Gorąco wokół wiatraków

Barbara Warpechowska
opublikowano: 2016-02-25 22:00

OZE: Złożony w Sejmie projekt ustawy dotyczący elektrowni wiatrowych może ograniczyć takie inwestycje

W połowie ubiegłego roku potencjał elektrowni wiatrowych w Polsce wynosił 4,1 GW. Według ministra energii, wiatraki stanowią jednak zbyt duży odsetek miksu energetycznego OZE. Resort woli stawiać na sterowalne i przewidywalne źródła takie, jak biogaz czy współspalanie. I nawet nie ukrywa, że wprowadzenie nowej ustawy poważnie zmniejszy wzrost sektora wiatrowego w Polsce.

TO ZA MAŁO:
TO ZA MAŁO:
Według szacunków Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, przyjęcie projektu ustawy pozwoli budować wiatraki na zaledwie 0,1 proc. powierzchni Polski.
Bloomberg

Autorzy projektu, posłowie PiS, uważają, że prawo nie reguluje w wystarczający sposób zasad lokalizacji elektrowni wiatrowych. Podkreślają też spory i konflikty z mieszkańcami. Ale projekt to przede wszystkim realizacja przedwyborczych obietnic PiS o ograniczeniu inwestycji wiatrowych w Polsce.

Dwa kilometry

Ważnym zapisem jest ustanowienie minimalnej odległości elektrowni od domów mieszkalnych i obszarów chronionych jako dziesięciokrotność wysokości elektrowni (najwyższego punktu, w jakim znaleźć się może wirnik wiatraka). Skąd taka liczba? Autorzy projektu uzasadniają, że jest to wielkość zapewniająca bezpieczeństwo fizyczne — bowiem 10-krotność wysokości środka wirnika jest odległością, w jakiej najczęściej będą spadały elementy wyrzucone przez łopaty wirnika (np. zmrożony śnieg, lód) oraz urwane fragmenty łopat.

Odległość taka zapewnia też ochronę przed infradźwiękami, hałasem, drganiami, promieniowaniem elektromagnetycznym czy refleksami światła i migotaniem cienia. Ważne są także walory wizualne. W wielu europejskich państwach przepisy określają odległość na podstawie norm akustycznych, co oznacza, że wynosi ona 300-800 metrów. I tak też jest obecnie w Polsce. Sprawdza się dystans do lasów, torów i dróg czy linii wysokiego napięcia. Nie można stawiać wiatraków na terenach objętych programem Natura 2000 oraz w miejscach, gdzie są korytarze przelotu ptaków.

Co oznacza proponowany zapis? Typowa elektrownia wiatrowa o mocy 2 MW, jakie instaluje się w Polsce, ma wysokość od 135 do 180 metrów, a większe wiatraki sięgają do 210 metrów. Zgodnie z ustawowym kryterium, odległość tych instalacji od zabudowań i terenów objętych ochroną powinna wynosić od 1,35 km do 2,1 km.

W praktyce ograniczy to możliwość budowania farm wiatrowych w Polsce. Według szacunków Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, przyjęcie odległości minimalnej 2 km pozwala budować wiatraki na zaledwie 0,1 proc. powierzchni Polski. Oczywiście można budować wiatraki niższe niż 150-200 metrów. Są to siłownie o mocy poniżej 1 MW, ale takie powstają w nietypowych sytuacjach, wówczas koszt energii jest wyższy. Im wyższy wiatrak, tym większa produktywność. Dlatego przy obecnych cenach referencyjnych dla energetyki wiatrowej nikt nie buduje mniejszych wiatraków.

Będzie drożej

W projekcie zapisano też nową definicję elektrowni wiatrowej. Teraz cały wiatrak będzie obiektem budowlanym w rozumieniu przepisów prawa budowlanego. Dla właścicieli działających wiatraków oznacza to kilkakrotny wzrost opodatkowania. W obecnym stanie prawnym budowlą są fundamenty wiatraka i wieża wiatrakowa, których wartość to około 20 proc. wartości całego urządzenia i od tego płaci się podatek od nieruchomości.

Po zmianach budowlą byłby cały wiatrak, składający się z fundamentu, wieży oraz elementów technicznych (wirnik z zespołem łopat, zespół przeniesienia napędu, generator prądotwórczy, układy sterowania i zespół gondoli wraz z mocowaniem i mechanizmem obrotu) i podatek od nieruchomości należałoby płacić od wartości całego wiatraka.

Czy można te koszty przenieść na odbiorców? Nie bardzo. Ceny energii wyznacza rynek, na którym podatek od nieruchomości dla elektrowni nie obejmuje kotłów i turbin, a w przypadku zielonych certyfikatów, którychsprzedaż stanowi drugie po sprzedaży energii źródło przychodów wiatraków, nadpodaż jest tak duża, że nie widać możliwości wzrostu cen. Z tego powodu zaczęły już bankrutować biogazownie.

Dodatkowe koszty

Do podatków miałyby dojść jeszcze dodatkowe opłaty. Autorzy projektu ustawy proponują, żeby warunkiem możliwości użytkowania wiatraków była decyzja Urzędu Dozoru Technicznego. Opłata nie będzie przekraczała 1 proc. wartości inwestycji (około 150 tys. zł), a zezwolenie UDT byłoby ważne tylko dwa lata. Już działające instalacje miałyby rok na uzyskanie zezwolenia UDT.

Proponowane rozwiązanie to po prostu podatek, bo opłata na rzecz UDT nie ma żadnej innej funkcji. Badania nie kosztują tyle, a poza tym ich przeprowadzanie jest bezsensowne, szczególnie w odniesieniu do 80 proc. całkowicie nowych wiatraków, z których wiele ma gwarancję producenta. To dodatkowe fiskalne obciążenie branży. Parlamentarzyści PiS nie są sami. Projekt popierają posłowie z różnych ugrupowań. Jakie będą jego losy? Łatwo przewidzieć, uwzględniając sejmową większość.