GPW oszacowała skutki wejścia rywala

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2018-09-23 22:00

Paradoks planu Cboe, amerykańskiego potentata polega na tym, że obroty polskimi akcjami mogą ogółem wzrosnąć, choć GPW na tym straci. Wraz z nią inwestorzy indywidualni i lokalne domy maklerskie

Przeczytaj i dowiedz się:

  • jak wejście Cboe Europe wpłynie na obrót akcjami polskich spółek
  • czy GPW obawia się giganta z Chicago
  • jak eksperci komentują pojawienie się alternatywnej platformy obrotu polskimi akcjami

 

Najbliższe urodziny prezesa Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie (GPW) będą wyjątkowe. Właśnie 5 listopada 2018 r. handel akcjami wszystkich spółek z indeksu WIG20 zamierza rozpocząć Cboe Europe. Platforma ta obsłużyła w sierpniu 23,8 proc. europejskiego obrotu akcjami i 20 najpłynniejszych polskich spółek z pewnością rewolucji tam stanowić nie będzie. Opisany przez nas w piątek 21 września plan amerykańskiego giganta może mieć jednak dużo większe znaczenie dla GPW.

Choć zainteresowanie Cboe Europe sprowadza się na razie do 20 spółek, GPW liczy się ze spadkiem obrotów akcjami o 4-12 proc. w stosunku do stanu obecnego.

— W perspektywie roku, dzięki temu MTFowi rynek urośnie o 10-20 proc. Łączne obroty polskimi akcjami będą większe. W tym powiększonym rynku utrzymamy 80 proc. udział — tłumaczy Marek Dietl, prezes GPW.

— Co do liczb nie chcę się wypowiadać, ale logika jest w porządku. Wprowadzenie polskich spółek na inną platformę wykreuje dodatkowy obrót, ale giełda nic z tego nie będzie miała — komentuje Adam Maciejewski, były prezes GPW.

W piątek 21 września, a więc tuż przed reklasyfikacją polskiego rynku do grona rozwiniętych przez FTSE Russell, obroty na sesji osiągnęły rekordową wartość 5,43 mld zł. To jednorazowy wystrzał, bo rzeczywistość jest inna — średni sesyjny obrót w sierpniu wyniósł 0,76 mld zł.

Konkurencja dla każdego

Marek Dietl nie kryje żalu, że regulatorzy pozwolili na funkcjonowanie MTF-ów. Tak zaczynała Cboe Europe. Obecnie — podobnie jak GPW ma status rynku regulowanego — choć trzon jej modelu biznesowego pozostał ten sam.

— Nic nie zmusza do poprawy tak, jak konkurencja, i to żwawa konkurencja. Ale zapał regulacyjny w zwiększaniu konkurencji poszedł za daleko. Ci, którzy nie ponoszą kosztów pozyskiwania emitentów mogą z tych emitentów korzystać. Platformy prowadzące działalność czysto elektronicznie mają tę przewagę, że ich poziom kosztów jest zdecydowanie niższy od tradycyjnych giełd. Zostaliśmy sami z kosztami, ale przychodami będziemy musieli się podzielić — mówi Marek Dietl.

Warszawska giełda również była zaangażowana w rozwój MTF-ów. Za prezesury Adama Maciejewskiego, w 2013 r. zainwestowała w start-up Aquis Exchange. Jego szefem jest Alasdair Haynes, były szef Cboe Europe (wtedy nosiła inną nazwę). Biznes zmniejsza straty, ale nie przynosi jednak dochodu, więc obecny prezes GPW zdecydował o sprzedaży akcji Aquisu, na czym zresztą GPW zarobiła. Adam Maciejewski podkreśla jednak, że nie takie było założenie.

— Spodziewałem się konkurencji MTFów. To był ruch wyprzedzający — twierdzi Adam Maciejewski.

Niewątpliwie temat MTF-ów rozgrzewał polski rynek kapitałowy tuż przed tym, zanim został prezesem. Argumentem przeniesienia handlu na jakiś MTF posługiwały się polskie domy maklerskie w utarczkach z prezesem Ludwikiem Sobolewskim na temat opłat giełdowych. Uważały, że nie fair jest działanie tzw. zdalnych członków giełdy, czyli zagranicznych domów maklerskich nie mających w Polsce żadnej infrastruktury, a jedynie wysyłających elektroniczne zlecenia np. z Londynu.

Od stycznia do sierpnia 2018 r. pięciu największych zdalnych członków GPW wygenerowało 23,2 proc. obrotów sesyjnych akcjami na rynku głównym.

— Do tej pory mieliśmy konkurencję dla krajowych brokerów. Teraz konkurencję będzie miała giełda — zaznacza Adam Jaroszewicz, dyrektor domu maklerskiego mBanku.

— Biorąc pod uwagę istnienie tego typu platform MTF, pozycja warszawskiej giełdy w obrocie polskimi akcjami jest wyjątkowa. Nic więc dziwnego, że jakiś nowy gracz próbuje ją podgryzać — mówi Filip Paszke, dyrektor domu maklerskiego PKO Banku Polskiego.

Ci, którzy są bardziej bezpośredni, zastrzegają anonimowość.

— Koń jaki jest, każdy widzi. Jeśli opłaty odbiegają od powszechnie obowiązujących standardów, to taka sytuacja nie może trwać w nieskończoność. Jeżeli zdalni członkowie giełdy będą mieli do wyboru tańszą platformę i GPW to wahać się długo nie będą — mówi wiceszef jednego z krajowych domów maklerskich.

Nie tylko cena się liczy

Za brokerami stoją ich klienci. Od 2015 r. inwestorzy zagraniczni mają zaś ponad połowę udziału w obrotach na rynku głównym. Część tego obrotu przechodzi przez krajowe domy maklerskie. Nawet wtedy inwestorzy zagraniczni koncentrują się jednak na najpłynniejszych spółkach, a większością z nich chce właśnie handlować Cboe Europe. To dodatkowe zagrożenie dla GPW i krajowych domów maklerskich po tym jak w części Europy rozdzielono opłaty transakcyjne od opłat za analizy. Fundusze, które korzystają z takiego rozdzielenia, mogą stosunkowo łatwo zrezygnować z handlu przez polskie domy maklerskie współpracujące z GPW, nadal kupując w nich analizy. Ale nawet w Polsce są instytucje, które są gotowe rozważyć takie rozwiązanie.

— Obecnie przy obsłudze polskich klientów instytucjonalnych np. funduszy inwestycyjnych dominującym sposobem serwisu jest łączny transakcyjny i analityczny z jedną płatnością prowizyjną. W sytuacji gdy te usługi się rozdziela, z czym liczymy się w perspektywie najbliższych lat, na pewno rozważymy korzystanie z usług tzw. brokerów dyskontowych, którzy nie zapewniają serwisu analitycznego — mówi Rafał Jańczyk, dyrektor inwestycyjny Aviva Investors Poland TFI.

Firmą, która na polecenie holenderskiej centrali rozdzieliła opłaty transakcyjne od płatności za analizy jest NN Investment Partners TFI. Jej przedstawiciel nie chciał jednak komentować sytuacji.

Zastrzegając anonimowość, przedstawiciele kilku TFI zwrócili jeszcze uwagę, że ich zainteresowanie obrotem na Cboe może wynikać nie tyle z cen co podejścia banków depozytariuszy i agentów transferowych. Na ten sam problem zwraca uwagę Bartosz Świdziński, dyrektor ds. rozwoju biznesu w austriackim Erste Securities Polska.

— Decyzja o wprowadzeniu polskich akcji wchodzących w skład indeksu WIG20 do obrotu na giełdzie Cboe Europe jest już drugą próbą fragmentacji obrotu polskimi akcjami. W 2015 r. taką próbę podjęła platforma Turquoise, ale bez sukcesu. Na pewno decyzja Cboe jest istotniejsza i projekt ma większe szanse powodzenia. Patrząc na inne rynki europejskie Cboe była w stanie przejąć 20-30 proc. obrotów całego rynku (w Wiedniu 23 proc.), gdy Turquoise zazwyczaj około 10 proc. Powodem niepowodzenia pierwszej próby były kwestie operacyjne związane z posttransakcyjnymi procesami, głównie transferem papierów wartościowych — opowiada Bartosz Świdziński.

Płynność się zmniejszy

Rafał Jańczak przypomina jeszcze, że wybór rynku leży zasadniczo bardziej po stronie brokera, a w mniejszym stopniu po stronie funduszu, który przekazuje zlecenie do domu maklerskiego w celu jak najlepszego wykonania, w którym ważną role odgrywa gwarancja rozliczenia transakcji oraz płynność.

I w tym ostatnim wszyscy upatrują największego problemu.

— Na pewno problemem polskiej giełdy jest płynność. Jej rozdzielenie może spowodować, że płynność na GPW jeszcze spadnie — przyznaje Filip Paszke.

— Z punktu widzenia polskiego rynku kapitałowego, fragmentacja obrotu spowoduje na pewno presję na opłaty GPW, gdyż będzie tańsza alternatywa. Z drugiej strony całościowo na akcjach z WIG20 może pojawić się więcej transakcji m.in. dzięki arbitrażowi między rynkami i potencjalnemu pojawieniu się nowych uczestników — uważa Bartosz Świdziński.

Były szef GPW uważa jednak, że transakcje arbitrażowe to nic dobrego.

— Sami inwestorzy zagraniczni będą mieli problem z wykreowaniem na Cboe istotnej płynności. Ale część tej płynności z GPW odpłynie i to jest smutne. By cena była właściwie ustalona musi wynikać z rzeczywistego popytu i podaży. Inwestorzy instytucjonalni potrafią obejść ten problem transakcjami arbitrażowymi, ale dla inwestorów indywidualnych są one niedostępne — przypomina Adam Maciejewski.

Marek Dietl nie traci jednak nadziei.

— Jak się spojrzy na giełdę w Hiszpanii to widać, że nie jesteśmy skazani na pożarcie. Giełda hiszpańska przede wszystkim bardzo inteligentnie zróżnicowała swoje ceny dla różnych grup klientów — sugeruje Marek Dietl.

 

5,4 mld zł Taka była wartość obrotów akcjami na GPW na sesji 21 września. To rekord i konsekwencja ruchów w portfelach funduszy, dla których punktem odniesienia są indeksy obliczane przez FTSE Russell.