W końcu zaczęły rosnąć inwestycje. To pogląd wyrażany przez większość ekonomistów po publikacji wstępnych danych o PKB w III kw. Wzrost gospodarczy przyspieszył do 3,7 proc., ale czy stoją za nim inwestycje, przekonamy się dopiero w poniedziałek, 1 grudnia, gdy GUS poda więcej szczegółów, w tym składowe wzrostu produktu krajowego brutto. Na razie hipoteza jest taka, że to pieniądze publiczne, głównie z Krajowego Planu Odbudowy, zaczęły oddziaływać na gospodarkę i to inwestycje sektora publicznego zaczęły rosnąć.
Jest z czego wydawać
Dane publikowane w ostatnich dniach wskazują, że również w sektorze prywatnym mogło zacząć się coś dziać. Świadczą o tym choćby informacje o wynikach przedsiębiorstw zatrudniających 50 i więcej osób. Grupa, którą bada GUS, jest niemała, obejmuje ponad 17 tys. podmiotów. Ich łączne wydatki inwestycyjne w III kw. wzrosły drugi kwartał z rzędu.
Ale też środowisko do tego, żeby nastąpił wzrost wydatków inwestycyjnych w firmach, jest coraz bardziej sprzyjające. Po pierwsze, firmy, które wolą finansować rozwój z własnych środków, a nie pożyczonych, mają coraz większe zasoby, żeby to już robić. Rentowność działalności dużych firm się poprawia. Dane, jakie pozyskali z nich statystycy, pokazują kilkuprocentowy wzrost przychodów, ale znacznie większy przyrost zysku netto i zmniejszenie liczby firm notujących straty.
To składa się na obraz, w którym przedsiębiorstwa stopniowo zwiększają sprzedaż (bo popyt krajowy utrzymuje się na niezłym poziomie dzięki konsumpcji prywatnej), ale również kontrolują koszty. To przekłada się na odbudowę marż. W III kw. były one już dużo lepsze niż przed rokiem. Wskaźnik rentowności obrotu netto, który pokazuje, jaka część przychodów zostaje w firmie jako jej czysty zysk, wyniósł 3,5 proc. Rok wcześniej było to 2,9 proc.
Biznes idzie po kredyt
Po drugie, ci, którzy nie stronią od kredytów, ruszyli do banków. I to nie tylko po kredyt obrotowy, ale również inwestycyjny. Od maja, czyli od miesiąca, w którym Rada Polityki Pieniężnej zaczęła obniżać stopy procentowe, dynamika wzrostu wartości kredytów inwestycyjnych zaczęła przyspieszać. Już w maju wielkość proinwestycyjnego zadłużenia firm w bankach była o 6,9 proc. większa niż rok wcześniej. W II kw. średnia dynamika była już powyżej 8 proc., a w III kw. weszliśmy z podobnym wzrostem: 7,8 proc. r
Piotr Bielski, ekonomista Santander Banku Polska mówi, że obniżka stóp procentowych i związany z nią spadek oprocentowania kredytów mogły mieć przełożenie na wzrost popytu. Ale nie tylko to. Przez pewien czas firmy nie pożyczały, bo nie musiały – po pandemii miały pieniądze z tarcz finansowych uruchamianych przez rząd, potem notowały bardzo dobre wyniki finansowe w okresie podwyższonej inflacji. Później nie zaciągały kredytów, bo nastąpił okres podwyższonego ryzyka, niepewności i obaw związanych z wojną w Ukrainie i kryzysem energetycznym.
- Obecnie sytuacja się normalizuje: stopy procentowe spadają, strach, mimo trwającej wojny, nieco opadł, a zapasy gotówki z programów rządowych się wyczerpały, więc obserwujemy stopniowe ożywienie kredytowe. Słabość kredytu w przeszłości wynikała bardziej z braku popytu niż podaży – banki były i są gotowe udzielać finansowania. Liczę, że ten trend będzie kontynuowany – mówi Piotr Bielski.
Kiedy wzrośnie popyt z zagranicy
To, co stoi jeszcze na przeszkodzie do szybkiej odbudowy inwestycji prywatnych, to słabość popytu zagranicznego. Widać ją choćby w zamówieniach eksportowych. Według GUS w październiku zamówienia były o prawie 9 proc. niższe niż we wrześniu, a w porównaniu z październikiem 2024 r. wzrosły o 2,6 proc.
Kluczem do poprawy sytuacji jest koniunktura w niemieckiej gospodarce, która mozolnie się odbudowuje. W trzecim kwartale 2025 r. Niemcy utknęły w stagnacji (PKB się nie zmienił), a jej przyczyną były słaby eksport i spadek wydatków konsumpcyjnych.
Piotr Bielski zwraca jednak uwagę, że mimo tych niesprzyjających okoliczności polski przemysł wstaje z kolan, czego dowodem są choćby ostatnie dane o produkcji przemysłowej. W październiku wzrosła ona o 3,2 proc. r/r, bardziej niż oczekiwali ekonomiści (1,8 proc.).
- Dane o polskiej produkcji przemysłowej zaskoczyły nas ostatnio pozytywnie. Nawet jeśli ten zryw był jednorazowy, tendencja wskazuje, że polski przemysł radzi sobie coraz lepiej, mimo marazmu za zachodnią granicą – mówi ekonomista.
Jego zdaniem popyt z zagranicy w końcu wzrośnie, choćby dlatego, że niemiecki rząd poluzował własne zasady budżetowe i jest zdeterminowany, by rozbujać gospodarkę. A jeśli zaczną rosnąć Niemcy, to poprawi się koniunktura w całej strefie euro.
- Wtedy polskie firmy będą musiały inwestować, bo jedynym kierunkiem do zwiększania produkcji jest poprawa wydajności, a nie da się tego zrobić bez inwestycji w kapitał. To niezbędne w czasach, gdy zasoby pracy się kurczą – podkreśla Piotr Bielski.
