiec (tak tak) tego Forum. PK]

odpowiedz
#15
Rysiek z Warszawy
2023-08-25 08:46:43
edytuj
usuń

".....bedzie beka i samozaoranie...." - @Magnavox

 

Może i bedzie ale przez tchórzliwe unikanie dyskusji też może być beka....
A fakty są takie jakie są a przecież miał powstać potężny wzrost bezrobocia po podwyzszeniu i to tak znacznym płacy minimalnej...
Ico? I ....... .
Czy Rysia z Warszawy zresztą, piszącego w ten sposób można nazwać pisowcem a może nawet szmalcownikiem?
Moim zdaniem nie.

 

Serdecznie pozdrawiam, Wasz Rysiek z Warszawy.

odpowiedz
#14
Magnavox
2023-08-24 15:43:01
edytuj
usuń

Po co byl ten proces w trybie wyborczym? Teraz PiS bedzie w spotach przepraszał, ze źle zaokrąglił w góre i informowal, ze bezrobocie za Tuska siegało 14,4 % a nie 15% - bedzie beka i samozaoranie, kto im to podpowiada?

odpowiedz
Ikona komentarza
Dodaj odpowiedź