Franklin Templeton ma chrapkę na Quercusa

Jagoda Fryc
opublikowano: 2013-11-12 00:00

Amerykański gigant zarządzania chce podbić polski rynek, więc wyciąga ręce po jedno z najprężniej rozwijających się krajowych TFI

„Gdyby kiedyś padła taka propozycja, to możemy usiąść do stołu i porozmawiać” — tak Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, odpowiedział na pytanie, czy rozmowy z Franklin Templeton Investment (FTI) rzeczywiście się toczą. Z informacji „Pulsu Biznesu” wynika, że dotyczą już tylko (albo aż) ceny, którą trzeba zapłacić za ponad 4 mld zł aktywów, mocno rozwiniętą sieć dystrybucji i znakomitą historię wyników inwestycyjnych funduszy Quercusa. — Nie komentujemy — ucina Borno Janekovic, dyrektor ds. Europy Środkowo- -Wschodniej FTI.

Gra warta świeczki

Już w 2011 r. Borno Janekovic zapowiadał chęć przejęcia lokalnego TFI, które zapewniłoby dostęp do rozwiniętej sieci dystrybucji, co jest największą bolączką zagranicznych powierników. Wówczas jednak pomysł nie został zrealizowany. Dziś wrócił jak bumerang. — FTI wyraźnie chce się rozwijać w Polsce i przejęcia nie powinny być zaskoczeniem. Wszystko zależy od ceny, jaką zaproponuje. Przy zwyżkującym rynku wydaje się, że wycena aktywów będzie atrakcyjniejsza niż przy bessie — ocenia Michał Konarski, analityk DI BRE Banku.

Na koniec października Quercus TFI zarządzał aktywami wielkości ponad 4 mld zł, co daje mu siódme miejsce na rynku. Przed sobą ma jedynie towarzystwa powiązane z dużymi grupami kapitałowymi, jak PZU, Pioneer, PKO, Aviva, BZ WBK, ING i Union Investment. Atutem Quercusa jest niskokosztowy model biznesu, rozwinięta sieć dystrybucji (największe banki, ubezpieczyciele i czołowi pośrednicy finansowi) i znakomite wyniki, nie tylko funduszy inwestycyjnych, ale też spółki.

Po trzech kwartałach tego roku zysk netto wynosi 15,4 mln zł, wobec 8,7 mln zł zysku rok wcześniej. Większość aktywów Quercusa znajduje się w funduszach aktywnie zarządzanych i wysokomarżowych (głównie akcyjnych).

Zarobiliby też akcjonariusze

Tak smaczny kąsek rynek wycenia dziś na prawie 570 mln zł. To równowartość 14 proc. aktywów netto Quercusa. W przeszłości transakcje przejęcia zawierane były po cenie około 4-6 proc. aktywów.

— Spółka jest bardzo dobrze postrzegana na rynku, głównie przez pryzmat dobrej opinii o jego założycielu. Quercus to w istocie Sebastian Buczek i jego ludzie, a wycena spółki na nich bazuje. Gdyby nie oni, byłaby niższa. Ważne więc, czy zmiana właścicielska doprowadzi również do wyjścia z zarządzania spółką starej ekipy. Wydaje się to mało prawdopodobne, gdyż wówczas kupujący na inwestycji by stracił. Sebastian Buczek wraz z innymi założycielami ma okazję do realizacji zysku z lat ciężkiej pracy, a spółką kierowałby nadal, ale już nie „na swoim” — ocenia Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ Banku. Specjalista uważa, że tego typu informacja jest pozytywna dla akcjonariuszy, gdyż przejmujący „na zachętę” zwykle płaci premię wobec aktualnej wyceny rynkowej.

— Nie wiemy jednak, w jakiej formie miałoby się to przejęcie odbyć. Czy w formie wezwania na wszystkie akcje i potencjalne usunięcie spółki z giełdy, czy może zakup pakietu kontrolnego od założycieli spółki [Sebastian Buczek, Jakub Głowacki i Q1FIZ mają w sumie 52,5 proc. akcji — red.]. Wydaje się, że duży międzynarodowy gracz preferowałby pierwsze rozwiązanie, czyli można liczyć na wezwanie na wszystkie walory — dodaje Łukasz Bugaj.

Aspirant kontra gigant

Towarzystwo, kierowane przez Sebastiana Buczka, rozpoczęło działalność w 2008 r. i od samego początku zadowala klientów wysokimi stopami zwrotu. Flagowy Quercus Agresywny co roku bije benchmark, plasując się w czołówce kategorii. W 2009 r. zarobił 56 proc., czyli o 15 pkt proc. więcej od średniej w grupie, a w 2010 r. zyskał dwa razy więcej niż rywale.

W tym roku zyskuje 24 proc. przy średniej 15 proc. I to właśnie fundusz Agresywny jest magnesem, który przyciąga inwestorów do TFI. Jego popularność była tak duża, że firma zawiesiła przyjmowanie wpłat od nowych klientów. Przez ostatni rok towarzystwo podwoiło udział w rynku funduszy detalicznych i zarządza portfelem o wartości ponad 4 mld zł. Franklin Templeton na świecie zarządza aktywami o wartości 817 mld USD.

Nad Wisłą pojawił się w 1997 r., ale przez pierwsze lata jedynie bacznie przyglądał się rynkowi. Fundusze zaczął sprzedawać, gdy zostaliśmy członkiem UE, a w życie weszła ustawa o funduszach. Początkowo Franklin nie miał jednak łatwego życia. Polscy inwestorzy z niechęcią „wyprowadzali” pieniądze za granicę. Dziś Franklin Templeton jest liderem w branży funduszy zagranicznych w Polsce. Krajowi inwestorzy powierzyli mu ponad 1 mld USD, co daje 70-procentowy udział w rynku.