Federalizacja UE realnie postępuje

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-09-18 20:00

Duńska prezydencja ministerialnej Rady Unii Europejskiej z powodu wakacyjnej kanikuły jest – jak każda sprawowana w drugim półroczu – realnie krótsza np. od niedawnej polskiej.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Oczywiście ma ambitny program, z którego jednak po wyciśnięciu propagandowej wody pozostaje niewiele konkretów. Tym najważniejszym staje się doprowadzenie przez Danię do sfinalizowania umowy UE z południowoamerykańskim rynkiem Mercosur. Treść przyjęła już Komisja Europejska (KE), zaś warunkiem zatwierdzenia jej przez legislacyjną Radę UE jest poparcie przez tzw. podwójną większość kwalifikowaną państw. Nie będzie z tym żadnego problemu, usiłowania zmontowania przez Polskę tzw. mniejszości blokującej – którą mogą stworzyć co najmniej cztery państwa, ale niemałe – okazały się bez szans.

Wśród duńskich priorytetów na dalekim planie znalazło się egzekwowanie unijnych reguł fiskalnych. A przecież to właśnie oszczędna Dania jest wyjątkowo uprawniona do podniesienia głośnego alarmu z powodu pogłębiania się kryzysu finansowego UE. 13 państw, czyli prawie połowa z 27, przekracza określony w traktacie z Maastricht z 1993 r. wynoszący 60 proc. PKB limit zadłużenia publicznego, również pułap deficytu budżetowego wynoszący 3 proc. PKB staje się fikcją. Traktatowe kryteria konwergencji są łamane tak powszechnie, że ponad połowa państw strefy euro powinna z niej… wylecieć. Taki problem istniał już w momencie wchodzenia wspólnej waluty do obiegu 1 stycznia 2002 r. w 12 państwach. Wtedy rzutem na taśmę, decyzją polityczną, przyjęta została niespełniająca kryteriów Grecja, ale była to skrywana ułomność jeszcze kilku państw. Liczebność strefy wzrosła już do 20 członków, od 1 stycznia 2026 r. przystępuje jako 21 państwo Bułgaria. Paradoksalnie nowi członkowie przestrzegają warunków traktatu bardziej uczciwie niż założyciele.

Dania traktatowo zwolniona jest z przyjęcia euro, obywatele potwierdzili w referendum wyższość narodowej korony. Właśnie w Kopenhadze podczas prezydencji powstał – ale jako dokument pozarządowy – aktualny raport Centrum Studiów Politycznych (CEPOS), instytucji członkowskiej European Policy Information Center (EPICENTER), u nas współpracującej z Warsaw Enterprise Institute. Raport zwraca uwagę na ważną okoliczność. W 2023 r. średni wskaźnik zadłużenia wszystkich państw UE do ich PKB wynosił 80,8 proc., natomiast w strefie euro było to aż 87,4 proc. Pięć krajów ze wspólną walutą osiągnęło zadłużenie przekraczające 90 proc., to śródziemnomorskie Grecja, Włochy, Francja i Hiszpania oraz Belgia z unijnego serca. Nieprzypadkowo bardziej rozrzutne i lekceważące traktat założycielski UE są państwa strefy euro, natomiast utrzymujące własne waluty są nieco bardziej odpowiedzialne. To potwierdzenie szkodliwej mentalności – skoro jesteśmy w walutowej wspólnocie, to na jej konto możemy się bezkarnie zadłużać, bo tak wielkiemu organizmowi nic nie grozi. Jeśli inni mogą, to czemu nie my. Czynnikiem bardzo sprzyjającym w UE popuszczaniu pasa stało się praktyczne zniesienie traktatowego zakazu wspólnej odpowiedzialności, co zachęciło państwa do przerzucania nawzajem na siebie obciążeń fiskalnych. Pierwszym w dziejach UE wyłomem było ekstraordynaryjne zaciągnięcie wspólnego długu – zarówno przez państwa euro, jak też utrzymujące własne waluty – na odbudowę po COVID-19 poprzez instrument NextGenerationEU o wartości 750 mld EUR. Teraz drugim uwspólnotowionym długiem staje się nadzwyczajny mechanizm obronny SAFE. Wspólną, szkodliwą filozofią takich instrumentów jest odkładanie w czasie wielkich obciążeń międzypokoleniowych. W dłuższej perspektywie wspólna odpowiedzialność finansowa i brak egzekwowania twardych przepisów traktatu są nie do pogodzenia ze zdecentralizowaną strukturą polityczną UE. W praktyce oznacza to, że bez tykania traktatowej puszki Pandory powolnie, ale realnie zachodzi zjawisko zapisane w tytule.