Poniedziałek 24 kwietnia francuska giełda zapamięta na długo. Rankiem indeks blue chipów, CAC 40, rósł najmocniej od dwóch lat. Do godz. 13 było to około 4,5 proc. W tym samym czasie rentowność francuskich 10-letnich obligacji rządowych spadła o 11 pkt. baz., do 0,76 proc. Zieleń dominowała na prawie wszystkich najważniejszych parkietach giełdowych na świecie, kosztem tzw. bezpiecznych przystani umacniały się bardziej ryzykowne waluty, w tym polski złoty, do dolara zyskiwało też euro. Tak rynki przyjęły wiadomość o przejściu do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji Emmanuela Macrona i Marine Le Pen.
— Reakcja rynków jest przesadzona. Przede wszystkim dlatego, że na razie sytuacja rozwija się zgodnie z tym, co pokazują sondaże. Wcześniej wskazywały na przejście do drugiej tury Macrona i Le Pen. Obecnie przewidują wygraną tego pierwszego w ostatecznym starciu [7 maja — red.]. Natomiast wcześniej rynki nieszczególnie obawiały się tych wyborów. Dlatego, moim zdaniem, rynkowa sprężyna odbiła zbyt mocno — komentuje Marcin Kiepas, analityk rynków finansowych.
Wiara w sondaże
Zgodnie z obecnymi sondażami za Emmanuelem Macronem opowiedziałoby się około 60 proc. głosujących.
— Wcześniej przed zakupami inwestorów powstrzymywał brak wiary w wiarygodność sondaży. Biorąc pod uwagę skuteczność w prognozowaniu wyników pierwszej tury, inwestorom zabrakło obecnie argumentów za kwestionowaniem ich wiarygodności. Do tego obecny rozkład sił w parze Macron — Le Pen również jest dla rynków korzystny. To dwie dobre wiadomości, które w dużej mierze tłumaczą powyborcze odreagowanie — mówi Paweł Mizerski, wiceprezes i dyrektor departamentu zarządzania aktywami w AXA TFI. W rezultacie, inwestorzy z powrotem poczuli głód ryzyka i grają obecnie pod przegraną Marine Le Pen.
— Rynki mogłyby się zaniepokoić w przypadku zmian tendencji w sondażach, a więc rosnącego poparcia dla Le Pen i malejącego dla Macrona. Choć moim zdaniem to mało prawdopodobny scenariusz. Tym bardziej że konkurenci, którzy odpadli w pierwszej turze, albo wskazali Macrona, albo wstrzymali się od głosu — dodaje Paweł Mizerski. Zdaniem Jakuba Szczepańca, starszego analityka rynku finansowego BM Alior Banku, należy liczyć się z tym, że poniedziałkowa reakcja w dużej mierze skonsumowała spadek ryzyka politycznego.
— Aby pozytywny trend był kontynuowany, potrzeba teraz dobrych danych makroekonomicznych ze strefy euro. Koniec końców, myślę że powinniśmy iść w dobrą stronę, ale byłbym ostrożny, czy aż tak mocno, jak spodziewają się tego rynki. To dlatego, że w ostatnim czasie oczekiwania co do wzrostu wskaźników PMI były nieco rozdmuchane — mówi Jakub Szczepaniec.
Paweł Mizerski z AXA wierzy w kontynuację trendu, za czym przemawiają jego zdaniem m.in. najnowszy odczyt indeksu Ifo, który odzwierciedla nastroje w niemieckim biznesie. W kwietniu indeks wzrósł do 112,9 pkt., wobec 112,4 pkt. w marcu. To najwięcej od prawie sześciu lat.
— Dane są bardzo pozytywne, zwłaszcza dla przedsiębiorstw skoncentrowanych na globalnym handlu. To, przynajmniej w pewnym stopniu, odreagowanie po zmianie retoryki Donalda Trumpa, a więc złagodzeniu protekcjonistycznych haseł — mówi Paweł Mizerski.
Klapki na oczach
Nieco bardziej sceptyczny jest Marcin Kiepas, który nie wróży poniedziałkowym zwyżkom na rynkach, w szczególności walutowym, przyszłości dłuższej niż jeden dzień. Ekspert podkreśla, że przedwczesne wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii (w czerwcu) czy w Niemczech (we wrześniu) to niejedyne źródła niepewności, których rynki zdają się teraz nie zauważać.
— Zakładając, że wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji będą zgodne z oczekiwaniami, a więc wygra Emmanuel Macron, należałoby wziąć pod uwagę to, jak będzie wyglądała współpraca parlamentarna prezydenta z parlamentem. Nie mniej ważne jest także to, jak będą wyglądały reformy gospodarcze, tym bardziej że kondycja Francji w ostatnich latach pozostawia wiele do życzenia — mówi Marcin Kiepas. Ekspert prognozuje, że w ciągu najbliższych trzech miesięcy kurs EUR/PLN będzie wahał się między 4,20 a 4,30 zł. W przypadku kursu USD/PLN przedział wahań to jego zdaniem 3,89-4,00. Wydarzeń, które będą huśtać notowaniami, nie brakuje. Na najbliższy czwartek zaplanowano posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego. Ekonomiści nie oczekują co prawda konkretnych ruchów ze strony władz banku, w szczególności wycofywania się programu luzowania ilościowego, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach — a konkretnie: w sposobie komunikacji.
— Przed nami druga tura wyborów we Francji, wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii, kolejno w Niemczech. Dlatego myślę, że EBC będzie ostrożny w komunikacji, w szczególności w sygnalizowaniu bardziej jastrzębiej polityki monetarnej. Wydaje mi się, że ani na tym, ani na kolejnym posiedzeniu EBC nie będzie podejmował konkretnych ruchów. Moim zdaniem, bank poczeka na wygaśnięcie efektu ropy, a więc do końca maja, po czym odczeka miesiąc-dwa, obserwując przy tym inflację bazową — mówi Jakub Szczepaniec.
Spokój na rynkach mącić mogą natomiast wieści zza oceanu. Donald Trump w weekend za pośrednictwem Twittera oznajmił, że w środę zaprezentowane zostaną założenia reformy podatkowej. Co prawda mogą to być jedynie ogólne punkty, ale rynki i tak zdwoją czujność. Do tego w ubiegły piątek Stanley Fisher, wiceprezes Fedu, stwierdził, że łącznie trzy podwyżki stóp procentowych w tym roku są nadal możliwe, co jednak nie oznacza, że Fed jest związany tym scenariuszem. Dodał przy tym, że nie ma to związku z ostatnimi słabszymi odczytami inflacyjnymi, bardziej z wolniejszym, niż oczekiwano, wdrażaniem zapowiadanych przez Donalda Trumpa projektów gospodarczych i podatkowych.