Największy australijski koncern motoryzacyjny dołączy tym samym do innego amerykańskiego rywala, Ford Motor, który już w maju zapowiedział, że wycofa się z Antypodów w 2016 r. Produkował tam pojazdy przez ponad dziewięć dekad. Specjaliści spekulują, że podobną decyzje może też w najbliższym czasie podjąć japońska Toyota, która po wyjściu GM i Forda zostałaby jedynym zagranicznym producentem aut na tym kontynencie.

Podstawowym powodem „zwinięcia interesu” są wysokie koszty produkcji oraz wysoka „moc” lokalnej waluty. Australijski dolar zyskał niemal 50 proc. w stosunku do amerykańskiego odpowiednika w okresie od 2009 do 2012 r., znacząco zmniejszając konkurencyjność eksportu i zwiększając atrakcyjność importu.
Udział sektora wytwórczego (w tym branży motoryzacyjnej) w PKB Australii spadł od 1960 r. z 29 do „zaledwie” 7,1 proc.
W przypadku Holdena, prace straci około 2,9 tys. zatrudnionych w zakładach w stanach Południowej Australii i Victoria.
„Konkurencja ze strony importu, rozdrobniony rynek samochodów krajowych, wysokie koszty i siła dolara australijskiego stworzyły "perfect storm” negatywnych czynników dla australijskiego przemysłu samochodowego” – ocenił Dan Akerson, odchodzący prezes i dyrektor generalny GM. Koszt produkcji auta w Australii (przez Holden) jest średnio o 3423 USD wyższy niż w przypadku innych zagranicznych zakładów GM.
Holden zaczął działalność w Australii Południowej w 1856 r. jako firma rymarska. Od 1948 r. zadebiutował w sektorze produkcji samochodów. Od 2004 r. spółka zależna GM odnotowała dodatni wynik netto tylko dwa razy: w 2010 i 2011 r.
Amerykanie nadal będą obecni w Australii, choć jedynie poprzez spółki zajmujące się sprzedażą samochodów, centrum dystrybucji części i biuro projektowe.
Udział samochodów produkowanych w Australii w sprzedaży krajowej obniżył się do 13 proc. w 2012 r. z aż 80 proc. w roku 1984.