Głos odrębny greckiego ministra Janisa Warufakisa został zredukowany wyłącznie do przypisu, a pozostali uczestnicy spotkania - obradowali dalej, już bez niego na sali. Europejscy liderzy mają świadomość, że na przyszłotygodniowe referendum muszą mieć plan B.

Tym bardziej ironiczne było, że jeszcze w czwartek - kiedy nowe porozumienie z Grecją było wcale niewiele bliżej - liderzy państw obradujący podczas Rady Europejskiej postanowili nagrodzić tytułem Europejczyka Roku byłego ministra finansów Francji i szefa Komisji Europejskiej, Jacquesa Delorsa, jednego z architektów wspólnej waluty. Co bardziej złośliwi komentowali, że to ostatnia chwila na takie ordery.
W weekend atmosfera w Brukseli była gorsza. Pesymistyczny ton wypowiedzi ministrów wchodzących na obrady Eurogrupy nie zmienił się ani o trochę, kiedy wieczorem opuszczali budynek Rady Europejskiej. Według nieoficjalnych doniesień zza zamkniętych drzwi, jedynie Francja deklarowała gotowość dalszego prowadzenia negocjacji z rządem w Atenach i przedłużenia dotychczasowej umowy w celu znalezienia porozumienia. Niemiecki minister finansów Wolfgang Schauble - już po wyjściu ze spotkania - nie ukrywał, że ma dość zachowania Ciprasa i Warufakisa.
- Nie widzę żadnej możliwości żadnego przedłużenia obecnego programu, który wygasa we wtorek - deklarował.
Jego holenderski odpowiednik i szef Eurogrupy Dijsselbloem poszedł jeszcze dalej. - Nawet w przypadku poparcia Greków dla porozumienia z instytucjami, istniałyby wątpliwości co do wiarygodności obecnego rządu greckiego w dalszych negocjacjach - powiedział.
Podczas wieczornego wystąpienia przed swoim parlamentem odpowiedział im sam grecki premier.
- Nie będziemy pytali Schauble ani Dijsselbloema o pozwolenie na referendum. Demokracja się narodziła tutaj, w Grecji, i wiemy, jak z niej korzystać - ripostował.
Kiedy jego poprzednik, Antonis Samaras, oskarżał go o brak odpowiedzialności za państwo i argumentował, że głos za odrzuceniem porozumienia w referendum to głos za bankructwem kraju, Tsipras odpowiedział, że "jedynym celem MFW i instytucji unijnych jest upokorzenie Grecji i zabranie naszej godności, a nie rozwiązanie problemu".
Ale ta retoryka może nie wystarczyć. Pomimo tego, że parlament w nocnym głosowaniu przed 3 rano ateńskiego czasu zdecydował o przyjęciu wniosku o referendum, wciąż niejasne pozostaje dokładne brzmienie pytania, ani co konkretnie będzie przedmiotem głosowania. Propozycja porozumienia kredytodawców, którą chciał poddać pod ocenę Tsipras, wygasa we wtorek, więc w niedzielę głosowanie nad nią będzie mijało się z celem. Wciąż nie ma również odpowiedzi na pytanie o to, co konkretnie miałoby oznaczać odrzucenie porozumienia: jaka jest kontrpropozycja? Tsipras tego nie wyjaśnił.
Vassilis Monastiriotis, ekonomista z London School of Economics and Politicial Science, powiedział w rozmowie z "Pulsem Biznesu", że techniczne zorganizowanie referendum w tak krótkim terminie wydaje się być "ekstremalnie trudnym zadaniem, ale rząd i Syriza będą chciały doprowadzić do niego za wszelką cenę".
- Syriza poszukuje legitymizacji dla ich decyzji, jakakolwiek by ona nie była. Większość posłów chciałaby doprowadzić do Grexitu, ale boją się odpowiedzialności. Z kolei zmiana stanowiska byłaby możliwa tylko, jeśli Syriza potrafiłaby wytłumaczyć to wyborcom i utrzymać przy władzy, a to wydaje się być bardzo trudne - tłumaczył Monastiriotis.
- W pewnym sensie, obawiam się, że nie ma już możliwości porozumienia - dodał.
Referendum zaplanowane jest na niedzielę, 5 lipca.