Gospodarka w recesji, ale wciąż bez powtórki z wiosny

Ignacy Morawski
opublikowano: 2020-11-19 22:00

Jaki jest obecnie stan polskiej gospodarki i co nas czeka w najbliższej przyszłości - analizuje główny ekonomista “Pulsu Biznesu”.

Konsumpcja mocno dołuje, wraz z nastrojami konsumentów, ale przemysł wciąż się trzyma relatywnie stabilnie. Takie wyciągam wnioski z różnych danych i sygnałów, które otrzymuję na bieżąco z gospodarki. Jesteśmy prawdopodobnie na dnie recesji wywołanej kolejną falą epidemii i od przyszłego miesiąca powinno zacząć się ożywienie, jeżeli oczywiście spadek fali epidemicznej w Europie, obserwowany od kilkunastu dni, zostanie podtrzymany.

Oto kilka wskaźników, które pozwalają ocenić obecny stan polskiej gospodarki. Wszystkie pokazuję też na wykresach, na których widać głębokość obecnego spowolnienia w relacji do tego z wiosny.

GUS opublikował wczoraj comiesięczne dane o nastrojach konsumentów, pochodzące z regularnego badania ankietowego. Nastroje wyraźnie się pogorszyły w listopadzie – wskaźnik wyprzedzający ufności konsumenckiej spadł o 10,9 pkt, do -31,1 pkt. Oznacza to, że nastroje są gdzieś w połowie drogi między letnią górką a wiosennym dnem, do którego wciąż jeszcze daleko.

Na podobne wnioski wskazują dzienne dane Google’a, dotyczące częstotliwości wizyt Polaków w miejscach handlu i rozrywki. 18 listopada wskaźnik znajdował się 45 proc. poniżej normy, co oznacza pogorszenie o około 15 pkt proc. w porównaniu do tego sprzed zamknięcia galerii handlowych. Jako normę firma określa średni odczyt z pierwszych tygodni tego roku. Dla porównania: wiosną wskaźnik znajdował się 55-60 proc. poniżej normy, a latem około 10 proc. powyżej. Te dane wskazują zatem na nieco głębsze osłabienie aktywności zakupowej Polaków niż dane GUS, ale warto pamiętać, że spadek częstotliwości wizyt w miejscach handlowych może przeceniać spadek konsumpcji – ludzie robią część zakupów poza miejscami handlu (lub w takich, których Google nie rozpoznaje jako miejsca handlowe), a poza tym za część spadku uczęszczania do tego typu miejsc odpowiada redukcja spacerów, a nie zakupów.

Jednocześnie wciąż nie widać, by wstrząs popytowy w konsumpcji przekładał się bardzo wyraźnie na aktywność w przemyśle. Dzienne dane Polskich Sieci Elektroenergetycznych wskazują, że popyt na prąd w systemie jest podobny do tego sprzed roku. Nie ma żadnych sygnałów zamrożenia aktywności produkcyjnej, które występowały wiosną. To nie znaczy jeszcze, że produkcja nie spada – tego nie wiemy, bo zużycie prądu jest mało wrażliwe na niewielkie wahnięcia aktywności przemysłowej. Nie znaczy to jednak, że nie mamy do czynienia z wyłączaniem linii produkcyjnych na dużą skalę.

Te sygnały z przemysłu potwierdzają opinie przedstawicieli sektora. W czwartek miałem okazję rozmawiać z przedstawicielem stowarzyszenia skupiającego firmy przemysłowe z branży bardzo wrażliwej na zmiany koniunktury. Mówił, że firmy mają ręce pełne roboty, a czwarty kwartał jest ewidentnie lepszy, niż wskazywały obawy pod koniec października.

Wszystkie sygnały razem sugerują, że gospodarka doznaje wstrząsu, ale wciąż on znacznie mniejszy niż wiosną.