Gra o Commerzbank

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2019-06-03 22:00

Nie wiadomo, kto kupi właściciela mBanku, ale konsolidacja w Europie jest nieuchronna. Oznacza to ogromne zmiany na polskim rynku

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • dlaczego konsolidacja banków w Europie doprowadzi do trzesięnia ziemi w Polsce
  • jak może zmienić się rynek w Polsce i co te zmiany oznaczają dla pracowników banków

W europejskim systemie bankowym zachodzą ruchy tektoniczne, które mogą wywołać trzęsienie ziemi w polskim sektorze bankowym. Po tym jak fiaskiem zakończyły się rozmowy o fuzji Deutsche Banku z Commerzbankiem (COBA) znowu powraca pytanie o przyszłość mBanku należącego do grupy COBA i krajowego rynku finansowego w ogóle. Od tego, kto przejmie Commerzbank, zależy układ sił w branży.

NOWE ROZDANIE:
NOWE ROZDANIE:
Potencjalne przejęcie Commerzbanku przez zagranicznego inwestora będzie miało duży wpływ na niemiecki rynek, ale jeszcze większy na polski. Transakcja może zupełnie zburzyć obecny układ sił.
Fot. Bloomberg

Kilka miesięcy temu, kiedy pogłoski o sprzedaży właściciela mBanku przybrały na sile, za jednego z głównych kandydatów na nabywców uważano włoski Unicredit, który dwa lata temu wycofał się z Polski, sprzedając państwu Pekao. Kupno przez Włochów Commerzbanku byłoby dla rodzimego rynku względnie neutralne, bo nie mają oni u nas żadnych aktywów. W grę o Commerzbank włączył się jednak kolejny kandydat — holenderski ING Bank, który — jak wynika z nieoficjalnych informacji — jest równie zdeterminowany jak Włosi.

Dla ING fuzja byłaby ucieczką do przodu. Bank zdominował rynek w Holandii i Belgii, jest dużą instytucją, która za bardzo rzuca się w oczy regulatorom i politykom. Nie ma najlepszej prasy w związku z aferą prania pieniędzy oraz wysokimi premiami dla najwyższego menedżmentu. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Holendrzy proponują niemieckim sprzedawcom przeniesienie centrali banku z Amsterdamu do Frankfurtu. Byłby to ukłon w stronę COBA, ale też sposób na usunięcie się z celownika holenderskiego nadzoru. Ponadto przeprowadzka pozwoliłaby zarządowi ING zachować wysokie premie, gdyż niemieckie prawo w sprawie bonusów jest łagodniejsze niż holenderskie.

Również Unicredit zaoferował ustanowienie siedziby we Frankfurcie i ewakuację z Mediolanu, gdzie ma centralę. Włosi jako inwestorzy w sektorze bankowym nie mają jednak najlepszej opinii w Niemczech, gdzie pamięta im się fuzję sprzed lat. Unicredit kupił wówczas piąty co do wielkości Hypovereinsbank, szybko zmienił szyld, wprowadził rządy twardej ręki, a w ostatnich latach głównie tam i w Austrii szukał oszczędności.

Stefan Witmann, członek rady nadzorczej COBA z ramienia związków zawodowych, ostrzegł niedawno, że „poleje się sporo krwi”, zanim zmaterializuje się scenariusz z udziałem Włochów.

Pozycja negocjacyjna ING też nie jest pewna, ponieważ Niemcy, a konkretnie rząd w Berlinie, w każdej chwili mogą powiedzieć „nein”. Na razie, po fiasku rozmów o fuzji dwóch największych banków, gabinet Angeli Merkel nie ma pomysłu, co zrobić z DB i COBA. Jörg Kukies, wiceministerfinansów, opowiedział się niedawno przeciw tworzeniu narodowego bankowego czempiona, gdyż nie jest to sposób na rozwiązanie problemów. Za najważniejsze zadanie dla polityków uznał zakończenie prac nad Europejską Unią Bankową i harmonizacją regulacji w sektorze finansowym.

Konkurencja z Ameryką

W marcu tego roku DB Research, jednostka analityczna Deutsche Banku, w raporcie „Jak naprawić europejski system bankowy… i dlaczego to takie ważne” brak jednolitego rynku bankowego uznała za jedną z głównych przyczyn przegrywania konkurencji przez banki z UE z amerykańskimi. Drugą jest ogromne rozdrobnienie sektora.

— Europa potrzebuje konsolidacji sektora bankowego i finansowego, która powinna przebiegać transgranicznie. Rynek jest rozproszony pomiędzy różne kraje, tymczasem w USA pięć, sześć banków kontroluje cały rynek. Tylko duże instytucje mogą inwestować w nowoczesne technologie, internet rzeczy, sztuczną inteligencję. Jeśli europejskie banki nie będą rosły, to istnieje ryzyko, że firmy spod znaku GAFA lub Alibaba wejdą w rolę pośredników finansowych. Europa potrzebuje dużych banków, żeby dostarczały finansowania gospodarstwom domowym i firmom. To kluczowe dla rozwoju gospodarki — powiedział prof. Nouriel Roubini, ekonomiczny guru ze Stern School of Business przy Uniwersytecie Nowojorskim, goszczący w Polsce na Europejskim Kongresie Finansowym.

Europejski system bankowy jest największy na świecie pod względem aktywów, ale też niezwykle podzielony. Pięć największych banków w USA kontroluje połowę rynku. W UE pierwsza piątka ma jedną czwartą, a ich kontrola ogranicza się głównie do rynków krajowych. Jednolity rynek bankowy, nad którym od lat trwają prace, faktycznie nie istnieje. Tylko 1 proc. detalicznych klientów i 10 proc. firm zaciągnęło kredyt w zagranicznym banku na terenie UE. Depozyty trzyma w nich 8 proc. przedsiębiorców i śladowy odsetek osób indywidualnych. Na palcach jednej ręki można policzyć europejskie banki o transgranicznym zasięgu: to BNP Paribas, ING, Santander.

Na każdym rynku podlegają one innym regulacjom i faktycznie działają zamknięte w krajowych silosach. Choć na europejską skalę to duże instytucje, nie mogą się mierzyć z odpowiednikami zza oceanu. Dość powiedzieć, że kapitalizacja Santandera, największej grupy w strefie euro, jest cztery razy mniejsza niż JP Morgana. Europejskie banki osiągają niższe marże niż amerykańskie (co jest m.in. efektem utrzymujących się od lat ujemnych stóp), mają niższe zyski i generują znacząco niższy zwrot na kapitale: 8 proc. vs 12 proc.

Zdaniem autorów raportu konsolidacja sektora bankowego w Europie, zwiększanie skali działania i sumy bilansowej, jest jednym z warunków skutecznej konkurencji z rywalami z USA. Silniejsze banki amerykańskie, w mniejszym stopniu skrępowane regulacjami, już przejęły z Europy część biznesu związanego z obsługą dużych korporacji oraz segment investment bankingu. Przed unijnymi bankami rysuje się ryzyko, że w następnej kolejności stracą rynek detaliczny na rzecz amerykańskich gigantów technologicznych spod znaku GAFA.

Fuzje — niewypały

O konieczności konsolidacji sektora bankowego w Europie coraz głośniej mówią prezesi banków i przedstawiciele Europejskiego Banku Centralnego. Inwestorzy nie darzą jednak tego typu operacji szczególnym sentymentem, bo pamiętają, czym zakończyły się megafuzje w przeszłości. Ostatnie dwie duże transakcje odbyły sie w Niemczech. W 2008 r., tuż przed wybuchem kryzysu, DB przejął Deutsche Post, a rok później Commerzbank skonsumował związek z Dresdner Bankiem. Obydwie fuzje trudno uznać za biznesowe sukcesy. Dwa lata wcześniej doszło do największej wówczas transakcji M&A na świecie — Royal Bank of Scotland, Fortis i Santander przejęły wspólnie holenderski ABN Amro. Skutki akwizycji były takie, że Fortis zbankrutował, a RBS przed upadkiem uratował rząd.

W ostatnim dziesięcioleciu w Europie nie było znaczących transakcji na rynku bankowym. Wyjątkiem jest Polska, gdzie wskutek przetasowań właścicielskich kształt rynku zmienił się diametralnie. Na fuzjach najwięcej zyskał Santander, który po przejęciu Kredyt Banku i detalicznej części DB został numerem trzy w branży. Istotnie umocnił się BNP Paribas dzięki przejęciu BGŻ i Raiffeisena, osiągając szóstą lokatę.

Tuż za PKO BP

Cała obecna układanka rozpadnie się jak domek z kart, jeśli Commerzbank, a wraz z nim mBank, trafi w ręce ING. Oczywiście celem Holendrów jest bogaty rynek niemiecki, na którym obecnie mają detaliczny bank ING (dawniej DiBa) ze 150 mld EUR sumy bilansowej (jedna trzecia COBA) i po połączeniu zajęliby bardzo mocną drugą pozycję w kraju (aktywa DB to 1,3 bln EUR). Z naszych informacji wynika jednak że ING interesuje się także mBankiem. To numer cztery w branży, z aktywami 150 mld zł. ING Bank Śląski, należący do Holendrów, ma 145,5 mld zł na bilansie. Razem daje to blisko 300 mld zł sumy bilansowej, rzut beretem od PKO BP (325 mld zł) i daleko przed Pekao (191 mld zł).

— Fuzja obydwu banków, mówiąc brutalnie, oznaczałaby dla nich rzeź. Niewiele jest tu synergii poza kosztowymi, związanymi z redukcją centrali i generalnie kosztów osobowych. Obydwa banki działają w bardzo podobnym obszarze rynku, przyciągają klientów szukających innowacji, którzy swobodnie poruszają się w internecie i mobile’u, więc w pewnym stopniu baza się pokrywa. Więcej synergii jest w obszarze klientów firmowych. ING jest bardo mocny w segmencie MSP, mBank ma dobrych klientów korporacyjnych — mówi przedstawiciel sektora bankowego.

Jego zdaniem fuzja byłaby złą wiadomością dla rynku i klientów, gdyż połączenie dwóch innowacyjnych, bardzo aktywnie działających banków zmniejszyłoby konkurencję w sektorze. Transakcja oznaczałaby też koniec jednej z dwóch platform transakcyjnych, rozpoznawalnych metod i narzędzi komunikacji oraz wyróżniających się marek i kultur korporacyjnych.

— Wszelkie przewidywania co do rozwoju sytuacji wokół Comerzbanku są pisane patykiem po Renie, gdyż decyzje w dużej mierze zależą od polityki. To drugi co do wielkości bank w kraju, a poza tym państwo ma w nim 15 proc. Rozmowy z DB pokazały, że bardzo dużo do powiedzenia w sprawie banku mają działające w nim związki zawodowe — mówi nasz rozmówca.